Wczoraj narzekałem, że jak zdarza mi się pisać o Milanie, to zawsze wieje pesymizmem. Taki sam był wczorajszy tekst i naprawdę nie spodziewałem się, że prędko napiszę coś o Rossonerich w tonie optymistycznym.
Minął dzień i zmieniło się wszystko.
Nie na San Siro, tylko w zasobach posiadanej przeze mnie wiedzy.
Co tu kryć, dzisiejszy felieton powinien mieć tytuł: “Jak co czwartek… MĄDRZEJSI ODE MNIE”.
Kto nie zna sprawy, musi zerknąć do wspomnianego tekstu “Milanem rządzi duch”. Kto nie ma na to czasu bądź mu się nie chce, temu w telegraficznym skrócie wyjaśnię, że nowy właściciel Rossoneri, Yonghong Li, to osoba dla prasy od miesięcy nieuchwytna, wybitnie tajemnicza, o zaskakujących faktach w powszechnie dostępnym CV, chowająca się za firmami-szkatułkami, specjalizująca się w przelewach z rajów podatkowych, rozstrzelana tekstem w New York Timesie i Guardianie.
Ale jak się temu przyjrzeć nie przez lupę, ale mikroskop elektronowy, to raczej dochodzi się do wniosku, że New York Times i Guardian też miewają gorsze dni.
Dzisiaj dla wszystkich pokaźna errata. Nie mam problemu z posypaniem głowy popiołem, w moim wachlarzu reakcji nie ma chowania głowy w piasek. Popełniłem błąd. Ale jeśli ten błąd doprowadzi do pokaźnej dawki wiedzy o tym co jest naprawdę grane w Milanie, a o czym trudno GDZIEKOLWIEK przeczytać, to nie mam problemu z tym, żeby tak się czasem pomylić.
Najpierw zapraszam was na przeprowadzony rano wywiad z Sylwią M. (Ginevra na ACMilan.com.pl), która ze względów zawodowych (branża finansowa) woli nie zdradzać pełni personaliów.
SM: – Nikt tego wszystkiego kibicom nie tłumaczy, mają dostęp tylko do przypadkowej papki medialnej. Jest grupa, która dociera do źródeł takich jak ja, ale przeciętny kibic nie ma możliwości słuchania choćby radia Rossonera, które wystartowało zaraz po przejęciu Milanu przez Chińczyków. Figurą centralną jest tam adwokat Giuseppe La Scala, mniejszościowy akcjonariusz Rossoneri. Był początkowo bardzo sceptyczny. A teraz broni tego, co robią Chińczycy i co robi Fassone.
Li jest osobą tajemniczą, a sama operacja przejęcia Milanu od początku odbywała się w tajemnicy. Do ostatniego dnia dopięcia dealu wśród milanistów głośny był ruch pod hasłem: “Chińczycy nie istnieją”. Potem pojawił się ten materiał New York Timesa o rzekomo widmowych kopalniach fosforu. Ale z tej publikacji NYT nic nie wynika, najwyżej to, że nie potrafili dotrzeć do źródła, do właściciela kopalni, dlatego wyszły im jakieś śmieszne rzeczy typu odstąpienie aktu własności za nic.
Przede wszystkim, od samego początku Berlusconi mówiąc o transakcji podkreślał, że nie sprzedaje Milanu panu Li, tylko grupie osób, której twarzą jest Li. Tak samo zawsze o swoich mocodawcach mówi Fassone. Poważne włoskie i międzynarodowe instytucje nie znalazły żadnych przeciwwskazań, by ta grupa przejęła Milan. Prześwietlili transakcję pod każdym możliwym kątem, co jest oczywiste, bo mówimy o operacji opiewającej na ogromną kwotę, a dziejącej się na oczach ludzi całego świata. Wszystkie media o tym pisały, armia kibiców patrzyła na ręce, a sprzedający, Silvio, też jest osobą wielkiego kalibru.
Bloomberg.com
Oficjalna Milanu
Jak spojrzeć kto zasiada w radzie dyrektorów Milanu, mamy tam pana Bo Lu, który jest prezesem Haixia Capital Management, bardzo poważnej instytucji finansowej z potężnym kapitałem. Jeszcze większy ma bank Huarong, prawdziwy finansowy kolos, który – co wynika z oficjalnych dokumentów – uczestniczył w transakcji. Należy podejrzewać, że tych inwestorów jest więcej. Dlaczego te osoby się nie chcą ujawnić? To, owszem, jest zagadką. Ale są głosy, że to inwestorzy powiązani z lokalnymi władzami w Chinach, którym to po prostu nie na rękę, szczególnie w obliczu nowych obostrzeń prezydenta Xi Jinpenga, wiążących ręce chińskim inwestorom. Poza tym Chińczycy inaczej podchodzą do komunikacji w tych kwestiach. Oni nie uważają, że muszą się tłumaczyć z czegokolwiek. Oddelegowali przecież Marco Fassone, by firmował we Włoszech wszystko swoim nazwiskiem. Firmowanie wszystkich działań swoim nazwiskiem nie jest im potrzebne. To różnice kulturowe. Oni, w przeciwieństwie do Włochów, nie mają chęci występowania, pokazywania się.
Drastyczna zmiana po Berlusconim.
To jest to, co media denerwuje. Nie bardzo mają się teraz czego chwycić w Milanie. Nie ma prezesa, który jest na stadionie, pokazuje swoją twarz, jest dostępny. Nie ma Gallianiego, który otwierał wszystkie drzwi.
Przeszłość Yonghonga Li wzbudzała kontrowersje. Sporo tam niejednoznacznych kart.
Historia, w której rzekomo jego brata i ojca skazano za założenie fikcyjnej spółki, która oszukała ludzi na duże pieniądze, a także inne tego typu, nie ma żadnego poparcia poza mediami. Nikt nie przedstawił żadnych dowodów na temat ciemnych interesów pana Li, są tylko prasowe doniesienia, na których przejechała się już La Stampa, która twierdziła, że przez Milan płyną brudne pieniądze, a w prokuraturze toczy się postępowanie w tej sprawie, po czym wszystko musiała odszczekać, bo nic tu nie było zgodnego z prawdą. Tuttosport czy Corriere dello Sport tak naprawdę nie chce się dowiedzieć co jest grane, bo im się to nie opłaca. To się tak dobrze nie klika jak pisanie o tym, że pan Li jest człowiekiem bez grosza przy duszy i ciążą na nim zarzuty o machlojki. Przyjmując retorykę teorii spiskowej, dają też upust frustracjom. Wielu uważa, że Milan zaburza zastany porządek i to się bardzo mediom nie podoba: przykładowo Milan bardzo otworzył się na własne kanały kontaktu z kibicami, chce mieć monopol na komunikowanie się z nimi, nie chce prasy jako pośrednika. Zrozumiałe jaką to wywołuje po drugiej stronie reakcję.
Wraz z odejściem Gallianiego uschło źródełko całej powiązanej z nim grupie interesów, której rządy Chińczyków są bardzo nie na rękę. Pozbawiono ich dojść, a agentów łatwych pieniędzy. Afera z Donnarummą, jaką rozpętał jesienią Raiola, nie jest przypadkiem. Miał w Milanie raj. Na Rodrigo Elym dostał cztery miliony prowizji, choć potem Milan sprzedał tego piłkarza za trzy miliony. Na Jose Mauri, kolejnej gwieździe, 2.5 miliony prowizji. Montolivo, mając 31 lat, podpisał trzyletni kontrakt na 7 milionów brutto. Podczas zamieszania z gruntami pod budowę nowego stadionu Milan zapłacił 5.5 miliona kary. Takiego rozdawnictwa dzisiaj nie ma. Choć wydano podczas letniego mercato ogromne pieniądze, tak dzisiaj koszty płac są mniejsze, niż wcześniej.
NIe martwi cię pożyczka u Elliotta?
Nie, bo tu też jest wiele niedomówień. Po pierwsze, dokonano dwóch osobnych pożyczek. Jedna, do klubu, bezpośrednio na AC Milan i mercato, oprocentowana na 7%. Druga to pieniądze, których brakowało panu Li na dopięcie transakcji, ale to jest jego – i ludzi stojących za nim – prywatna sprawa. Z samym Elliottem też można negocjować wydłużenie spłaty, ale Fassone w kwietniu chce dopiąć plan refinansowania, czyli pół roku przed deadlinem. Ma to ułatwić negocjacje ugody z UEFA, gdzie także największym grzechem Milanu są… zaniedbania ubiegłych lat i stałe straty w budżecie, a nie mercato i ostatnie miesiące. Teraz jednak dopiero UEFA się tym zainteresowała, bo teraz Milan wrócił do pucharów.
Nie martwi cię liczba dziwnych firm, które wchodzą w skład struktury właścicielskiej Milanu?
To kwestia obostrzeń, które narzuca chiński rząd na kapitał wypływający z Chin. Li i grupa stojąca za nim zapłaciła 200 milionów zaliczki, które by stracili, gdyby nie dopięli interesu. Zależało im bardzo na dokończeniu transakcji, ale wtedy pojawił się problem z nowymi regulacjami. Biurokracja chińska jest jeszcze gorsza niż włoska i polska, działa bardzo wolno, to skomplikowana papierologia. Li udzielał wywiadu dla włoskiej agencji prasowej: chciał otrzymać autoryzację chińskiego rządu, ale jak nie zdąży, to ma plan B. I wdrożył plan B. Wykorzystał fundusze, które miał na kontach zagranicznych, posiłkując się podmiotami-szkatułkami, co było potrzebne, by te pieniądze mógł uruchomić.
A co cię martwi?
Martwi mnie jakie obostrzenia nałoży UEFA. Wciąż byłoby Milan stać na ciekawe mercato, ale tutaj mogą narzucić nam poważne ograniczenia. Będzie musiał narzucić sobie ramy, bo UEFA wymaga, żeby straty w budżecie nie przekraczały 30 mln euro.
A teraz efekt rozmowy z Marcinem, zawodowo prawnikiem, prywatnie – rzecz jasna – milanistą.
Kwestie kopalni fosforu:
W Chinach dziś obowiązuje zasada jednolitości własności państwowej, tak jak w Polsce przed 89 rokiem. Nie jest możliwe zakupywanie nieruchomości przez obcokrajowców – a obecny prezydent Milanu ma obywatelstwo Hong Kongu wedle mojej wiedzy. Zarazem własność wszelakich kopalni, zakładów produkcji itp. należy do państwa. Oznacza to, że nie może tam ktoś funkcjonować na zasadzie magnata górnictwa, posiadającego X nieruchomości, lecz jedynie prawa do ich wydobywania – i nabywania z tego tytułu zysków. Właściciel kopalni nie może dysponować ziemią, bo otrzymał jedynie koncesję na jej wykorzystywanie (tak samo jak w Polsce zresztą i teraz), toteż jest większy problem z pozyskaniem praw na zabezpieczenie zaciąganych zobowiązań, kredytów itp. Przenoszenie zatem praw do użytkowania jakichkolwiek przedsiębiorstw nie oznacza zatem płacenia za nieruchomości, tylko przeniesienia papieru, co by mogło tłumaczyć RZEKOMO zerową wartość zbywania przedsiębiorstw z jednego podmiotu na drugi.
Zatem zarzut, że Li nie posiada kopalni na własność, jest tak prawdziwy, jak i fałszywy. Z jednej strony fakt, nie posiada, ale też fałszywy, bo nie musi i zgodnie z prawem nawet mu nie wolno – wystarczy, że na polecenie państwa prowadzi tę kopalnię w oparciu o decyzje administracyjne. Nie oznacza to, że nie posiada wielomilionowego majątku. Prawdopodobnie go posiada, biorąc pod uwagę fakt prześwietlenia go przez inne podmioty na polecenie Berlusconiego.
Zarzuty New York Timesa:
Od samego początku wszystkim fanom calcio zaniepokojonym sytuacją finansową pana Li przypominam: gość zaciągnął pożyczki na kilkaset milionów euro robiąc transakcję na ponad miliard. Dużą część z tej pożyczki zaciągnął na swoją firmę. Szanuję NYT, ale jeśli ktoś sądzi, że da się to zrobić będąc Nikosiem Dyzmą nie mając zabezpieczeń, to upadł na łeb. Meresiński to była zupełnie inna bajka i poświadczenie nieprawdy w dokumentach przy jednoczesnym braku audytu, tu mamy roczną transakcję przejęcia z zewnętrznym audytem robionym przez Rotszyldów. Gdybym miał diagnozować, to moim zdaniem wszystko się wysypało przez zakaz chińskich inwestycji – podczas gdy Inter od samego początku miał być finansowany by Sunning and Sunning only, to Milan miał być kupiony przez konsorcjum firm (zgodnie z językiem prawnym nie byłoby to konsorcjum, lecz spółka dofinansowana przez szereg spółek-matek, ale posługuję się językiem potocznym), podczas gdy zamknięto inwestycje i zostawiono Li samego, bo to on wpłacił depozyt. Niby wyciągają poza Chiny jakieś pieniądze, ale to nie taka prosta sprawa, na co wskazuje choćby układ wszystkich spółek razem z offshore. Ale to moja hipoteza, bo może te historie o konsorcjum były bajkami tak jak to, co się plotkuje np. o braku gwarancji bankowych.
Sam NYT jedynie wskazuje zagrożenia, które później przedstawiono jako już realne szkody poniesione przez klub – tymczasem jest właściwie pewne, że za klubem stoi szereg innych podmiotów, które nie mogą się przez reformy władz Chin ujawnić, przecież koleś znikąd nie wyciągnął gotówki wpłaconej do klubu bez żadnych zabezpieczeń – a depozytów AFAIR było więcej niż jedne.
Perspektywy i dług wobec Elliotta:
Na sytuację finansową trzeba spojrzeć w szerszej perspektywie. Finninvest zakręcił kurek z kasą już dawno temu i jakikolwiek rozwój z poprzednim właścicielem był niemożliwy. W tym kontekście nawet najczarniejszy scenariusz w postaci przejęcia klubu przez Elliott nie jest krokiem w tył, bo finalnie i tak chętni na zakup się znajdą – jak nie Chińczycy (co by mnie zdziwiło biorąc pod uwagę ograniczenia w finansowaniu inwestycji zagranicznych), to jakiś Włoch, który klub kupi tanio i będzie płacił tyle, co Berlusconi, czyli nic, co najwyżej utrzymując status quo. W tym kontekście bicie na alarm, bo sytuacja jest trudna, nie jest niczym dziwnym.
Problemy finansowe wynikające z ew. braku Champions League:
Stawia się zarzut klubowi, że będzie musiał sprzedawać, jeśli nie awansuje do LM. To znów nic dziwnego, to się już zdarzało i jest powszechną praktyką. Klub konstruuje budżet z założeniem przyszłych przychodów, przeliczył się, to wygeneruje stratę i musi ją pokryć. W sytuacji zadłużenia klubu i paru wysokich, a przestrzelonych transferów perspektywa ratowania płynności poprzez sprzedaż jednego czy nawet dwóch graczy to z punktu widzenia finansowego (bo serce krwawić będzie, wiadomka) pikuś, ale trudno mówić, że klub się zwija, skoro przy braku wielomilionowych zysków z LM będzie musiał sprzedać jednego gracza. A takie zagrożenia zarysował zarząd i trudno mówić, by nie były one realne.
Faktem jest, że Milan zaciągnął liczne zobowiązania na wiele milionów w perspektywie paru lat. Takie transakcje zabezpiecza się – zwłaszcza w sytuacji rzekomej niepewności co do właścicieli udziałów – gwarancjami bankowymi. Jeśli ktoś zatem wierzy, że Milan zaciągnął zobowiązania na >50 milionów na to lato (Kalinić, Borini, rata za Bonucciego, pewnie jakbym pomyślał coś jeszcze bym znalazł) z gwarancjami bankowymi bez pokrycia, to upadł na głowę – bank to nie instytucja dobroczynna, on gwarantując wypłatę takich kokosów musi być zabezpieczony. A znów pamiętajmy – bez gwarancji nie ma zdeponowania kontraktu w lega calcio, co było, czyli gwarancje były. 2019 rok to kolejny transfer Kessie za następne 25 czy 30 milionów. Czyli poza aktualnymi zobowiązaniami mamy lekko 80 milionów zagwarantowane przez banki na najbliższe dwa lata, w oparciu o co? O stadion, który jest miejski? O Vismarę, która jest kurnikiem? Nie, zabezpieczenie stanowią majątki właścicieli klubu, czyli szeregu spółek z samym Li na czele. Dokładnie tak samo w skali mikro działał Cupiał w Wiśle.
Wiecie co jest wciąż najbardziej uderzające? To w jakiej mgle informacyjnej funkcjonują nawet ci, którzy żyją sprawami Milanu każdego dnia. Swój wczorajszy tekst pokazywałem osobom, które potrafiłyby powiedzieć w jakim meczu gola dla Milanu strzelił Ibrahim Ba, wymienić skład z katastrofalnego sezonu 97/98 (dziesiąte miejsce w Serie A), a także opowiedzieć o największych talentach Primavery. Tekst czytali milaniści, bynajmniej nie niedzielni, i także zgadzali się z tamtymi tezami, także budziły one w nich niepokój.
Wśród ludzi mających krew rossoneri, nie ma pewności jak się sprawy mają. Zresztą, nawet moi rozmówcy nie są zgodni co do niektórych spraw: według Sylwii prawo włoskie i luksemburskie nie zezwala na to, by Elliott mógł przejąć cały klub, nawet w przypadku problemów ze spłatą pożyczki.
Milan być może robi rewolucję jeśli chodzi o kontaktowanie się z kibicami, ale boisko i mówienie o nim nie wystarczy. A przecież jak może szkodzić zamęt informacyjny, sami przekonujemy się dobitnie od kilku dni. To może mieć daleko idące konsekwencje.
Są powody, by uniknąć pełnej transparentności? Niech sobie będą. Ale chyba jednak nie włożono tyle wysiłku ile trzeba w przejrzyste wyjaśnienie własnym ludziom, wiernym fanom, o co w tym całym projekcie chodzi. Nie powinno być tak, że trzeba kopać dwadzieścia kilometrów pod ziemią, by znaleźć drugą stronę medalu.
Leszek Milewski