Czy Romeo Jozak przez blisko trzy miesiące pracy odmienił Legię Warszawa? Wyniki się w miarę zgadzają, ale gdybyście urządzali jakieś głosowanie, najprawdopodobniej jeszcze wstrzymalibyśmy się od głosu. Jednak gdybyście spytali, czy jest coś, co chorwacki trener zdecydowanie poprawił, nie mielibyśmy żadnych wątpliwości. Kasper Hamalainen i jego gra. Żaden z poprzedników Jozaka nie potrafił tak wykorzystać atutów Fina.
Gdy z Warszawy wyjeżdżał Vadis Odjijda-Ofoe i trwały poszukiwania jego następcy, na byłego gracza Lecha nikt nawet nie spojrzał. Trudno się temu dziwić, nawet dzisiaj niełatwo przychodzi nam zestawienie ze sobą tych dwóch piłkarzy, ale tak to zaczyna wyglądać. Oczywiście nie pod względem stylu gry, bo to jednak inni zawodnicy. Ale gdy popatrzmy na wpływ na postawę drużyny w ofensywie, widać już pewne podobieństwa. Jeśli dziś ktoś w trudnym momencie ma wziąć odpowiedzialność za zespół, to najpewniej zrobi to właśnie Fin.
Mecz z Bruk-Betem był kolejnym spotkaniem, w którym był on taką kluczową postacią. Legia długo nie potrafiła wyjść na prowadzenie, marnowała sytuacje (między innym robili do Niezgoda i Dąbrowski), no i miała sporo szczęścia, że nie przegrywała, ale o tym za moment. Na początku drugiej połowy mocniej uaktywnił się grający wcześniej solidne zawody Hamalainen i:
– Wygrał walkę o pozycję z Mikoviciem i wywalczył rzut karny (gola strzelił Guilherme),
– posłał kapitalną piłkę na nogę Pasquato, który podwyższył na 2-0,
– wykorzystał krótkie wybicie piłki z pola karnego i sam strzelił ładnego gola.
W 12 minut zrobiło się 3-0, choć ekipa gospodarzy nie miała w tym spotkaniu aż tak wyraźnej przewagi.
Legia miała Hamalainena, a Bruk-Bet Śpiączkę. Mamy wrażenie, że gdy gość wyprowadzał się z Łęcznej, najprawdopodobniej zostawił tam swoje umiejętności. Jasne, nigdy nie był wirtuozem, ale potrafił wyjść na pozycję, zgubić przeciwnika i uderzyć w stronę bramki tak, że nie było wstydu… Czasami nawet wszystkie te rzeczy wychodziły mu w jednej akcji! Dawało to blisko dziesięć goli w sezonie, czyli całkiem niezły wynik, który pozwolił Śpiączce wynegocjować przyjemny kontrakt w Niecieczy. Niesamowite, co się dzieje się z tym facetem. Zjechał w tempie Bode Millera w szczycie formy. Wydawało się, że po przełamaniu z Piastem wróci do strzelania, ale nic z tego. Który to już mecz zawalił Słonikom przez swoją nieskuteczność? Piąty? Szósty?
Zobaczcie tę sytuację:
Był tam spalony, ale taką okazję mógł zmarnować tylko Śpiączka w formie z obecnego sezonu #LEGBBT
Edit: przypomniałem sobie o Łukaszu Zwolińskim pic.twitter.com/BKoEF3FeBN
— Maciej Sypuła (@MaciejSypula) 9 December 2017
Wcześniej śpiączkę zaliczył też sędzia boczny, który nie zobaczył spalonego, ale nie zmienia to faktu, że wstyd jak z Warszawy do Niecieczy. Napastnik Bruk-Betu miał tyle czasu, że chyba zdążyłby skoczyć na spacer do Łazienek. Podrobił jak gejsza i pieprznął w Malarza. Później jeszcze raz świetnym podaniem obsłużył go Stefanik, ale tym razem Śpiączka zachował się absurdalnie. Tak, jakby bał się znów stanąć oko w oko z Malarzem, więc próbował wycofać piłkę do nadbiegających partnerów. Ale i to zrobił nieudolnie.
Trochę szkoda Bruk-Betu, bo na Legię wyszedł dość odważnie i wykreował sobie okazje (marnował je nie tylko Śpiączka). A jeśli chodzi o Legię, warto podkreślić nie tylko grę Hamalainena, ale też postawę całej drużyny na własnym boisku. To był dziewiąty mecz ligowy na stadionie przy Łazienkowskiej – osiem zwycięstw, jeden remis, szesnaście goli strzelonych i tylko trzy stracone. Twierdza.
[event_results 387224]
Fot. FotoPyK