Przygoda Pawła Jaroszyńskiego z Serie A bardzo długo miała więcej wspólnego z turystyką niż sportem. Można było pochwalić się w sieci fotkami z fajnych miejsc, niestety tylko takimi w cywilu na tle jakiegoś zabytku czy krajobrazu, a nie z boiska w klubowej koszulce. No bo tak to już bywa, że rezerwowym fotografowie nie pstrykają zbyt wielu zdjęć. Czy byliśmy zdziwieni? Zbyt wiele podobnych historii już przeżyliśmy, by udawać zaskoczenie. Ale skreślać chłopaka jeszcze nie można. Wszystko wskazuje na to, że Jaroszyński to ogarnięty gość, który nie zmarnował kilku miesięcy, a robił wszystko, by dostać swoją szansę i ją wykorzystać.
Zaczyna to wyglądać całkiem całkiem.
29 listopada – debiut w Chievo w spotkaniu pucharowym z Hellasem.
3 grudnia – debiut ligowy, 3 minuty w meczu z Interem.
10 grudnia – 90 minut z Romą i bardzo dobre recenzje.
17 grudnia – poza kadrą na Crotone.
22 grudnia – 90 minut z Bologną.
Jak się okazało, tylko względy zdrowotne przeszkodziły Polakowi w utrzymaniu miejsca w składzie tydzień temu. Rolando Maran zgodził się z oceną wszystkich obserwatorów – były defensor Cracovii nie utonął na głębokiej wodzie i powinien grać dalej. I po dzisiejszym meczu też wydaje nam się, że chyba tylko – odpukać! – powrót problemów z urazami mógłby sprawić, że szkoleniowiec Chievo zmieni zdanie przed rywalizacją z Benevento.
Ujmijmy to tak – jeśli Jaroszyński może być dziś z czegoś niezadowolony, to tylko z:
a) skuteczności kolegów,
b) wyniku drużyny.
Poza tym niewiele można mu zarzucić. Był uważny w obronie, wystrzegał się głupich błędów i zaliczył kilka istotnych interwencji. Może nie aż tak jak wybicie piłki z linii bramkowej (tu wyręczył go kolega), ale przerywanie groźnych akcji już w samym zarodku i właściwa asekuracja to sprawy, które Maran z pewnością doceni. Raz uciekł mu Destro, więc trzeba było ratować się faulem na kartkę. Do pewnego momentu trochę mogło irytować również to, że mimo dobrej współpracy z Hetemajem niewiele dzieje się po ofensywnych szarżach Polaka, ale w końcówce meczu Jaroszyński posłał dwie kapitalne piłki na głowy kolegów. Jednak 10 minut przed końcem meczu Mirante efektownie wybronił uderzenie Inglese, a już w doliczonym czasie gry główka Tomovicia wylądowała na poprzeczce (później padła bramka, ale był spalony).
Wielka szkoda, bo asysta jeszcze tylko podkreśliłaby udane zawody lewego obrońcy.
Paweł Jaroszyński vs Bologna
38 passes
84% pass accuracy
2 key passes
1 tackle won
3 interceptions
4 clearances
1 aerial wonWith every game, I like him more and more. pic.twitter.com/pQqVaZJ4tn
— FootballTalentScout (@FTalentScout) 22 December 2017
No a gole były Chievo potrzebne, bo sam mecz był dość dziwny. Bologna szybko wyszła na prowadzenie za sprawą Destro i z czasem oddała inicjatywę. Do końca pierwszej połowy oddała tylko jeden strzał. A gospodarze ponad 10, w tym jeden zakończony golem, gdy Inglese wykorzystał wrzutkę Birsy. Druga połowa? Znów lepsze wrażenie sprawiało Chievo i znów na prowadzenie wyszli goście, tym razem strzelił Verdi. Ekipa Polaków dążyła do wyrównania, ale marnowała świetne okazje i dopiero gdy czerwoną kartkę ujrzał Poli, przeszła do konkretów.
Dokładniej zrobił to Fabrizio Cacciatore, który 5 minut przed końcem pocelował po długim słupku i wyrównał. Inna sprawa, że negatywnym bohaterem tej akcji chyba powinien zostać Mariusz Stępiński, który pojawił się na boisku w 83. minucie (prócz tej sytuacji „pokazał się” jeszcze przy próbie wymuszenia karnego).
Assurdo. Totalmente assurdo che venga convalidato da Manganiello il gol del Chievo anche dopo aver visionato le immagini. Questa è incapacità pura pic.twitter.com/Dk9dmTUERn
— Tancredi Palmeri (@tancredipalmeri) 22 December 2017
Sędzia użył VAR-u, ale albo stwierdził, że Polak na spalonym nie był, albo uznał, że nie absorbował on uwagi bramkarza. Delikatnie mówiąc, mamy wątpliwości.
I gdy wydawało się, że Chievo jeszcze powalczy o pełną pulę, Cacciatore podarował gościom zwycięstwo. Mógł jeszcze zawinąć kokardkę na piłce. Pech? Rozkojarzenie? Nieważne. Ważne, że tego już nie dało się odrobić, choć jak wspominaliśmy, po wrzutce Jaroszyńskiego było blisko.