Reklama

„Marcelo, teraz już musimy na chaos!” – co się dzieje z Brazylijczykiem?

redakcja

Autor:redakcja

14 stycznia 2018, 16:42 • 6 min czytania 12 komentarzy

Gdzie podziały się Bursztynowa Komnata, Złoty Pociąg i dobra forma Realu Madryt? Znalezienie każdej z tych trzech rzeczy jest tak samo trudne. Nas najbardziej interesuje oczywiście ta ostatnia kwestia, chociaż ustalenie dokładnych przyczyn kryzysu Królewskich to zagadka, na którą nawet sam Zidane nie do końca potrafi odpowiedzieć. – Nikt nie jest bardziej wkurwiony niż my sami – przekonywał wczoraj Nacho zaraz po meczu z Villarrealem. Kibiców natomiast zapewne trafiał szlag, kiedy patrzyli na grę Marcelo, jednego z największych winowajców ostatnich słabych wyników Realu.

„Marcelo, teraz już musimy na chaos!” – co się dzieje z Brazylijczykiem?

Kilka dni temu Zizou odbył rozmowę wychowawczą ze swoimi podopiecznymi. Możemy domyślać się, iż podczas niej Francuz nie był taki przemiły i spokojny jak na swoich konferencjach prasowych. Ta drużyna naprawdę potrzebuje wstrząsu, więcej pozytywnej energii na boisku, skoro samo optymistyczne myślenie jej trenera nie wystarcza. Wróćmy więc do Brazylijczyka – poniekąd ikony Realu zdobywającego dwa puchary Ligi Mistrzów z rzędu i generalnie siejącego popłoch w przeciwnych drużynach. Niestety także ikony obecnych Królewskich, którzy w lidze osiągają wręcz kompromitujące wyniki jak na swoje możliwości.

Regres formy Marcelo jest ogromny. Lewy obrońca momentami zachowuje się tak, jakby występował na tej pozycji po raz pierwszy w życiu, albo jakby w ogóle nie chciało mu się już dalej grać. W zasadzie sami nie wiemy co gorsze, bo ostatecznie efekty są podobne. Najlepszym przykładem tego było spotkanie z Celtą, w którym to defensor zawalił w obu akcjach bramkowych dla Galisyjczyków. Kiedy Daniel Wass nadbiegał prawym skrzydłem i potem lobował Keylora, Marcelo wracał zbyt wolno środkiem pola, podczas gdy w jego nominalnej strefie powstała dziura rozmiarów Wielkiego Kanionu. Podobnie było, gdy na 2:2 strzelał Maxi Gomez po asyście Duńczyka, również z prawej strony. Chwilę wcześniej Marcelo stracił piłkę próbując wykonać ruletę, lecz później tylko rozłożył ręce zamiast wracać migiem na swoją pozycję. Wczoraj z kolei popełnił kolejny błąd, bo akcja, po której Fornals zdobył zwycięską bramkę dla Villarrealu także wynikała z błędów Brazylijczyka. Tu nie ma co pisać, to trzeba zobaczyć:

Reklama

Jeśli sami piłkarze Realu są na siebie wkurwieni, to co dopiero powiedzieć o bezradnych kibicach, muszących jeszcze słuchać bredni wygłaszanych przez ich pupili podczas konferencji? – To nie moja forma jest problemem, tylko to jak mamy wyjść z tej sytuacji. Kiedy jestem w dobrej formie, to się tym nie chwalę, więc i teraz nie będę się wypowiadał na temat mojej dyspozycji. Próbujemy jak tylko się da, ale nie możemy zrobić nic więcej – mówił Marcelo po wcześniej wspomnianym remisie z Celtą. Fani zgodnie oceniają słowa lewego obrońcy – gość jest bezczelny.

Podobne wypowiedzi wychowanka Flu to jednak nic nowego. Zachowywał się tak już na początku sezonu, kiedy Los Blancos jeszcze nie popadli w totalny marazm. Na przykład po przegranym meczu z Tottenhamem piłkarz wdał się na instagramie w utarczkę słowną z jednym z kibiców. Ten wytknął Brazylijczykowi, iż w spotkaniu z angielską ekipą stracił zbyt wiele piłek, na co Marcelo odpowiedział fanowi, żeby pomógł mu je odnaleźć.

– Jesteśmy zespołem, który głównie atakuje. Wiadomo, trzeba zachowywać równowagę, ale tak już jest, że gdy stawiasz na ofensywę, to często także cierpisz w obronie. Celtę również to dotyczy – bronił siebie i zespół Marcelo na konferencji. Różnica jest taka, iż to nie Galisyjczycy powinni co roku grać o najwyższe laury, lecz właśnie Real. Oczywista oczywistość, więc porównanie defensora było niezbyt trafne. Gdyby chociaż Królewscy rzeczywiście bronili się odpowiednimi liczbami nabijanymi przez napastników, to nawet przymknęlibyśmy oko na ich niedociągnięcia w grze obronnej. Gdyby zawsze strzelali o jednego gola więcej niż ich rywale, ale niestety nie strzelają. W takich okolicznościach powyższe argumenty Brazylijczyka można wyrzucić do kosza.

Sam Marcelo natomiast zawsze był graczem, któremu zarzucano, iż zaniedbuje swoje defensywne obowiązki kosztem dodatkowego wsparcia dla drużyny w ataku i w wielu przypadkach „wychodziło na jego”. W poprzednim, świetnym w wykonaniu Realu sezonie, defensor wymiernie przyczyniał się do zdobyczy bramkowych swoich kolegów, notując aż 14 asyst. Na półmetku obecnych rozgrywek wychowanek Flu uzbierał dopiero 3 takie dogrania, co również nie najlepiej rokuje na rundę wiosenną. Nie ta statystyka jest jednak najstraszniejsza – dużo gorzej wygląda bowiem pod względem liczby zanotowanych strat, których uzbierał już ponad 350, najwięcej w zespole. Skandaliczny wynik zwłaszcza jak obrońcę.

Tragikomicznego obrazu formy Brazylijczyka dopełnia jego ewentualne porównanie z rywalem zza między. Jordi Alba to przeciwieństwo Marcelo – mimo iż wciąż atakuje lewą flanką jak wściekły, to jednak za chwilę potrafi szybko powrócić na swoje miejsce, by powstrzymać kontrę, pomagając wydatnie swoim kolegom. We wszystkich rozgrywkach Hiszpan zaliczył 9 asyst, a więc już pod tym względem przepaść jest ogromna. Podobnie sprawa ma się po drugiej stronie, gdzie moglibyśmy zestawić Carvajala oraz Sergiego Roberto. Na dziś więc boki obrony obu ekip to największe różnice pomiędzy nimi, jeśli chodzi o dawaną przez występujących tam zawodników jakość.

Zastanawiamy się na ile ta fatalna forma Marcelo wynika z błędów Zidane’a w prowadzeniu drużyny. Brazylijczyk może i byłby bardziej efektywny chociażby w ofensywie, gdyby Francuz wymyślił jakąś nową formułę na zaskakiwanie rywali? Momentami Real Zidane’a wygląda bardziej jak Real Piotra Świerczewskiego – „Marcelo, teraz już musimy na chaos!” – bo średnia dośrodkowań w pole karne waha się około 9 na mecz, podczas gdy liczba piłek zagrywanych za plecy przeciwników Los Blancos wynosi około 0,6 na spotkanie.

Reklama

Z drugiej strony nasz bohater ma całkiem spore poczucie komfortu, jeśli chodzi o konkurencję, co również może negatywnie wpływać na jego dyspozycję. Nie oszukujmy się, Theo Hernandez (biorąc pod uwagę ogólne umiejętności, nie formę) nawet nie ma podjazdu do starszego kolegi i właściwie przydałoby się, gdyby jeszcze jeden sezon spędził na wypożyczeniu w jakiejś słabszej ekipie, by lepiej się ograć. Mając poczucie, iż nikt mu nie zagraża, Brazylijczyk rzeczywiście może wychodzić z założenia, że nawet jeśli będzie spisywał kiepsko, to Zizou i tak go nie odstawi, bo nie ma dla niego sensownej alternatywy.

– Niech każdy skupi się na sobie i weźmie większą odpowiedzialność za własne boiskowe obowiązki, bo dopiero wtedy Real jako zespół zacznie działać najlepiej – miał stwierdzić kapitan Los Blancos, Sergio Ramos na wcześniej wspomnianym drużynowym spotkaniu. Dziennikarze Onda Cero spekulowali, iż w ten sposób stoper nawiązywał właśnie głównie do ostatnich boiskowych poczynań Marcelo, próbując go w ten sposób postawić do pionu. Skoro żadne inne metody nie działają, to może chociaż w ten sposób Ramos dotrze do Brazylijczyka.

Po jego błędach Królewscy stracili w tym sezonie aż 7 z 17 goli. Wychowanek Flu musi wrócić do przyzwoitej formy jak najszybciej. Już nie tylko PSG zagraża Realowi w kontekście możliwego zmarnowania całego sezonu. Za ich plecami w Primera Division czyhają Sevilla oraz Villarreal okupujące 5. i 6. miejsce w tabeli, mające Los Blancos jak na wyciągnięcie ręki. Marcelo natomiast musi wreszcie zrobić coś, by kolejni rywale przestali ich doganiać. Decydujący moment nadchodzi.

Mariusz Bielski

Najnowsze

Hiszpania

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna
Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
15
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Komentarze

12 komentarzy

Loading...