Półfinał Coppa Italia, groźna Atalanta jako rywal, powrót Buffona po kontuzji i zarazem jego pierwszy mecz po 40. urodzinach. Fajnie to spotkanie się zapowiadało i chcieliśmy obejrzeć je do poduszki, ale nie do zaśnięcia. Jednak oczy trochę się już przymykały. Choć oczywiście momenty były, a co najważniejsze – jeden, po którym padła bramka. Wygrana Juventusu właśnie 1:0 szczególnie nas nie zaskoczyła.
Obraz dziennikarstwa na tyle się zmienia, że w niektórych redakcjach pracują już nad tym, aby teksty pomeczowe automatycznie pisał komputer. W przypadku spotkań Juventusu byłoby to proste, bo niemal każdy mecz Starej Damy ma taki sam przebieg. Ekipa Allegriego ciśnie od początku, strzela gola i oddaje inicjatywę rywalom. A jeśli ci nie są w stanie kontrolować gry i zagrozić bramce Buffona/Szczęsnego, to Juventus po prostu wyczekuje końcowego gwizdka.
Z tego co widzieliśmy – bo oglądanie wydarzeń na murawie strasznie utrudniała mgła – to dzisiejszy mecz był dokładnie taki sam. Gola udało się strzelić bardzo szybko. Piłkę stracił Marten de Roon, zabrał się z nią Gonzalo Higuain, który minął Masiello i plasowanym strzałem pokonał Berishę. 1:0 już w trzeciej minucie wyjazdowego meczu – lepiej zacząć się nie dało. Prowadzenie przyszło na tyle szybko, że Juve nie myślało się cofać, a dalej atakowało. Tak jeszcze przez kwadrans. Potem zaczęło być gorąco, ale w polu karnym naprzeciwko.
Po zagraniu Corneliusa piłka trafiła w rękę Benatię, a sędzia skorzystał z pomocy VAR-u. Zdecydował o podyktowaniu karnego, ale to wcale nie pomogło Atalancie, a prędzej Gigiemu Buffonowi. 40-latek wrócił między słupki po kontuzji i na dzień dobry obronił „jedenastkę” wykonywaną przez Gomeza. Swoją drogą, uraz urazem, ale fajnie widzieć, że Szczęsny broni regularnie już w pierwszym sezonie w Juve, a Gigi wychodzi w pierwszym składzie właśnie w pucharze.
Atalanta starała się wcisnąć gola na remis, ale nie miało ku temu większych argumentów. A co jakiś czas swoje szanse na drugą bramkę miał Juventus. Defensywa rywali byłą dość nieporadna, ale pokonaniu Berishy i w ogóle trafienie w bramkę było już zbyt trudne. Z obrońcami wojował przede wszystkim Gonzalo Higuain. Biegał jak szalony, widać, że zgubił zbędne kilogramy, a co z tłuszczyku mu zostało, to spalił dzisiaj. Obrońcy Atalanty przy Argentyńczyku byli jak dzieci – nomen omen – we mgle.
Im bliżej było końca meczu, tym bardziej napierała Atalanta. Najgroźniej było, gdy strzał Musy Barrowa odbił się od obrońcy i piłka spadła pod nogi Petangy. Wtedy bohaterem został Buffon, przyjmując na ciało strzał z piątego metra. Dzięki temu Juve ma to, czego chciało – zaliczkę przed rewanżem. Do finału coraz bliżej, a jeśli do niego awansuje, tam spotka się z Milanem lub Lazio. Dzisiaj były nudy, jednak to typowe Juve – powolutku, ale do celu.