Czy to pod wodzą Ireneusza Mamrota, czy jeszcze za Michała Probierza, Jagiellonia zazwyczaj miała spory problem z obsadą jednej pozycji – prawej obrony. Co prawda zawodników na to miejsce raczej nie brakowało, ale już zawodników z jakością – jak najbardziej. Patrząc po kadrze zespołu z tego sezonu (lub poprzedniego, w tym kontekście to bez znaczenia), najsłabszy punkt formacji każdorazowo znajdował się po prawej ręce bramkarza. Teraz jednak to powinno się zmienić wraz z transferem Jakuba Wójcickiego.
Mający kłopoty pozasportowe Łukasz Burliga, chimeryczny Ziggy Gordon, który ostatnio zupełnie przepadł, wreszcie przesuwany tam z konieczności, 35-letni już Rafał Grzyb lub przesuwany z jeszcze większej konieczności ze skrzydła Przemysław Frankowski. Ilość (a raczej liczba), która na prawej obronie nie szła w parze z jakością. Minionej jesieni w Białymstoku można było zaobserwować znaczącą dysproporcję właśnie na bokach defensywy, bo po lewej stronie było dwóch bardzo dobrych jak na nasze warunki piłkarzy (Guilherme i Tomasik), a po prawej bardzo dobrych piłkarzy nie obserwowano. Od wczoraj jednak proporcje w kadrze Jagiellonii wyglądają sporo zdrowiej, bo Tomasika zamieniono na Wójcickiego. I dziś pierwszy wybór Mamrota na obu defensywnych flankach wydaje się jasny – w jedenastce pewne miejsce powinni mieć Guilherme i właśnie Wójcicki.
Co prawda nowy nabytek białostoczan jest po jednej z najgorszych (najgorszej?) rundzie w karierze, podczas której z powrotem wygnano go na skrzydło, ale też potencjał tego zawodnika jest ponadprzeciętny. Po sezonie 2016/17 wybraliśmy go przecież 5. prawym obrońcą w lidze (m.in. po Bereszyńskim i Kędziorze, którzy kontynuują karierę już zagranicą), natomiast po 2016 roku był w naszej ocenie nawet 4. prawym obrońcą w całej Polsce (m.in. za Łukaszem Piszczkiem). I naprawdę nie były to miejsca z dupy wzięte, bo Wójcicki bronił się liczbami i w ofensywie (przede wszystkim asystami), i w defensywie (przed rokiem najskuteczniejszy w odbiorze boczny obrońca w lidze – 79%).
W tym sezonie nowy nabytek Jagi grał znacznie poniżej oczekiwań, ale to samo można napisać właściwie o każdym zawodniku Pasów. Rewolucja przeprowadzana zimą przez Michała Probierza dopadła także i Wójcickiego, ale też z całą pewnością nie oznacza to, że facet zapomniał jak się gra w piłkę. W Białymstoku, w drużynie grającej o znacznie wyższe cele i w otoczeniu lepszych piłkarzy będzie miał okazję ponownie wrócić na właściwe tory. Jakkolwiek spojrzeć, prawy defensor – mimo że został w Cracovii odpalony – notuje właśnie znaczący awans sportowy.
Poza tym u Wójcickiego kryzys trwa zaledwie od pół roku oraz można go łączyć także ze zmianą trenera w Krakowie, kryzysie całej drużyny czy chociażby z samą zmianą boiskowej pozycji. W przypadku tego zawodnika najlepszy z punktu widzenia nabywcy moment na transfer trafił się właśnie teraz. Gdyby Jaga chciała go wyciągnąć przed tegoroczną edycją europejskich pucharów, musiałaby naprawdę głęboko sięgnąć do kieszeni, po kwotę, jaką Janusz Filipiak zażyczyłby sobie za czołowego obrońcę ligi. A dzisiaj dostała 29-latka na mega promocji. A że w Białymstoku mocno w niego wierzą, świadczą chociażby warunki kontaktu – dwa lata z opcją przedłużenia na kolejny rok.
Rzecz jasna ciężko zaryzykować stwierdzenie, że pozyskanie Wójcickiego i sprzedaż Tomasika to jakieś podniesienie jakości w zespole. Ale już będzie to raczej podniesienie jakości w samej wyjściowej jedenastce. Poza tym widzimy tu także inne zalety – Burliga dostanie porządnego konkurenta, przy którym – by myśleć o regularnej grze – będzie musiał uporządkować swoje spawy i sportowo mocno się podciągnąć. Z kolei Frankowski będzie mógł skupić się na grze na skrzydle, gdzie ostatnimi czasy w Jadze też szału nie było. Natomiast sam Wójcicki, poprzez swoją uniwersalność, powinien dać Mamrotowi sporo nowych możliwości także w kontekście innych pozycji.
Dodając wszystko do kupy – naprawdę ciężko wskazać minusy transferu Wójcickiego do Jagiellonii.
Fot. FotoPyK