Piłkarz po dobranocce powinien zmówić paciorek, umyć ząbki i położyć się spać. Argumentacja, że TVP1 zastąpił dobranockę serialem obyczajowym “Bez tożsamości” – Enrique odzyskuje zaufanie syna, María i Pablo wykradają nagrania z monitoringu kliniki – nie jest żadnym tłumaczeniem.
Dopuszczalne dla piłkarza formy spędzania wolnego czasu: robótki ręczne i dobra muzyka. Na przykład wyklejanka klubowego herbu z suszonych jagód goi i bezglutenowych kajzerek, a także nauka klubowego hymnu, również wspak, w poprzek i w języku okung, popularnym wśród buszmenów północnej Namibii języku mlaskowym.
Publicznie piłkarz może pojawić w kościele, ale tylko na sumie, żadne popołudniowo-wieczorne msze, wtedy piłkarz ma odpoczywać przed najbliższym meczem. Pójść do komunii może tylko po wcześniejszej naradzie z dietetykiem, który po wnikliwych badaniach ustali, czy na pewno w ciele Chrystusa nie znajdują się kadm i salmonella. Na dyskotece piłkarz może pojawić się tylko w asyście milicjantów, po których zadzwonił aby zamknąć zbyt głośny lokal. Jeśli piłkarz na ulicy spojrzy na dziewczynę, powinien po powrocie do domu klasztoru ojców Dominikanów dokonać rytualnego samobiczowania barszczem Sosnowskiego.
To skrajnie niepopularne bronić prawa piłkarza do czegokolwiek poza biegiem po górach z Wyciszkiewiczem na plecach i możliwością uroczystego zapierdalania. Ale mam wrażenie, że popadliśmy ze skrajności w skrajność.
Przekleństwem polskich szatni były rządy starszyzn. Można się zżymać, że jak to, że młody przecież powinien rozstawiać pachołki od rana do wieczora, do kapitana mówić per najwyższa ekscelencjo, powoli budować prawo do głośnego pierdnięcia. Tylko czym innym, jeśli nie gwiazdorzeniem, jest słynne posyłanie młodego po flaszkę, którą ma opłacić za swoje, a jeszcze oddać resztę?
Przez taką strukturę szatni obracało się błędne koło. Każdy młody idealista, który trafiał do ścieku polskiej ligi miał z miejsca łamany kręgosłup. Stary uczył go, żeby się nie wpierdalać, kiedy oni sprzedają mecz. Stary uczył go układów i spółdzielni – moment, w którym młody zostawał dopuszczony do pokerowego stolika, oznaczał wielki awans w hierarchii. Stary uczył, że kto nie pije ten kapuje, tu i tam zakrapiane imieniny trzy razy w tygodniu stanowiły świętość, która rozbijała rodziny.W końcu młody przesiąkał tym moralnym szambem i sam stawał się taki sam, posyłając następny rocznik po Żołądkową Gorzką. Ten proceder miał miejsce wszędzie, od klubów małych, po duże. Przez to nie następowała jakakolwiek ewolucja mentalności.
Gdy wreszcie nastąpiła, my wciąż mamy w pamięci chlora w ukochanej koszulce, który sprzedał ważny mecz. W naszą podświadomość wrył się stereotyp piłkarza, który dostaje duże pieniądze za nic, jeszcze dorobi kupczeniem punktami, a potem przepuści wszystko na automacie ustawionym w burdelu, paląc przy tym męskie bez filtra, topiąc kiepy w ciepłym, wygazowanym EB.
Świat większości młodych polskich piłkarzy obraca się dzisiaj wokół diety, odżywek, treningów mentalnych, prewencji kontuzji i tym podobnych pełnych profesjonalizmu nudziarstw. Możecie nie wierzyć, ale im więcej ich poznaję, tym bardziej utwierdzam się, że daleko idąca świadomość o tym, czego wymaga dzisiejszy futbol, jest absolutnym standardem. Dyscyplinują ich tysiące smartfonów, z których każdy może dokonać wyroku na karierze. Zaczyna dochodzić do absurdów w stylu afery o Kadara jedzącego kawałek pizzy. Szymonowi Drewniakowi aż do zawieszenia butów na kołku będzie ciążył filmik z gołą dupą. Zawsze i wszędzie trudniej będzie mu uzyskać zaufanie kibiców. Będzie go chciał zagraniczny klub? Skaut po zasięgnięciu opinii otrzyma link do video. Niejeden go za to spali, a przynajmniej weźmie w nawias. Tak można w jeden wieczór, chwilą nieostrożności, a można przyspawać sobie do czoła nieprzychylną łatkę.
Ale moim zdaniem zaczynamy przeginać. W poniedziałek opublikowałem wywiad z dwudziestoletnim Adamem Ryczkowskim, po którym widać, że chłopak chce coś osiągnąć w piłce, a przy tym marzy o poukładanym życiu osobistym. Modelowy przedstawiciel nowej fali. Ale i tak ukazał się komentarz czytelnika Konrada: “Serio? ostatnio widziałem zdjęcie jak był z kolegami z Polonii na balecie XDDDDDDDDDD”. Dopytałem, czy Ryczkowski zasnął z twarzą w sałatce jarzynowej jak swego czasu Dariusz Marciniak. Konrad odpisał: “Znam osobiście chłopaków, którzy z nim grali – wiem, że to bardzo w porządku gość i ma poukładane w głowie, jako kibic Legii liczę na niego strasznie, ale czytając pański wstęp, a przypominając sobie to zdjęcie sprzed dwóch dni – no cóż – śmiechłem po prostu, jak się to mawia w internetach”.
No więc ja wciąż nie wiem z czego tu się śmiać. Na czym polegały owe balety? Chłopak, który pomagał w lekcjach młodszym kolegom z internatu, wciągał koks prosto z pośladków prostytutki? Wsiadł na quada z Jackiem Danielsem w ręku i urządził sobie nocny rajd po Alejach Ujazdowskich? A może dwudziestoletni Ryczkowski – podczas przerwy między rundami – odważył się gdziekolwiek wyjść ze znajomymi, nie wracając do domu o 21? Ja w wieku dwudziestu lat robiłem takie głupoty, że większości nawet nie pamiętam.
Wierzę, że taki Ryczkowski i jemu podobni boją się wyjść na dyskotekę, nawet poza sezonem. Wierzę, że może ich boleć głowa od oglądania się za siebie. Wierzę, że muszą mieć bardzo ograniczone zaufanie do ludzi, nawet do tzw. zamkniętego grona, bo przecież Drewniak też nie robił z siebie idioty na poznańskim rynku. Wierzę, że to może ciążyć.
Wierzę, że uprawiają fantastyczny zawód, wierzę, że mogą spełniać na boisku marzenia, wierzę, że potrzebują ciężko pracować, bo konkurencja w piłce jest szalona jak nigdy. Ale wierzę też, że sami o tym wiedzą, zdecydowanej większości nie trzeba zastraszać nieustannie wymierzonym obiektywem.
Potem pretensje – miękki jest, bez charakteru! Mandziejewicz by go samymi wąsami skasował! Gra jakby nie miał jaj!
A gdzie ma te jaja wyhodować, skoro my to młode pokolenie, obciążając grzechami starych, publicznie kastrujemy?
Piłkarz też człowiek. Piłkarz też dwudziestolatek. Piłkarz dzisiaj nie popłynie, bo wie, że już nie wypłynie. Jak popłynie, to wejdzie w życie selekcja naturalna – na jego miejsce czeka dwudziestu innych.
Że stracić możemy tak jakiś wielki talent?
Wielki talent w futbolu z każdym rokiem ma coraz mniejsze znaczenie.
Leszek Milewski