Ósme miejsce i niezła pozycja wyjściowa do walki nawet o europejskie puchary, w których Wisła przecież nie tak dawno gościła regularnie. A jednocześnie styl wiele razy wołający o pomstę do nieba i będący jednym z powodów rozstania z Kiko Ramirezem i zatrudnienia Joana Carillo. Kibice Białej Gwiazdy w tym sezonie przechodzili przez wszystkie stany emocjonalne. Euforię po wielkich zwycięstwach, w tym dwóch derbowych ze znienawidzoną Cracovią. Ale i rezygnację, wręcz frustrację, po bezbarwnych przegranych.
Tych drugich byłoby oczywiście znacznie więcej, gdyby nie Carlos Lopez, który w naszej pamięci wyrył się już na dobre jako Carlitos. Transferowy majstersztyk klubu, który przecież operować na rynku transferowym musi w warunkach znacznie trudniejszych niż finansowa czołówka ligi. Nie chcemy sobie nawet wyobrażać wyników Wisły bez niego. Bo że w takim wypadku raczej pożegnałaby się z pierwszą ósemką, dziesiątką, pewnie i dwunastką – nie mamy złudzeń.
MOCNY PUNKT
Da się w ogóle w tej kwestii być odkrywczym? Wątpliwe.
fot. 400mm.pl
Nie raz, nie dwa i nie trzy Wisła mogła spokojnie występować pod roboczą nazwą “Carlitos FC”. Trzy jego gole w tym sezonie były jednocześnie tymi dającymi jednobramkowe zwycięstwo, aż dziesięć razy w momencie, kiedy umieszczał piłkę w siatce, zmieniał kierunek wyniku.
Gdy Wisła grała najgorzej, on cały czas trzymał fason i potrafił zrobić coś z niczego. Mało który zawodnik w pół roku rozkręca z takim rozmachem akcję promocyjną wokół swojej osoby, zaryzykowalibyśmy stwierdzenie, że wejście Carlosa Lopeza do naszej ligi to TOP 10 takich wejść XXI wieku. Z nieodłącznym uśmiechem na ustach.
PIĄTA KOLUMNA
Ze Manuel. Najbardziej niezrozumiałą decyzją Kiko Ramireza tej jesieni było forowanie na siłę Portugalczyka, który właściwie od pierwszych minut w koszulce Wisły wyglądał dramatycznie słabo. Przez sześć godzin, jakie spędził na placu gry, jego wpływ na grę Białej Gwiazdy był mniej więcej taki, jak na wynik wyborów prezydenckich w Liberii. Zawodnik typowo ofensywny nie zaliczył ani jednego podania, po którym partner mógł oddać strzał. Przegrał za to 75% pojedynków, wyszło mu natomiast całe pięć dryblingów. Na szrot.
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE
Kamil Wojtkowski. Miewał kilka pojedynczych błysków, które zdradzają ogromny potencjał, a do tego w żadnym meczu nie brakowało mu zaangażowania. Jeśli tylko poprawi wydolność – bo regułą stało się, że im dalej w mecz, tym bardziej przygasa – może z niego być naprawdę konkretny grajek. Nie boi się trudniejszych rozwiązań, a sposób, w jaki oszukał obronę Lecha w starciu przy Bułgarskiej jeszcze długo będzie przypominany. Szczególnie Nielsenowi.
NAJWIĘKSZE NEGATYWNE ZASKOCZENIE
Rafał Boguski, zdecydowanie. W przerwie między sezonami musiał wziąć serię kąpieli w wybielaczu, bo tak bezbarwnego “Dzikiego” dawno nie widzieliśmy. To już nawet nie chodzi o liczby – w wielu meczach był dla kolegów kulą u nogi. Albo niewidoczny, albo partaczący każdą akcję, do jakiej tylko się podłączył. A co do samych cyferek – te też są dramatyczne. Dwa gole i jedno kluczowe podanie przez całą rundę, podczas niemal 20 godzin na placu gry? Dla porównania – poprzednie rozgrywki Boguski kończył z 12 bramkami, 4 asystami i 3 kluczowymi podaniami.
Zaryzykujemy stwierdzenie, że tego wyniku w obecnym sezonie nie powtórzy. Możecie robić screeny.
OKIEM EKSPERTA
O opinię na temat Wisły poprosiliśmy człowieka, który wstrzymał słońce, a także – a może przede wszystkim? – Anglików na Wembley, Tomasza Janoszewskiego.
– Ja tutaj skreśliłem nazwiska wszystkim piłkarzom Wisły oprócz Carlitosa i mam tylko numerki. Bo ja ich nie znam! Dla mnie to jest kpina, co oni robią na boisku. Dla mnie wystawianie ich to jest zlekceważenie nas, kibiców. Jest to pierwszy zespół, który tak zlekceważył ekstraklasę. Ja uważam, że powinni być zdegradowni wtedy, kiedy ogłosili, że poza Carlitosem nie mają zamiaru zgłosić żadnego porządnego zawodnika. Przychodzą kibice, chcą zobaczyć następców Żurawskiego. Szymkowiaka. Jopa. A tu kogo zobaczą? Ja widzę numerki. U wielokrotnego mistrza Polski numerki? Dziękuję bardzo!
I my dziękujemy.
SZALENIE ISTOTNY FAKT
Duet obrońców Wisły Głowacki-Wasilewski jest o rok młodszy od Stonehenge.
RUNDA OKIEM WESZŁO
SONDA WESZŁO
[yop_poll id=”55″]
WERDYKT
Można na jesień Wisły patrzyć na dwa sposoby. Widząc szklankę do połowy pełną – miejsce w pierwszej ósemce przed zimową przerwą, zaledwie pięć punktów straty do miejsc pucharowych, obecność jednego z najlepszych zawodników ligi nie tylko w obecnym sezonie, ale w ogóle w ostatnich latach. Albo do połowy pustą – miejsce na skraju ósemki, którego pozbawić może Białą Gwiazdę pojedyncza porażka, zależność od zawodnika, który zimą może zostać sprzedany i po którym może pozostać ogromna luka, a także trenera-zagadkę. Jak to mówią – jeden rabin powie, że Wisła miała jesień udaną, drugi rabin powie, że nieudaną.