Kluby piłkarskie ogłaszały podpisanie kontraktów czy przedłużenie ich w naprawdę dziwnych momentach. Na przykład ostatnio Everton opublikował oficjalną informację o transferze Cenka Tosuna z Besiktasu w przerwie derbów Merseyside. Co taki timing ma na celu? Szczerze mówiąc nie mamy pojęcia. Real Madryt poszedł zresztą podobną drogą – o przedłużeniu kontraktu przez Zinedine’a Zidane’a sporo mówiło się latem, ale Królewscy nie wydali w tej sprawie żadnego oświadczenia. Prolongatą umowy w oryginalny sposób pochwalił się natomiast sam szkoleniowiec.
A powiedział o tym jak gdyby kompletnie nic ważnego w jego życiu się nie stało. Na pomeczowej konferencji prasowej normalnie rozmawiał z dziennikarzami i gdyby nie dociekania jednego z dziennikarzy Onda Cero pewnie nadal byśmy nic nie wiedzieli. Dialog Francuza i pracownika radia brzmiał mniej więcej tak:
DZ: Na kilku ostatnich konferencjach powtarzał pan, że liczy się dla pana tylko te 6 miesięcy, jakie pozostają do końca bieżącego sezonu. Chce jednak spytać – czy na pewno jest pan związany umową tylko do końca tego sezonu, czy jednak podpisał pan nową umowę, choć oficjalnie o niczym nie informowaliście? Podczas poprzednich rozgrywek wspominał pan, iż zostaje tylko rok. Jak to więc ostatecznie wygląda? Ma pan porozumienie do najbliższego czerwca tego roku czy parafował nowy kontrakt, o której prezes mówił w czerwcu?
Z: Tak, już ją podpisałem.
DZ: A zatem jest pan związany z Realem do 2020 roku?
Z: Tak.
DZ: Więc dlaczego wciąż mówi pan tylko o najbliższym półroczu?
Z: Taki już jestem, że idę krok po kroku. Nie patrzę dalej. Cieszę się moją pracą każdego dnia, ale nie mogę spodziewać się, iż pozostanę trenerem Realu za 2 lub 3 lata. Tutaj to tak nie działa. Nawet jeśli mam długi kontrakt, to nic on nie znaczy.
Ostatnia wypowiedź Zizou jest znamienna, zwłaszcza w dobie tego w jakiej formie obecnie znajduje się Real. Latem nikt nie zakładał przecież, że Los Blancos aż tak bardzo obniżą loty. Ligę praktycznie już przegrali, muszą teraz uważać, by nie wypaść poza top4. Co prawda nie sądzimy, aby na Bernabeu stała się aż taka tragedia, bo mimo wszystko to nadal jest zbyt mocny zespół, ale margines błędu dla Królewskich pozostaje minimalny.
Z drugiej strony jak wytłumaczyć to, że wcześniej Zidane poprowadził klub do dwóch wygranych z rzędu w Lidze Mistrzów? Dajmy sobie spokój z gadaniem o „samograju”. To bajka dobra dla dzieci, bo nawet jeśli nie jest się taktycznym geniuszem, to trzeba umieć jeszcze zarządzać piłkarzami jako grupą ludzi, a to Francuzowi zawsze wychodziło świetnie. Z szatni również nie dobiegają żadne pogłoski o niezadowoleniu zawodników czy konfliktach. Niby jest normalnie, tak jak zawsze, a jednak źle do tego stopnia, iż „Real” i „kryzys” to dziś wręcz synonimy.
Bardziej skłanialibyśmy się ku teorii, że błędy popełniane przez graczy na boisku wynikają z tych popełnionych latem w gabinetach. Pisaliśmy już o tym kilka dni temu w kontekście sprzedaży Alvaro Moraty i Jamesa Rodrigueza: Gdy masz w zespole ekskluzywnych rezerwowych, po prostu nie możesz pozwolić sobie na olewanie ich. Jeśli jesteś tak mocny jak twoja ławka, to właśnie dlatego wygrywasz Ligę Mistrzów dwa razy z rzędu – wymieniasz Isco oraz Benzemę/Bale’a na Jamesa i Moratę i praktycznie wcale nie tracisz na jakości. A teraz zamiast dwóch ostatnich podstawiasz Ceballosa oraz Mayorala i… Nie, jednak nie, bo okazują się za słabi. No cóż, w związku z tym walczysz już tylko o to, by się nie skompromitować.
Gdyby Francuz nie był legendą Realu, zapewne już pożegnałby się z ciepłą posadką w Madrycie, choć dopiero dwumecz z PSG ostatecznie wyjaśni czy ten sezon da się jeszcze uratować. Coraz częściej jednak odnosimy wrażenie, iż szkoleniowiec po prostu przestał panować nad tym co dzieje się w jego drużynie. Forma Los Blancos pikuje, a pilot nie za bardzo ma pomysł jak uratować maszynę przed wyrżnięciem o czwarte miejsce w tabeli i 1/8 finału Ligi Mistrzów.
Zidane ma jeszcze trochę czasu, aby udowodnić, że kryzys Realu to nie jego wina, lecz narzędzi jakimi dysponuje, ale skoro tak, to musi wreszcie zacząć działać, zamiast tylko gadać. Z jego wypowiedzi moglibyśmy ułożyć już całkiem pokaźne „bingo Zizou”, bo kibicom i dziennikarzom sprzedaje straszne komunały – „To był trudny mecz”, „będziemy nadal ciężko pracować” czy „jestem zadowolony z moich podopiecznych” to tylko przykłady wypowiedzi lecących jakby z zaciętej płyty. Nie da się tego słuchać. Zidanie, zrób coś, żeby chociaż dało się oglądać!