Gdy Ze Roberto zdobywał swój pierwszy tytuł w Europie – mistrzostwo Hiszpanii w 1997 roku – Andrzej Gołota stanął przed pierwszą szansą na zdobycie mistrzostwa świata w wadze ciężkiej, Adam Małysz w Pucharze Świata zdobył ledwie kilka punktów, a TVP pokazała pierwszy odcinek Klanu. Gdy rok później Brazylijczyk wygrał Ligę Mistrzów, Robert Lewandowski miał jedynie dziesięć lat. Wydaje się więc, że wielokrotny reprezentant kraju powinien już dawno temu zakończyć karierę, a on wciąż pozostawał nienasycony i rok temu zdobył swoje pierwsze w karierze mistrzostwo Brazylii. Jednak teraz mówi stop – w wieku 43. lat wiecznie młody Ze Roberto zdecydował się powiesić buty na kołku.
Dzisiaj dzień szczególny, bo Ze Roberto jako profesjonalny piłkarz zagra po raz ostatni. Gość, którego początków kariery wielu z nas może nie pamiętać, bo w tamtym czasie telewizor służył przede wszystkim jako monitor do pegasusa, a nie okno na piłkarskie stadiony. Zresztą, te początki nie były jakieś szczególne, do Europy Brazylijczyk trafił dopiero w wieku 23 lat – Real Madryt wyłożył za niego dziewięć baniek liczonych w euro, ale nie był to dla nich udany zakup. Po pół roku Ze Roberto został wypożyczony do Flamengo, a po roku postanowiono odpalić go do Bayeru Leverkusen za siedem milionów euro, aby choć częściowo zredukować straty.
Bardzo szybko okazało się, że Real Madryt popełnił ogromny błąd, bo Ze Roberto niemal z miejsca w Bundeslidze udowodnił, że w piłkę grać potrafi. Zresztą dzisiaj już wiemy na pewno, iż ,,Królewscy” mieli wtedy problem z rozpoznaniem talentu, bo przecież w tym samym czasie wypychali z klubu Samuela Eto’o. Czas w Leverkusen dla brazylijskiego pomocnika był pierwszym poważnym testem bojowym, który zdał na ocenę celującą. W 150 spotkaniach dla ,,Aptekarzy” strzelił 29 bramek i zanotował 42 asysty, tak więc średnio prawie co drugi mecz kończył z udziałem przy bramce dla swojej drużyny. Dla piłkarza urodzonego w Ipirandze były to niemal cztery idealne lata. Dlaczego prawie? Mimo wszystko w piłkę grą się po to, aby zdobywać puchary, a tych brakowało.
Ostatni sezon w barwach Bayeru dla Brazylijczyka miał słodko gorzki smak. Bez wątpienia był najlepszy ze wszystkich, ale zabrakło kropki nad “i”, która zwieńczyłaby starania. Mistrzostwo Niemiec przegrane o jeden punkt z Borussią Dortmund, przegrany finał Pucharu Niemiec z Schalke, a na dodatek porażka w finale Ligi Mistrzów z Realem Madryt. Gdzie w tym wszystkim był Ze Roberto? W lidze zanotował 17 asyst i strzelił cztery bramki (fenomenalne liczby!) a finał Ligi Mistrzów oglądał z wysokości trybun, ponieważ pauzował za kartki. Można powiedzieć, że zakończenie bombowe, ale mimo wszystko pechowe.
Bayern wyłożył prawie 10 milionów euro i Ze Roberto wreszcie wszedł na zwycięską ścieżkę, bo swoją długoletnią przygodę z Bawarczykami zakończył jako czterokrotny mistrz Niemiec. Poza tym karetę dołożył w Pucharze Niemiec. Łącznie w Bayernie rozegrał sześć pełnych sezonów, ale co ciekawe nie obyło się bez przerwy. W sezonie 2006/2007 grał na wypożyczeniu w Santosie, a trafił tam z urugwajskiego Nacionalu, do którego przeszedł z Bayernu. Po roku wrócił do Bayernu na kolejne dwa lata, a transakcja opierała się na wypożyczeniu, za które trzeba było zapłacić milion euro.
W 2009 roku gdy Ze Roberto miał już 35 lat na karku postanowił spróbować swoich sił w HSV Hamburg, który zdecydował się wyłożyć za niego cztery miliony euro. Tym sposobem Brazylijczyk nigdy nie zagrał w Nacionalu, który zarobił na nim pięć milionów euro. Dwa lata spędzone z HSV – mimo wieku – były niezwykle intensywne, ponieważ pomocnik rozegrał 72 spotkania, w który zanotował 20 asysty i osiem razy trafił do siatki. Już wtedy było wiadomo, że wicemistrz świata z 1998 roku posiada końskie zdrowie.
Piłkarska emerytura dla Ze Roberto miała zacząć się w wieku 37 lat, bo właśnie wtedy przeniósł się do Kataru. Jednak bardzo szybko zrozumiał, że rekreacyjne kopanie w słabej lidze i odcinanie kuponów nie bardzo go interesuje. Potrzebował rywalizacji, a czuł się na siłach i przy okazji chciał spełnić marzenie z dzieciństwa, dlatego postanowił udać się do Brazylii i powalczyć o pierwsze w karierze mistrzostwo w rodzimej lidze.
Udało się po czterech latach, bo właśnie rok temu 42-letni Ze Roberto świętował mistrzostwo kraju. Zaczynał od Gremio, w którym rozegrał trzy sezony i dwukrotnie znalazł się na podium. Jednak dopiero przeniesie się do Palmeiras pozwoliło spełnić marzenie i zostać mistrzem Brazylii. Co ciekawe robił to w towarzystwie innego weterana Edu Draceny i młodego wilczka Gabriela Jesusa. Po takim osiągnięciu ostatniego celu w karierze sportowej każdy normalny piłkarz powiedziałby koniec, ale Ze Roberto przecież do końca normalny nie jest.
– Piłka nożna to chwile, które trzeba wykorzystywać. A ta chwila nie jest odpowiednia, aby zakończyć granie. Zdecyduję o przyszłości po zakończeniu wakacji i rozmowie z rodziną – mówił świeżo upieczony mistrz Brazylii w 2016 roku.
Został na jeszcze jeden rok, ale już ostatni. Tym razem Ze Roberto pożegnał się z futbolem na zawsze. Kibice Palmeiras pożegnali się z nim już kilka dni temu w trakcie meczu z Botofago. Dzisiaj ostatnia kolejka, w której klub Brazylijczyka zmierzy się z Atlético Paranaense.
David Silva y un golazo para consolidar aún más el liderato del Manchester City.
¿La asistencia?
Un tal Kevin De Bruyne pic.twitter.com/fO8ejQhipl— Futbol Clasico (@FutbolClasico1) 3 grudnia 2017
Stara gwardia, która raczkowała w końcówce lat dziewięćdziesiątych wykrusza się z każdym rokiem coraz bardziej, dlatego te pożegnania są takie trudne. Zwłaszcza, gdy odchodzi taki gość jak Ze Roberto, który przeczył wszelkim zasadom, że po 35 roku życia czas na wakacje i śmieszne ligi. Fenomen.