Solidny ligowiec. Gdy słyszymy takie hasło, mamy przed oczami gościa, który może nie jest wirtuozem, ale na lidze zjadł zęby i gdzie grał, to sobie poradził. Można więc powiedzieć, że widzimy Macieja Stolarczyka, obchodzącego dzisiaj 46. urodziny.
Choć czy obrońca to jednak nie półka wyżej? Mowa w końcu o trzykrotnym mistrzu Polski, członku tamtej wspaniałej Wisły, która potrafiła pokazać się w Europie i dojść do 1/8 Pucharu UEFA, by po wyrównanej walce odpaść z Lazio. Stolarczyk grał wtedy wszystko od dechy do dechy. To też w końcu reprezentant Polski, owszem, rekordów nie bił, ale osiem występów ma, w tym w meczach o punkty. Może więc nie solidny ligowiec, tylko taki bardzo solidny?
Przepytaliśmy go kiedyś w ramach cyklu Ale to już było.
Kariera z dzisiejszej perspektywy – spełnienie czy niedosyt?
Niedosyt. Nie udało mi się zadomowić w reprezentacji Polski i wyjechać do renomowanego klubu zagranicznego.
Największe spełnione piłkarskie marzenie?
Reprezentacja Polski, na pewno. Oczywiście to było epizodyczne, ale bardzo dobrze wspominam ten czas – kadra jest miejscem dla najlepszych zawodników w kraju. O tym czy tam się zostanie decydują momenty, jak ktoś przystosuje się do panującej tam atmosfery, do presji ciążącej na zawodnikach. Z tym nie udało mi się poradzić tak dobrze, jakbym chciał. Ale koniec końców zagrałem dla Polski, to zawsze było moim celem.
Największe niespełnione piłkarskie marzenie?
Tak jak wspominałem, to że nie zadomowiłem się w kadrze i nie osiągnąłem sukcesu na turnieju. Zawsze wychodziłem z założenia, że sam awans na turniej to tylko początek drogi, dopiero zawody, osiągnięcie w nich czegoś, jest sukcesem. Samego awansu nie uważam za tak duże osiągnięcie. Oczywiście, eliminacje do Mistrzostw Europy z zeszłego roku były bardzo trudne, ale dopiero zwycięstwa tam, mogą znaczyć coś dla zawodnika.
Duży zagraniczny transfer, który nie doszedł do skutku?
Powiem szczerze, że na taki ciągle czekałem. Miałem propozycje z Eintrachtu Frankfurt, były też inne, średnie kluby. Bo takiego konkretnego, fajnego klubu, to nie było. Może działo się tak, dlatego że nie miałem agenta – bez tego zawsze trudniej zainteresować swoją osobą. Dobra praca agenta zawsze w tym pomaga, ja go nie posiadałem, bo ich rynek nie był tak szeroki jak teraz. Trudno było mi znaleźć osobę godną zaufania.
Najlepszy piłkarz, z którym grał pan w jednej drużynie?
Myślę, że Mirek Szymkowiak. Poziom umiejętności jaki posiadał był taki, że wciąż trudno nam o środkowego pomocnika podobnej klasy. Miał dobry charakter do piłki, miał determinację, by grać na najwyższym poziomie. Żałowałem, że nie wyszedł mu transfer do Juventusu, bo mógłby tam być spokojnie jednym z kluczowych graczy. Poszło o pieniądze, Mirek miał kontrakt w Trabzonie i Turcy nie chcieli go puścić.
Całość TUTAJ.