Kampanie Wojciecha Stawowego o Ligę Mistrzów są znane na całe piłkarskie środowisko. Najbardziej pamiętna jest ta z grającym na stadioniku w Byczynie pierwszoligowym Widzewem, który chwilę później spadł i przestał istnieć. Ale wcześniej Wojciech Stawowy obiecywał też Champions League dla „Pasów”.
Pięć lat temu pisaliśmy tak:
Coraz bardziej martwimy się o stan psychiczny Wojciecha Stawowego. Można palnąć raz głupotę, można drugi, każdemu się czasem zdarzy, ale jeśli facet z tygodniową częstotliwością opowiada o krakowskiej tiki-tace, wielkich celach, pucharach, o zgrozo – Lidze Mistrzów, to sygnał jest dość jasny: on naprawdę w to wierzy. A to oznacza tylko jedno: tam są drzwi, a za nimi psychiatra. Kiedyś Stawowy wieszał krzyże w szatni, teraz, zdaje się, przeszedł w inny wymiar motywacji zawodników. Człowiek silnej wiary.
Środowy „Dziennik Polski” i rozmowa z trenerem Pasów: „Szkoleniowiec podkreśla, że nosi Cracovię w sercu. – Powiem nawet więcej i wiem, że będą tacy, którzy się będą z tego śmiać: powiedziałem kiedyś chłopakom w szatni, że czuję, że pierwszą polską drużyna, która po przerwie zagra w fazie grupowej Ligi Mistrzów, będzie Cracovia. Gdzie będzie zatem Cracovia za trzy lata? Być może w Lidze Mistrzów – opowiada”.
Jedno się w sumie zgadza. Będą tacy, którzy się będą śmiać. Trzymamy kciuki: Dudzicem ich!
W wywiadzie z Piotrem Tomasikiem trener Stawowy tłumaczył tamte wypowiedzi:
Musi pan mieć świadomość, że te wypowiedzi się za panem ciągną. Pierwsze skojarzenie z nazwiskiem Stawowy to Liga Mistrzów, prezesi klubów też zwracają na to uwagę.
Nie mam niestety na to wpływu. Trenera nie powinno się oceniać wyłącznie za wypowiedzi, chociaż język powinno się trzymać na wodzy i czasem lepiej jest powiedzieć dużo mniej. Ja mam taki charakter, że zawsze mówię, co myślę. Nie można się nabijać z wizji trenera i gdy coś nie wyjdzie używać tego jako argumentu wiodącego. Jeśli dla kogoś powodem by mnie nie zatrudniać przez moją wypowiedź o Lidze Mistrzów – OK, ma do tego prawo.
Dziś powiedziałby pan to jeszcze raz? Brnął pan w to w każdym wywiadzie, w żadnym momencie nie przyszła refleksja.
Być może momenty, w których o tych rzeczach mówiłem w Widzewie czy Cracovii, były nieodpowiednie…
To wyglądało tak, jakby strażak zamiast skupić się na gaszeniu pożaru mówił właścicielom mieszkania, jakie kafelki wybiorą sobie gdy uda się go uratować.
Ma pan rację, może lepiej było ugasić pożar i dopiero potem na nowo wszystko budować. Wprowadzić Widzew do Ekstraklasy i dopiero potem mówić o tym, co planujemy dalej. Poczekać z tym wszystkim. Natomiast nie wierzę w to, że jest gdzieś na świecie trener, który nie patrzy na odległe cele i do nich nie dąży.
W Escoli rodzicom zdolnego chłopaka też mówi pan, że za parę lat syn będzie grał w Barcelonie? Też można powiedzieć, że taki jest długofalowy plan.
Często jak rozmawiam z dziennikarzami z pana portalu mam wrażenie, jakby próbowano ze mną rozmawiać jak z osobą, która jest z deka niezrównoważona. Która ma swoje wizje, można z nią przeprowadzić wywiad i się później z tego pośmiać. Fajna lekturka, bo Stawowy znowu opowiada bajki i rzeczy nie z tej ziemi. Nie chciałbym być tak odbierany, bo tak nie jest. Ludzie, którzy pracowali ze mną lata wiedzą, jakim jestem człowiekiem, jaki mam plan, jakie cele. Media i osoby z zewnątrz patrzą tylko na to, co się mówi. Uczestniczę obecnie w bardzo fajnym projekcie, zawsze byłem fanem piłki hiszpańskiej, Barcelony. Zespoły, które prowadziłem, zawsze grały piłkę techniczną, kombinacyjną. To się mogło jednym podobać, inne nie. Były etapy od zachwytu do totalnej krytyki, to jest takie typowo polskie.
Zasada jest prosta – są wyniki, jest zachwyt.
Nigdy nie zmieniłem swojej filozofii i nie zmienię. Co do pańskiej sugestii – moją rolą nie jest tu rozmawianie z rodzicami i mówienie im, gdzie będą grały ich dzieci. Mam stworzyć program szkoleniowy, nadzorować pracę trenerów, wyznaczać wizje programowe. Pracują tu wspaniali trenerzy, którzy maja przed sobą ogromną przyszłość. Jestem dumny, że mogę pomóc im w rozwijaniu swoich warsztatów. Na tym polega moja praca, a nie na opowiadaniu rodzicom tego czy tamtego.