Reklama

Nieprzekonujący Real wygrywa rzutem na taśmę

redakcja

Autor:redakcja

18 stycznia 2018, 23:44 • 3 min czytania 12 komentarzy

Za nami kolejny słaby mecz w wykonaniu Realu Madryt. Królewscy wygraną zapewnili sobie dopiero w doliczonym czasie gry, wcześniej niesamowicie męcząc się ze znacznie niżej notowanym rywalem. To było bezkofeinowe spotkanie, bez ciśnienia i bez emocji. Zero jakichkolwiek strzałów do 25. minuty. Zero celnych uderzeń w pierwszej połowie. Liczyliśmy, że Real będzie podrażniony i zdenerwowany. Że rzuci się na Leganes. Że odbije sobie wszystkie niepowodzenia i da swoim kibicom promyk nadziei na przyszłość. Rzeczywistość przez długi czas okazywała się jednak równie bolesna, co pieprznięcie małym palcem u stopy w futrynę. 

Nieprzekonujący Real wygrywa rzutem na taśmę

Wydaje się, że w głowach piłkarzy Realu coś się skończyło. W ich grze nie widać ani grama ambicji, i nieważne czy Zidane pośle do boju podstawową jedenastkę, czy zmienników. W starciu z Leganes zdecydował się dać szansę między innymi Vallejo, Theo, Llorente, Lucasowi czy Mayoralowi. O każdym z osobna – z wyjątkiem Vallejo, który na samym początku spotkania zgłosił kontuzję i opuścił boisko – możemy powiedzieć, że po raz kolejny zawiódł. Mayoral i Lucas nie istnieli w ofensywie, Llorente gubił się w środku pola, a Theo, mimo że nie raz był ogrywany przez skrzydłowych gospodarzy, zdawał się niczym nie przejmować. Nie chodzi o to, że się wyłączał i nie rozmyślał o błędach. Wręcz przeciwnie – momentami odnosiliśmy wrażenie, że kompletnie mu nie zależało. Co prawda w doliczonym czasie gry zaliczył asystę przy trafieniu Asensio, ale czy to cokolwiek zmienia? Zawodnicy Realu mogą odetchnąć z ulgą, że nie skończyło się kolejną kompromitacją, jednak to wszystko wydaje się sztuczne, wymęczone.

Wracając do Theo – grzechem byłoby przyczepić się tylko do młodego defensora Królewskich, skoro jego kolega z drugiej strony, Carvajal, grał jeszcze gorzej. Był najsłabszym i najmniej pewnym elementem w układance Realu. Można tak wymieniać i wymieniać. Tak naprawdę fason trzymali tylko Varane i wprowadzony za Vallejo Nacho. Mówimy o środkowych obrońcach, to też coś pokazuje.

Zinedine Zidane przed meczem przyznawał, że najważniejsze to nie stracić gola. Leganes klarownych sytuacji nie miało, czyli teoretycznie cel udało się zrealizować. Pytanie, czy na czystym koncie i szczęśliwej bramce w końcówce z ekipą z dolnej połówki tabeli – która, zaznaczmy, w 65. minucie była o włos od wyjścia na prowadzenie, kiedy piłka odbiła się od poprzeczki – powinno zależeć słynącemu przecież z ofensywnej gry Realowi. Słynącemu oczywiście w ubiegłym sezonie, teraz to już historia.

No bo jeżeli pierwszy celny strzał oddaje się dopiero w 65. minucie i na dodatek jest to uderzenie tak groźne, że nie zaskoczyłoby nawet przedszkolaka, no to coś ewidentnie jest nie tak. Uwagę zwraca przede wszystkim niesamowita indolencja strzelecka, kiedy nawet w sytuacji sam na sam nie udaje się trafić do bramki. Przed taką szansą stanął Kovacic. Obrońcy Leganes rozgrywali piłkę w obronie, Ruben Perez źle ją przyjął i tym samym omal nie sprokurował gola dla rywali. Chorwat znalazł się w oko w oko z bramkarzem, ale uderzył fatalnie obok słupka.

Reklama

Nie ma co ukrywać – Real prezentuje się w tym sezonie tak słabo, że w żadnym meczu nie powinno się stawiać go w roli faworyta, bo po prostu można się sparzyć. Niczego nie zmienia zdobyta w bólach bramka Asensio. Tak naprawdę, gdyby Leganes miało trochę więcej szczęścia, mogło nawet wygrać ten mecz.

Leganes – Real Madryt 0:1

Asensio 90′

Najnowsze

Anglia

Manchester United odzyska wychowanka? Niedawno zadebiutował w reprezentacji Anglii

Michał Kołkowski
0
Manchester United odzyska wychowanka? Niedawno zadebiutował w reprezentacji Anglii

Hiszpania

Komentarze

12 komentarzy

Loading...