Zapowiada się na to, że Barcelona tym razem nie zapadła w sen zimowy i dokona przynajmniej jednego transferu. Być może rekordowego, bo Liverpool za Coutinho chciałby 150 baniek liczonych w euro. Angielskie media twierdzą, iż będzie to kwota stała, a hiszpańska prasa pisze o 110 milionach teraz i 40 kolejnych w bonusach. Na dodatek kataloński klub poważnie myśli o ściągnięciu Yerry’ego Miny już w styczniu. Biorąc pod uwagę poprzednią aktywność „Barcy” w trakcie zimowych okienek transferowych może to być dla nich spektakularny styczeń, jeśli chodzi o zakupy.
Aby przypomnieć sobie ostatni zimowy transfer Barcelony, musimy sięgnąć pamięcią do czasów Pepa Guardioli. Wówczas na Camp Nou – przed siedmioma laty – przybył Ibrahim Afellay, za którego trzeba było zapłacić jedynie trzy miliony euro, ponieważ za pół roku kończył mu się kontrakt. Tak więc była to okazja, z której warto było skorzystać. Innym razem, czyli w sezonie 2007/2008, Barcelona dokonała zimowego zakupu, gdyż zmusiła ją do tego sytuacja. Poważnej kontuzji doznał Albert Jorquera, który pełnił rolę zmiennika Victora Valdesa. Tak też postanowiono pozyskać Jose Manuela Pinto z Celty Vigo. Dopiero w sezonie 2004/2005 Barcelona sprowadziła zimą dwóch zawodników – Demetrio Albertiniego i Maxiego Lopeza. Choć tutaj również było to spowodowane tragiczną sytuacją kadrową. Frank Rijkaard nie mógł być jednak zadowolony z nowych twarzy w szatni, ponieważ w najmniejszym stopniu nie spełnili pokładanych w nich oczekiwań. Całkiem możliwe, iż Holender liczył, że powtórzy się sytuacja sprzed roku, gdy zimą „Barca” wypożyczyła Edgara Davidsa, który wówczas odmienił grę „Blaugrany”.
2011/2012 – Ibrahim Afellay – transfer nieudany
2007/2008 – Jose Manuela Pinto – transfer udany
2004/2005 – Demetrio Albertini i Maxi Lopez – transfery nieudane
2003/2004 – Edgar Davids – transfer udany
Barcelona na pozyskanie pięciu piłkarzy zimą, potrzebowała aż czternastu lat. Jedynie Edgar Davids okazał się strzałem w dziesiątkę, a warto pamiętać, że było to tylko wypożyczenie. Oczywiście transfer Pinto można uznać za udany, jeśli bierze się pod uwagę, w jakiej roli trafił na Camp Nou. Miał zastąpić drugiego bramkarza i ze swojej roli świetnie się wywiązał, ale nic więcej. No może poza tym, iż szatnia bardzo go polubiła, a w szczególności Leo Messi. Podsumowując, zimowe transfery w wykonaniu Barcelony – łagodnie mówiąc – nie wyglądają najlepiej.
Tym razem ma być inaczej, ale należy się zastanowić, czy aby na pewno to najlepszy czas na pozyskanie Coutinho. Rzecz jasna nie mamy wątpliwości, że Brazylijczyk prezentuje świetny poziom i zapewne odnalazłby się w Barcelonie. Jednak w lidze sytuacja Barcelony jest niezwykle komfortowa, a Ligę Mistrzów 25-latek mógłby oglądać tylko z trybun, bo grał już w tych rozgrywkach w barwach Liverpoolu. Należy więc zadać pytanie, czy ten transfer jest konieczny teraz? Do zdrowia wrócił już przecież Ousmane Dembele, a całkiem dobrze zaczął grać Paco Alcacer.
Zupełnie inaczej sytuacja przedstawia się w sprawie Yerry’ego Miny, którego – lada moment – Barcelona może potrzebować jak tlenu. Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że w styczniu albo lutym odejdzie Javier Mascherano. Co prawda Thomas Vermaelen wygląda całkiem przyzwoicie, a Samuel Umtiti niedługo wróci do zdrowia. Jednak mimo wszystko bardzo ryzykownym posunięciem byłoby granie do końca sezonu trzema stoperami. Tym bardziej, że zdrowie belgijskiego stopera jest jedną wielką niewiadomą. W końcu chodzi o gościa, który w ostatnim czasie częściej bywał w gabinetach lekarskich niż na murawie. Poza tym koszt wykupienia Kolumbijczyka z Palmeiras powinien oscylować w okolicach 10 milionów euro, a więc kwota relatywnie niska. Mówi się również, że ten transfer byłby idealny pod względem marketingowym. Gdy Mina trafi do Barcelony, stanie się pierwszym Kolumbijczykiem, który zagra w barwach „Dumy Katalonii”. Bez wątpienia oznaczałoby to bum w jego kraju, a takie sytuacje łatwo spieniężyć.