Szopka z Nenadem Bjelicą w tle trwa w najlepsze. Przypomnijmy chronologię zdarzeń:
1) Bjelica bluzga w kierunku Bartosza Frankowskiego po odesłaniu na trybuny w Gliwicach.
2) Bjelica oświadcza na pomeczowej konferencji: – „Co zrobiłem?” to jest wszystko, co powiedziałem sędziemu. I ostentacyjnie wychodzi z sali.
3) Przegląd Sportowy publikuje sędziowski raport, w którym Frankowski przytacza słowa Bjelicy: „Jebie tie matter i co zrobiłem kurwa?”
Można się było zastanawiać, jak Chorwat z tego wybrnie. Nie dość, że w dosyć nieeleganckich słowach zwrócił się arbitra, to jeszcze przytomnie minął się z prawdą na konferencji, zapominając o tzw. mięsie, czyli kluczowych zwrotach w kontekście całej sytuacji. Kiedy jednak dostał swoje słowa czarno na białym w raporcie arbitra, wydawało się, że pozostaje mu jedynie przeprosić. Uderzyć się pierś i przeprosić. Tymczasem reakcja Bjelicy przeszła najśmielsze oczekiwania:
Bjelica: To, co sędzia Frankowski napisał w protokole, to po chorwacku nic nie znaczy. Sędzia musi się nauczyć chorwackiego. Byłem zdenerwowany po wyrzuceniu, mówiłem w sześciu językach, więc nie miał szans mnie zrozumieć.
— Damian Smyk (@D_Smyk) 7 grudnia 2017
To już naprawdę są himalaje arogancji. To że Frankowski niepoprawnie zapisał chorwackie „jebem ti mater” (coś jak nasze „kurwa twoja mać”) nie jest równoznaczne z tym, że słowa Bjelicy nic nie znaczyły. Nie jest to także równoznaczne z tym, że sędzia musi się nauczyć chorwackiego. Co więcej, Bjelica nie mówił w sześciu językach, ale we dwóch, a ze zrozumieniem jego wypowiedzi poradziłby sobie nawet przedszkolak.
Innymi słowy, Chorwat brnie dalej, nie widzi nic złego w swoim zachowaniu, a wszystkich wokół ma za kretynów. Był zdenerwowany, mówił w sześciu językach, Frankowski nie miał prawa go zrozumieć. To, co zapisał w meczowym raporcie, musiał po prostu źle usłyszeć. Albo w potoku jego słów w sześciu językach kilka zupełnie przypadkowo złączyło się w ciąg znaczeniowy. Zupełnie tak jak tutaj:
I nawet nie chce nam się tutaj specjalnie moralizować, czy pisać, że facet w końcu reprezentuje wielki klub z tradycjami, gdzie m.in. pracuje z nastolatkami (jeden nawet gra u niego w pierwszym składzie). I że publiczne okazywanie braku szacunku innym oraz kłamanie jednak nie jest spoko. Panie Bjelica, właściwie mamy do pana tylko jedną prośbę. Jak ma się pan zachowywać się jak burak, to niech pan idzie to robić gdzie indziej.
Fot. FotoPyK