Zaczyna się kręcić transferowa karuzela w Ekstraklasie. Jednym z pierwszych, którzy się nią przejechali, jest Piotr Tomasik. Lewy obrońca Jagi przeszedł do Lecha Poznań, o czym pierwszy poinformował na Twitterze Janekx89.
Oczywiście, że Piotr Tomasik obniżył jesienią loty, oczywiście, że z grona ligowców wyróżniających się przeszedł do przeważającej szarzyzny. Ale dwa kluczowe fakty: po pierwsze, Tomasik potrafi grać w piłkę, udowodnił to nie jednym czy dwoma meczami, ale znakomitym sezonem 16/17, kiedy był najlepszy na swojej pozycji. To przecież nie było tak dawno temu, nie zapomniał o co w tym wszystkim chodzi.
Tomasik stracił plac w Jadze, ale przecież nie na rzecz przypadkowego zawodnika, tylko innego gracza z absolutnej czołówki powyższego rankingu – Guilherme.
Po drugie, przychodzi do Lecha Poznań nie po to, żeby ciągnąć wózek, ale po to, by zwiększyć konkurencję. Lewa obrona jest pozycją wyjątkową w tym sensie, że wyjątkowo trudno tutaj o choćby jednego dobrego fachowca, natomiast para Kostewycz-Tomasik wygląda więcej niż solidnie.
Kostewycz jesienią musiał grać wszystko, nie było dla niego żadnej rozsądnej alternatywy. Gdy wypadł przez kontuzję, Bjelica musiał szyć skład do tego stopnia, że do obrony schodził Situm (mecz ze Śląskiem), przesuwano Dilavera (mecz z Legią) lub Vernona De Marco (mecz z Koroną). Za każdym razem inny pomysł na łatanie dziury, co jasno pokazuje, że planu B po prostu nie było. Takim z pewnością będzie Tomasik, który stanowi zarazem zabezpieczenie na wypadek, gdyby Lech latem miał kupca na Kostewycza.
Z racji faktu, że kontrakt kończył mu się za pół roku, Lech rozbijać banku nie musiał. To kolejny Polak w szatni Kolejorza, w której proporcje między graczami rodzimymi a obcokrajowcami wydawały się jesienią zaburzone, więc i z tej perspektywy należy zapisać transfer na plus. Prywatnie trzydziestoletni Tomasik to człowiek poukładany, który wie czego chce. O to fragmenty wywiadu, jakiego udzielił Mateuszowi Rokuszewskiemu:
Widziałeś już w akcji Kostewycza? Czujesz zagrożenie?
Jeszcze nie, ale słyszałem i czytałem, że bardzo dobrze się wprowadził. Ale poczekajmy z ocenami. Już wielu było takich, którzy zaczynali od fajerwerków, a potem ginęli. Jeśli podniesie poziom naszej ligi, to super, oby więcej takich zawodników.
W grudniu zająłeś piąte miejsce w naszym głosowaniu piłkarzy na najlepszego obrońcę ligi. Dobra pozycja?
Ciężko powiedzieć. Oczywiście to wszystko jest fajne – cieszyłem się też, jak w Canal+ eksperci wybrali mnie najlepszym bocznym obrońcą w lidze. Ale nie mam takiego ciśnienia, że muszę. Co mam twoim zdaniem powiedzieć w takiej sytuacji?
Że powinieneś wygrać, a wszyscy, którzy twierdzą inaczej, nie mają pojęcia o piłce.
No to napisz tak (śmiech).
Gdy ostatnio z kadry wypadli obrońcy i powołanie dostał Maciej Sadlok, nie pomyślałeś sobie, że to mogłeś być ty?
Dochodziły do mnie takie głosy. Maciek ma inne atuty – doświadczenie w kadrze i to, że może grać też na środku, co wtedy było ważne. Bycie w kadrze to moje marzenie i wierzę w to, że jeszcze może się udać. Możliwe, że faktycznie kiedyś było o powołania łatwiej, ale jak ktoś zasłuży, to i dziś selekcjoner go nie pominie. Z drugiej strony nie ma co się oszukiwać, że wskoczę przy zdrowym Rybusie i „Jędzy”. Poza tym trener Nawałka do mnie nie dzwonił (śmiech).
(…)Powiedziałeś kiedyś, że „ojcowie grają lepiej”.
Dla mnie narodziny córki to był kluczowy moment. Wszystko zaczęło się układać, forma ciągle rosła. Wojtek Trochim mówił mi kiedyś w Podbeskidziu, że sezon po narodzinach dziecka – wbrew niektórym opiniom – jest najlepszy w karierze i faktycznie, nie pomylił się. Nie wiem, z czego to wynika. Chyba głowa wtedy lepiej działa. Jak człowiek wróci do domu po meczu i zobaczy dziecko, to nic innego się nie liczy, tylko jego uśmiech. Wszystkie nieudane zagrania, zawalone bramki stają się jakby mniej ważne. W zasadzie stają się bez znaczenia. Człowiek się koncentruje na tym, żeby dziecko się cieszyło. A jak się dziecko cieszy, to cieszy się cały świat.
Wcześniej miałeś z tym problem?
Też nie, wręcz przeciwnie. Mam taki charakter, że rzadko coś mnie rusza. Nawet moja narzeczona Natalia mówi, że chciałaby tak jak ja, niczym się nie przejmować. Generalnie bardzo mnie wspiera, ale to też mój… największy krytyk. Na pewno się na tym zna, bo jej śp. tata, Jarek Giszka rozegrał ponad 200 meczów w Ekstraklasie w barwach Wisły Kraków. No i przychodzę do domu po meczu i mówi mi:
– Tomasik, mam wrażenie, że dziś grałeś tak, jakby ci się nie chciało.
Zwraca mi uwagę na przestoje w grze. Chwali rzadko. Czyli jest prawie jak trener Probierz!
WYWIAD Z PIOTREM TOMASIKIEM AUTORSTWA MATEUSZA ROKUSZEWSKIEGO
Na pierwszy, drugi i szósty rzut oka to transfer, na którym zyskali wszyscy. Jaga trochę forsy, zarazem nie osłabiając pierwszej jedenastki. Lech solidnego polskiego gracza, który wzmocni rywalizację na newralgicznej pozycji. Tomasik lepszy kontrakt i nową szansę na to, by przypomnieć sobie znakomite granie z zeszłego sezonu.
Fot. FotoPyK