Reklama

Im bliżej, tym wyżej. Walka o miano najgorszego skoczka

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

13 stycznia 2018, 11:28 • 4 min czytania 13 komentarzy

Wszyscy wiemy, jakim zawodnikiem był Robert Mateja. Kiedyś coś tam nawet poskakał, ale później uznał najwidoczniej, że do czołówki nigdy się nie przebije, natomiast jest w stanie inaczej zapisać się w pamięci fanów. Era YouTube’a ewidentnie mu w tym pomogła. Do dziś wszyscy pamiętają jego loty skoki zjazdy w Planicy.

Nie dziwimy się więc, że to właśnie w Polsce ktoś wpadł na pomysł zorganizowania klasyfikacji, którą ochrzcił dumnym mianem Kryształowej Buli. Bo przecież oprócz Matei przez lata mogliśmy się też raczyć skokami takich orłów jak Łukasz Kruczek, Tomasz Pochwała, Marcin Bachleda czy uwielbiany przez tłumy Tomisław Tajner, którego karierę do dziś wspominamy z łezką w oku. Niestety, całkiem niedawno opuścić to grono postanowił Stefan Hula, którego skoki stały się nadspodziewanie dobre.

Od kilku sezonów Krzysztof Budny, pomysłodawca klasyfikacji, delektuje się skokami niewątpliwych gwiazd tego sportu i skrupulatnie zbiera ich wyniki, by na koniec sezonu jednej z nich przypiąć łatkę najlepszego-najgorszego (a Totolotek przygotował z tej okazji konkursy z nagrodami). Inicjatywa naprawdę godna uwagi, ale jak to właściwie działa?

Nie ma w tym wielkiej filozofii. Punktacja została podebrana z typowego konkursu Pucharu Świata, tyle że okrągłą setkę otrzymuje najgorszy zawodnik kwalifikacji, 80 punktów drugi, 60 trzeci i tak dalej, aż do trzydziestego od końca. Należy jednak zaznaczyć, że jeśli w kwalifikacjach startuje 70 skoczków, to punkty dostaje tylko opadających 20, a z przyznaniem reszty czekamy na najgorszą dziesiątkę konkursu. Sto punktów otrzymuje z urzędu zawodnik, który w eliminacjach zostanie zdyskwalifikowany, co wydaje nam się zupełnie uzasadnione, bo są pewne granice, których nie powinno się przekraczać. Jesteś słaby? Spoko, nie ty jeden, możemy nawet poklepać cię po plecach. Jesteś nieudolny? Wypad na koniec listy. Nie ma litości dla nieudolności.

Wracając jednak do sedna – to już czwarty sezon, w którym możemy ekscytować się tą jakże zajadłą rywalizacją i czwarty, w którym dominują Kazachowie. Borat byłby dumny. Poznajmy więc bliżej bohaterów, którzy podbijają nasze serca, choć nie podbijają skoczni.

Reklama

Nie ma większej gwiazdy Kryształowej Buli od Marata Żaparowa, jesteśmy tego pewni (próbkę jego umiejętności macie powyżej). W sezonie 2014/15 został pierwszym zwycięzcą tej klasyfikacji, gromadząc na swym koncie 884 punkty. Mimo tak fantastycznego wyniku i czwartego miejsca jego rodaka, Konstantina Sokolenki, Kazachowie przegrali wtedy rywalizację drużynową z Koreą Południową. Odbili to sobie jednak w kolejnych dwóch sezonach, gdy definitywnie zmiażdżyli konkurencję.

Żaparow to młodszy brat innego kazachskiego łowcy buli, Radika. Ten poszedł w ślady Marata i sezon później poprawił jego osiągnięcie, zdobywając 1128 punktów, co do dziś pozostaje absolutnym rekordem. W ubiegłym roku na najwyższym stopniu podium pojawił się Konstantin Sokolenko, ostatni z tria kazachskich skoczków. Na tym jednak nie koniec, bowiem na ten moment wydaje się, że w marcowych konkursach w Planicy ukoronować będziemy mogli Sabirżana Muminowa, kolejnego reprezentanta Kraju Kwitnących Stepów.

Uhonorować powinniśmy tutaj jeszcze takich nielotów (wciąż zastanawiamy się, jaki mianem można by ich ochrzcić: pingwiny? strusie?), jak: Heung-Chul Choi z Korei i Siim-Tanel Sammelselg z Estonii, którzy uzupełniali podium pierwszej edycji Kryształowej Buli. Jeśli nie wiecie, kim są, wygooglujcie ich. My dokładnie tak zrobiliśmy. Do ich grona dołączają równie głośne nazwiska: Martti Nomme, kolejny Estończyk oraz Vladimir Zografski, który nawet tutaj nie potrafił w pełni zrealizować swojego potencjału i w zeszłym sezonie przegrał podium o dwa punkty. Tak się kończy niczym nieuzasadnione zdanie się na podmuchy wiatru pod narty, a nie własne umiejętności, które zawsze wolą pozwolą wylądować blisko.

W klasyfikacji rokrocznie mamy też polskie akcenty, ale nie oszukujmy się, żaden z nich nie jest w stanie dorównać klasą Robertowi. Tęsknimy za tamtymi czasami i żałujemy, że nie istniała wówczas Kryształowa Bula, bo jesteśmy przekonani, że nikt nie rozmawiałby wtedy o sukcesach Adama Małysza, a wszyscy ekscytowaliby się tym, które miejsce zajmie Mateja.

***

Reklama

Przypominamy, że dzisiejszy konkurs lotów w Bad Mitterndorf możecie obstawiać na na stronie naszego nowego partnera, Totolotka. Bukmacher będzie też dziś miał dla was konkursy na social media, które dotyczą Kryształowej Buli. W związku z tym zapraszamy na ich fejsa i Twittera.

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Inne sporty

Komentarze

13 komentarzy

Loading...