Brak udziału w jakiejkolwiek wielkiej imprezie, opuszczanie zgrupowań, symulowanie kontuzji. Nie da się ukryć, że koszulka reprezentacji Walii była dla niego niewystarczająco wytaliowana. Synonimem okresu kadry za czasów Giggsa jest po prostu porażka. Teraz ma nastąpić dalszy ciąg tej przygody, też przy linii bocznej boiska, ale już z drugiej strony i w garniturze. Ryan Giggs został dziś ogłoszony nowym selekcjonerem reprezentacji.
Jego więź z kadrą Walii już od samego początku nie należała do najmocniejszych, bo to nie w niej zaczął swoją reprezentacyjną karierę. Pierwszą drużyną narodową, w której zagrał Giggs była Anglia. W kategorii U-16 był nawet jej kapitanem. A ogranie Belgów na Wembley w 1989, jak pisał w swojej książce, zapamięta do końca życia, bo wtedy pierwszy raz zaznał błysku fleszy, skandowania kibiców i smaku sukcesu. Zawsze czuł, że skończy w reprezentacji Walii, ale gdy przypomina sobie tamte chwile, jednocześnie zaczynają mu się pocić oczy.
Już pierwsze wspomnienie z dorosłą reprezentacją Walii kojarzy się z porażką. Jeszcze niepełnoletni Ryan w końcówce meczu z Niemcami o awans na mistrzostwa Europy w 1992 roku szykował się do wejścia z ławki. I doczekał się debiutu wchodząc na parę minut, jednak stało się to już przy stanie 1:4. Jego pierwsze wielkie wydarzenie w kadrze było owiane smutkiem i fatalną atmosferą spowodowaną brakiem wyjazdu na Euro.
Następnym kluczowym momentem dla reprezentanta kraju jest strzelenie pierwszego gola. Giggs trafił bezpośrednio z rzutu wolnego otwierając wynik z Belgią w spotkaniu eliminacji mistrzostw świata. Udało się wygrać, ale awansu na mundial w 1994 roku także nie było. Słowo „eliminacje” parę razy już w tym tekście padło i moglibyśmy używać go jeszcze więcej, ale nie będziemy pastwić się nad Walijczykami, stale przypominając im, że nie potrafili awansować na żadną wielką imprezę. A za czasów Giggsa mieli na to szanse jeszcze w latach: 1996, 1998, 2000, 2002, 2004, 2006…
Sam Giggs opowiadał, że lubił wyjeżdżać na zgrupowania, ale podczas nich jeden dzień był zazwyczaj bardzo zły. Bo powrót w rodzinne strony, spotkanie kolegów, zwiedzanie Europy przy okazji meczów u rywali czy wsparcie kibiców sprawiało mu radość. Najgorszy jednak był dzień meczowy. Jemu, zwłaszcza wieczorem już po ostatnim gwizdku, towarzyszyła frustracja. Co ciekawe, przez 16 lat gry w reprezentacji, jej nowy selekcjoner uzbierał tylko 64 występy. A to dlaczego?
Kiedy dostawał powołania na mecze towarzyskie, starał się z nich wymiksować tłumacząc się kontuzjami, często zmyślonymi. Według dziennikarzy i części kibiców – po prostu olewał reprezentację, przyzwyczajony do mentalności zwycięzców w Manchesterze United, nie potrzebował być częścią zespołu, który porażkę miał wymalowaną na twarzy. Dlatego też w 2007 roku rozstał się z kadrą i skupił się na grze w klubie.
Serce mu skamienialo. Walia – mimo wszystko – szła w górę, czemu dowodzi półfinał mistrzostw Europy w 2016 roku. On – jak kamień – leciał w dół. Coraz częstsze kontuzje (już nie te symulowane), afera obyczajowa, za czym poszło znaczne pogorszenie się wizerunku i w końcu koniec kariery.
Giggs jest przeciwny demonizowaniu jego zaangażowania w reprezentowanie Walii, broni się tym, że był uwielbiany przez kibiców. Trudny temat, zapewne każdy śledzący jego karierę ma swoje racje, natomiast jako człowieka oddającego całego siebie za drużynę narodową na pewno nie kojarzymy.
Teraz władze federacji obdarzyły go zaufaniem, bo choć statusu legendy nie mamy zamiaru mu odbierać, to Giggs nigdy nie był trenerem. Może jest to spowodowane także trybem pracy. Może praca codzienna nie była mu na rękę, a obserwowanie reprezentantów, selekcjonowanie ich i prowadzenie podczas meczów kilkanaście razy w roku bardziej mu odpowiada. Tak czy tak – czas na nowe wyzwanie i zrealizowanie niespełnionych ambicji. Przed Giggsem misja Euro 2020.
Samuel Szczygielski