Darek Dziekanowski wielkim piłkarzem mógł być. To wie każdy kibic nad Wisłą. Ale tak jak w Realu umieścił go tylko Pablopavo w jednej ze swoich piosenek, tak nie da się Dziekanowi odebrać, że gdy już błyszczał, to ręce same składały się do oklasków.
Takim momentem czystego geniuszu z pewnością był gol ze Stavanger. Norwedzy jak zahipnotyzowani, Dziekan podbija sobie piłkę w polu karnym, żongluje raz, drugi, a wszystko kończy soczystym wolejem. Można się nabijać, że norweska piłka reprezentowała wtedy dno Bałtyku, ale w pierwszym meczu było przecież 1:1.