Diego Simeone zawsze powtarza, że celem jego drużyny jest co sezon tylko kwalifikacja do Ligi Mistrzów. Teraz też nie łudzi się w kwestii mistrzostwa, bo przewaga Barcelony jest spora. W rozgrywkach międzynarodowych Atletico wypadło bardzo słabo i na wiosnę zagra w – jak twierdzi Gabi – gównianej Lidze Europy. To może chociaż Puchar Króla uda się zgarnąć? Zadanie nie było łatwe, bo tydzień temu Sevilla niespodziewanie wygrała z Rojiblancos 2:1 na ich terenie. Po rewanżu spodziewaliśmy się zatem mocnego, szybkiego, intensywnego spotkania i nie zawiedliśmy się ani trochę.
Pecha mieli spóźnialscy. Minęło bowiem mniej więcej 30 sekund od pierwszego gwizdka, a z gola już cieszyli się gospodarze dzisiejszego meczu. Piłkę na prawej stronie dostał Sarabia, zszedł na lewą nogę, dośrodkował na długi słupek, gdzie Escudero urwał się spod krycia i pokonał Moyę. Podopieczni Vincenzo Montelli chcieli pójść za ciosem, bo narzucili rywalom zabójcze tempo. Ci też nie pozostawali im dłużni. Pressing, szybkość w wyprowadzaniu ataków, kilka groźnych sytuacji, pojedynki siłowe – nie mielibyśmy nic przeciwko, gdyby tak wyglądał typowy mecz walki.
– Spodziewam się bardzo fizycznego spotkania, bardzo agresywnego, o dużej intensywności – słusznie prognozował włoski szkoleniowiec. Po graczach z Madrytu widać było ogromne zaangażowanie, jednak wyrównującego gola strzelili mimo wszystko dzięki błędowi Sergio Rico. Golkiper Los Nervionenses nieco za daleko wyszedł z bramki i dostał od Griezmanna piłkę za kołnierz, po wcześniejszym zgraniu jej przez Kevina Gameiro.
Spóźnialscy mieli pecha drugi raz, gdy rozpoczęła się druga połowa. Mniej więcej minutę po gwizdku Sevilla przeprowadzała kolejną szarżę, w pole karne wpadł Joaquin Correa, w którego wpadł – dosłownie, całym ciałem – Saul. Ewidentna jedenastka, do futbolówki podszedł Ever Banega i pokonał Moyę.
W takich sytuacjach nawet Diego Simeone musiał robić ofensywne zmiany. Niedługo po tym, jak Gabi obejrzał żółtą kartkę za kłótnię z Vazquezem, Cholo zdjął doświadczonego pomocnika i wprowadził Torresa. Chwilę później zamienił Gimeneza na Parteya. Pod względem ustawienia zrobił się spory bałagan o czym świadczy choćby to, że Saul zaczął grać na lewej flance. Ogólny obraz meczu nie zmienił się jednak, a pewnie byłoby jeszcze ciekawiej, gdyby Angel Correa nie zmarnował idealnej sytuacji na doprowadzenie do remisu. Wbiegł w jedenastkę Sergio Rico z prawej strony, miejsca aż po horyzont, czasu całe mnóstwo… Jeśli zapytał bramkarza rywali gdzie chce dostać strzał, to zapewne spełnij jego prośbę. Argentyńczyk uderzył prosto w wychowanka Sevilli.
– Musimy połączyć energię naszą i kibiców. Oczekuję od mojej drużyny wszystkiego co najlepsze – opowiadał Montella. W 79. minucie wiedział już, że właśnie to otrzymał od swoich piłkarzy. Atletico naciskało coraz mocniej, ale jednocześnie coraz bardziej odsłaniało tyły. Franco Vazquez skorzystał z jednej okazji do wypuszczenia Sarabii na wolne pole, a ten, pomimo asysty dwóch rywali, kolejny raz z łatwością zszedł do swojej lepszej lewej nogi i wpakował Rojiblancos trzeciego gola.
Włoch miał kiepskie wejście do nowego dla niego klubu, wszak na dzień dobry przegrał Gran Derbi z Betisem, ale im dłużej pracuje na Estadio Sanchez Pizjuan, tym lepiej spisuje się tamtejsza drużyna. Los Nervionenses powoli odzyskują zagubioną nieco tożsamość, co pokazali dziś – grali szybko, efektownie oraz zachowywali dużą intensywność. Kibice Sevilli obawiali się powtórki z kadencji Prandellego w Valencii, ale Montella raczej nie skończy tak jak on. Wręcz przeciwnie, wydaje się być właściwą osobą na właściwym miejscu. Oby tak dalej.
Co pozostało jego dzisiejszym rywalom? „Nunca dejes de creer” – „nigdy nie przestawaj wierzyć” to hasło często wspominane przez Los Rojiblancos, choć biorąc pod uwagę ich jedenastopunktową stratę do Blaugrany i nadzieję można stracić. Została jeszcze Liga Europy. Może pora zmienić wobec niej nastawienie, panie Gabi?
Sevilla – Atletico 3:1 (1:1)
Escudero 1′ Banega 48′ Sarabia 78′ – Griezmann 13′