Mamy w najlepszych ligach świata ambasadorów polskiej piłki – Lewandowskiego w Niemczech, Glika we Francji czy – po ostatnich występach – Szczęsnego we Włoszech. Mamy w nich też innych, trochę mniej oczywistych ambasadorów naszej ligi, czyli Marcelo we Francji i Paulinho w Hiszpanii. No dobra, o tym, że ci kozacy z Brazylii grali kiedyś w ekstraklasie, wiemy głównie my oraz ich najwierniejsi fani, ale właśnie dlatego powinniśmy o takich sprawach trąbić. I cieszyć się, a zwłaszcza, jeżeli kiedyś udało się nam zobaczyć na żywo któryś ich występ na polskich klepiskach.
Paulinho kopał w naszej lidze w sezonie 2007/08, a kiedy z niej odchodził, na dwa lata zawitał do nas Marcelo. Równolegle swoją przygodę w Arsenalu odbywał Eduardo i gdyby ktoś spróbował wtedy przewidywać, że Brazylijczycy zamienią się miejscami – ci nasi będą na ustach wszystkich, a ten ich zawita do naszej rodzimej Bundesligi – skończyłoby się szybkim skierowaniem na badania czaszki. A jednak to prawda i, mimo że polskie epizody nie były jakieś znaczące, dalsze losy Marcelo i Paulinho naprawdę przyjemnie się śledzi.
Ten pierwszy robi we Francji prawdziwą furorę. Do Lyonu trafił tuż po tym, kiedy ostatecznie przekonał tamtejszych działaczy w bezpośrednim starciu, czyli w ćwierćfinale zeszłej edycji Ligi Europy, w którym Lyon mierzył się z Besiktasem. Brazylijczyk zupełnie wyłączył Lacazetta, a po spotkaniu trafił do drużyny tygodnia UEFA. Co więcej, to właśnie nieobecność Marcelo w rewanżu (pauzował za kartki) wskazywano jako główny powód odpadnięcia Turków, które to miało miejsce po serii rzutów karnych. Po tym dwumeczu Lyon był już jednak zupełnie zdecydowany na środkowego obrońcę i latem podpisał z nim kontrakt. A teraz Brazylijczyk trafił do 11-tki najlepszych transferów Ligue 1, pod względem not L’Équipe jest już 13. graczem z pola w całej lidze (przed Kamilem Glikiem). Wczoraj strzelił nawet swojego pierwszego gola na francuskich boiskach, a od jakiegoś czasu regularnie pojawiają się plotki o zainteresowaniu środkowym defensorem największych klubów Europy.
Noty L’Équipe.
Jeszcze większą furorę w Hiszpanii robi Paulinho, który fantastycznie wprowadził się do Barcelony. W 16 ligowych meczach strzelił 6 goli i poprawił 2 asystami, a przecież zdobywanie bramek nie należy do jego głównych zadań. Wrażenie robi przede wszystkim timing Brazylijczyka, który najczęściej w idealnym momencie podłącza się do akcji ofensywnych. I w pełnym genialnych piłkarzy ataku Barcelony odgrywa swoją bardzo ważną rolę. Rolę, której i tak same cyferki nie oddadzą. Dość napisać, że w niedawnym El Clasico to właśnie główka Paulinho była najważniejszą akcją meczu – dała gościom rzut karny oraz pomogła Carvajalowi przedwcześnie opuścić boisko. A potem Barcelona miała już mocno z górki…
Jako że mamy naprawdę niewiele pozytywnych akcentów związanych z polską ekstraklasą, cieszmy się takimi historiami. Tym, że zawodnicy o takim potencjale swego czasu zostali wyszukani przez nasze kluby (chociaż równolegle trzeba nadmienić, że talent Paulinho chyba nie został u nas szczególnie doceniony). Ponadto niech te dwa przypadki służą jako pozytywne odniesienie chociażby dla innych Brazylijczyków, którzy opuszczają naszą ligę. O, na przykład dla takiego Guilherme. Niech chłopak rozumie, że sufit nie leży w Benevento, bo zaczynając u nas można też dominować we Francji lub nawet regularnie trafiać dla Barcelony. A już zupełnie poważnie – dalszą karierę Paulinho i Marcelo będziemy śledzić z ciekawością no i, ku chwale rodzimej Bundesligi, musimy trzymać za nich kciuki.