Reklama

Futbol jest jak logika kobiety. Po prostu nie ogarniesz

redakcja

Autor:redakcja

23 grudnia 2017, 16:31 • 5 min czytania 36 komentarzy

Całe szczęście, że ludzie zajmujący się futbolem mogą mylić się równie często jak politycy, a nie saperzy. Gdyby było inaczej, nie mielibyśmy ekspertów piłkarskich, bo nie ma opcji, żeby nie popełniać błędów w tej profesji. Po odejściu Neymara Barcelona miała być zjedzona, a już przed Wigilią – z dużą dozą prawdopodobieństwa – przyklepała sobie tytuł mistrza Hiszpanii. Na dodatek wielka w tym zasługa Paulinho, czyli piłkarza, który był wyśmiewany na wszystkie sposoby. W końcu przyjechał z Chin i nie potrafił nawet żonglować. Tymczasem stał się najskuteczniejszym pomocnikiem w całej lidze i trzecim strzelcem Barcelony.  

Futbol jest jak logika kobiety. Po prostu nie ogarniesz

Po pierwszej połowie nie mogłem znaleźć przymiotnika, by opisać grę Kovacicia, bo wykonywał swoją robotę z niezwykła precyzją i gracją mistrza. Kompletnie zdominował środek pola do tego stopnia, że próżno było szukać na boisku Messiego. Jeśli dorzucimy do tego stuprocentową skuteczność podań wychodzi nam, iż był najlepszy na boisku. Na początku drugiej części wszystkie zasługi poszły w odstawkę, ponieważ popełnił minimalny błąd przy stracie pierwszej bramki. Tak, tylko minimalny, gdyż Chorwat szukał Messiego – takie miał zadanie – a odpuścił swojego rodaka. Skończyło się fatalnie, ponieważ wpadła bramka, która ułożyła mecz, a prawdopodobnie zamknęła szansę na obronę tytułu. Szkoda mi gościa, bo przez jeden błąd większość będzie kojarzyła go jako winowajcę tej porażki. Idealny przykład, który pokazuje jak cienka linia jest pomiędzy sukcesem a porażką. Jeśli miałbyś typować, że ktoś popełni błąd w Realu Madryt to po pierwszej części gry wskazałbyś na Kovacicia? Dla mnie byłby ostatnią osobą, która mogłaby się go dopuścić.

Po drugiej stronie był Paulinho, któremu wszyscy przepowiadali wieszanie butów na kołku.

Wszyscy mówili, że to koniec mojej kariery. Twierdzili, że poziom w Chinach jest niski, ale zdobyłem sześć trofeów i wróciłem do reprezentacji Brazylii. To jest futbol. Przypomina rollercoaster: nikt nie dawał mi żadnych szans, a jednak jestem tu, gdzie jestem – mówił Brazylijczyk w wywiadzie dla ,,The Guardian”.

Jestem tu, gdzie jestem…„, czyli w Barcelonie, dla której strzelił już sześć bramek w lidze. Poza tym w 2017 roku został najlepszym strzelcem w reprezentacji. Chyba nie muszę przypominać, że w tej drużynie gra również Neymar? Dzisiaj było podobnie, bo Paulinho świetnie wchodził w pole karne rywala i mało brakowało, a zdobyłby kolejną już bramkę. Wydaje się, że obecnie nikt nie ma takiego wyczucia, w którym momencie trzeba wbiec w pierwszą linię. Oczywiście z piłką przy nodze już tak kolorowo nie jest, ale chyba wszyscy się zgodzimy, że atuty przysłaniają wady w tym konkretnym przypadku. Były zawodnik Tottenhamu jest piłkarzem skrojonym pod taktykę Valverde, a miał być przecież pachołkiem za 40 baniek, transferem równie nie trafionym, co Keirrison, Czyhrynski albo nieszczęsny Douglas. Konia z rzędem temu, który przewidział to w lipcu.

Reklama

Nie potrafię się również zdecydować, która historia jest bardziej nieprawdopodobna. Ta Paulinho, który wszedł z buta do wielkiej piłki, czy może Thomasa Vermaelena? W momencie, gdy „Barca” straciła Umtitiego zbierały się nad nią czarne chmury. W końcu kontuzjowany był również Mascherano, a na dodatek Argentyńczyk myślami był już w innym miejscu. Pozostawało więc postawić na Belga, który w piłkę gra tylko sporadycznie, bo przecież ostatnie lata jego kariery to poważne kontuzje. Musiał więc odstawać, a przynajmniej tak sugerowały wszystkie znaki na niebie. Tymczasem 32-latek rozegrał już kilka dobrych  i bardzo dobrych spotkań. Kompletnie nie widać po nim, że więcej czasu spędzał w gabinetach lekarskich, niż na murawie. Już spotkanie z Valencią i ostatnie wyłączenie z gry Cedrica Bakambu były dobrym prognostykiem, ale dzisiaj miało być jeszcze trudniej. Co z tego? Vermaelen znowu zagrał na dużym luzie i rozegrał doskonałe spotkanie. Rzecz jasna przydarzyła mu się jedna strata i żółta kartka, w której zatrzymywał kontrę Modricia, ale nie zmienia to pozytywnego obrazu jego dzisiejszej postawy. Gdy kontuzji doznał Umtiti, to wszystkim wydawało się, że Barcelona będzie tęsknić i cierpieć każdego dnia, a nie robiła tego nawet przez godzinę.

Wisienką na tym „nielogicznym torcie” byłaby bramka Andre Gomesa, ale dzisiaj nie Wigilia i cud się nie wydarzył. Jednak załadował Aleix Vidal, za którym również nic nie przemawiało. Hiszpan od początku swojej przygody z Barceloną ma niebywałego pecha. Najpierw musiał pauzować pół roku ze względu na zakaz transferowy. Następnie wszedł w konflikt z Luisem Enrique i nie grał prawie wcale. Gdy coś drgnęło, to doznał poważnej kontuzji i wypadł na długi czas. Ten sezon również nie jest dla niego najlepszy, bo nie przekonał do siebie nowego trenera. Jednak nie przeszkodziło mu to, aby dobić Real Madryt na Santiago Bernabeu. Być może będzie to jedyne dobre wspomnienie, tak jak niegdyś w przypadku Jeffrena, który dobił ,,Królewskich” siedem lat temu. Jednak czemu nie myśleć, że on również może się odrodzić? Przecież nie takie rzeczy już się działy w tym sezonie.

Doskonale pamiętam wejście Sergiego Roberto do pierwszej drużyny. Piłkarski Twitter prześcigał się w żartach, bo był tak nędzny. Wszyscy postawili na nim kreskę i pewnie nie widzieli go nawet w Lugo albo Albacete. Trochę czasu minęło, a Hiszpan jest kluczowym zawodnikiem Barcelony. Co chcę przez to powiedzieć? Coś bardzo sztampowego, ale prawdziwego. Futbol jest nieprzewidywalny i jeśli decydujesz się go oceniać, to nie ma opcji, że się kiedyś nie ośmieszysz. To El Clasico jest kalką całego sezonu. Real Madryt miał zgarnąć najłatwiejszy tytuł mistrza kraju w ostatnich latach, a prawdopodobnie przegrał go już teraz z Barceloną, która nie przypomina siebie z ostatnich lat. Kataloński klub pod dowództwem Valverde jest niezwykle pragmatyczny, a także zabójczo efektywny. Wydaje się, że to idealna mieszanka, aby wygrać rozgrywki ligowe. Jednak w Lidze Mistrzów może być trudniej, bo tam chyba potrzeba również odrobiny szaleństwa. Choć może szaleństwem Barcelony będzie Dembele?

Bartosz Burzyński

 

Najnowsze

Felietony i blogi

Komentarze

36 komentarzy

Loading...