Reklama

Koniec sagi transferowej, początek ciekawej przygody? Zagłębie ma bramkarza

redakcja

Autor:redakcja

12 stycznia 2018, 12:52 • 4 min czytania 7 komentarzy

Gdy kilka tygodni temu wybieraliśmy 10 najlepszych polskich bramkarzy w 2017 roku, dość długo zastanawialiśmy się nad pozycją dziesiątą, czyli najmniej istotną. Kandydatów do jej zajęcia było bodaj pięciu, ostatecznie postawiliśmy na broniącego w drugiej lidze hiszpańskiej Pawła Kieszka, bo uznaliśmy, że miał minimalnie lepszy rok niż panowie z ekstraklasy, a także broniący w Norwegii Piotr Leciejewski. Oczywiście porównanie tego wszystkiego, nawet pomimo dostępu do rozbudowanych statystyk i opinii ekspertów, było zadaniem karkołomnym. A wspominamy o tym tylko dlatego, że już wiadomo, iż w przyszłym roku będzie trochę łatwiej – do kraju wraca bowiem Piotr Leciejewski, który podpisał właśnie 3-letni kontrakt z Zagłębiem Lubin. 

Koniec sagi transferowej, początek ciekawej przygody? Zagłębie ma bramkarza

Czyli w końcu poznamy dość dokładną odpowiedź na pytanie, które co jakiś czas wracało – jak dobry to bramkarz? A może w jego kontekście w ogóle nie powinno się używać słowa „dobry”? W to nie wierzymy, ale „Miedziowi” postanowili powiedzieć: „sprawdzam” i jest to decyzja bardzo rozsądna. Jeszcze wczoraj – mając świadomość, że Leciejewski jest blisko Zagłębia, o czym mówiło się od kilku miesięcy – pisaliśmy o tym, że po sprowadzeniu Pietrzaka i Monety to właśnie między słupkami zespół z Lubina potrzebuje wzmocnień. Oczywiście, że są w ekstraklasie bramkarze słabsi niż Martin Polacek. No ale są też lepsi. I to nie dwóch czy trzech. Nawet nie pięciu! Słowak to w naszych – i nie tylko w naszych – oczach przeciętniak, no a Zagłębie na dłuższą metę przeciętne być nie zamierza.

Dlatego zakładamy, że 32-latek, który blisko dekadę spędził w Norwegii, wraca do Polski, by bronić, a nie z ławki oglądać, jak robią to inni. Oczywiście rywalizacja sama się nie wygra, ale uznajemy, że Leciejewski jest faworytem. I wracając do niego – tak, jak wspominaliśmy, to zagadkowa postać. Z ekstraklasy pamiętamy go co najwyżej jak przez mgłę, a później głośno bywało o nim głównie za sprawą sytuacji niecodziennych. A to ktoś łączył go z Chelsea, a to z sugerowano, że może trafić norweskiej kadry, a to sam Leciejewski w 2014 roku niejako upominał się o powołanie do naszej reprezentacji.

Może przypomnijmy: – Wystarczy spojrzeć, jacy bramkarze byli powoływani w przeszłości. Jak sobie przypomnę niektóre z nazwisk, to najpierw chce mi się śmiać, a później paruje mi głowa. Nie jestem szalony i nie twierdzę, że lepiej bronię od Wojtka Szczęsnego czy Artura Boruca. Ale na litość boską, siedem lat spędziłem w Norwegii, rozegrałem mnóstwo meczów. W zeszłym roku jedna z dwóch największych gazet w kraju wybrała mnie na najlepszego bramkarza ligi. Pojawiła się nawet okładka gry FIFA z moim wizerunkiem. W limitowanej wersji, ale jednak.

Pewności siebie na pewno nie można mu odmówić. No i tego, że w Norwegii miał pełne prawo poczuć się postacią docenioną. W 2016 roku już zdecydowanie wygrał głosowanie na najlepszego bramkarza tamtejszych rozgrywek, co – abstrahując od porównania poziomu ligi norweskiej do polskiej – jest bardzo fajnym wpisem do jego CV. Po tym dobrym roku na dłuższą rozmowę z nim umówił się Kuba Białek, możecie ją przeczytać TUTAJ. A poniżej fragment o plebiscycie i docenieniu.

Reklama

Mam wrażenie, że ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, jaką ty w ogóle masz pozycję w Norwegii. Zostałeś wicemistrzem w lidze, która wcale gorsza niż polska nie jest. Żeby nie było mało – wybrali cię tam najlepszym bramkarzem. Gdybyś teraz miał wracać do Polski, to nie mówilibyśmy o klubach pokroju Miedzi Legnica, a o klubach w stylu Lecha Poznań.

Praktycznie co sezon byłem w czołówce bramkarzy. Kiedyś była nominowana piątka najlepszych – byłem zawsze. Potem okroili do trójki – także się załapywałem. Najbardziej cieszę się z tego – nie odbieraj tego jako jakiejś bufonady – że na tę nagrodę składały się głosy trzech środowisk. Po pierwsze – jury, czyli eksperci, dziennikarze. Po drugie – kapitanowie. Po trzecie – kibice. Każdy osobny organ miał 1/3 głosów. To jest dla mnie największa satysfakcja. W Norwegii nie ma nagrody, która byłaby bardziej prestiżowa, przyznaje ją norweski związek piłki nożnej. Bywałem w jedenastkach sezonu w gazetach, ale brakowało mi kropki nad „i”. Udało się.

Czujesz się w Polsce niedoceniony?

Już teraz nie, przeszło mi. Ale kiedyś – rzeczywiście. Nie ma co ukrywać, brakowało mi uwagi z polskiej strony. Byłbym teraz hipokrytą, gdybym mówił, że miałem wywalone. Ty jako dziennikarz też chcesz być doceniony. Każdy chce. Teraz mam większy luz. Może dlatego, że jestem starszy, lepiej poznałem życie. Już wiem, że nie zawsze się dostaje to, czego się chce w danym momencie. Zdaję sobie sprawę ze słabości tej ligi. Ale czasem siedziałem i się zastanawiałem. „Nikt nie dzwoni, nikt nie pyta? Co jest? Przecież powodzi mi się tu całkiem nieźle”.

***

Podsumowując, ruch wygląda bardzo pozytywnie. Zagłębie zyskuje, przynajmniej na papierze, bardzo dobrego fachowca, którego do tej pory – no niestety, sorry Martin – nie miało. Leciejewski dostaje szansę powrotu w rodzinne strony na dobrych warunkach, pokazania się w mocnym klubie i udowodnienia niedowiarkom, że potrafi bronić. Liga i wszyscy jej obserwatorzy też nie powinni być stratni, bo gość wydaje się być postacią, z którą nie będzie nudy.

Reklama

Najnowsze

Komentarze

7 komentarzy

Loading...