Polski futbol nie doczekał się w ostatnich latach większego zjazdu. Na przełomie 2013 roku i 2014 Michał Masłowski był na ligowym topie. Co prawda nadal grał w Zawiszy, ale już wtedy mówiono, że za chwilę zawita do stolicy. Dodatkowo miał naprawdę dobre liczby, zapowiadał się na niezłego ofensywnego pomocnika i to coś dostrzegł w nim nawet Adam Nawałka. Koniec końców nie pykło i chłopak ze Strzelina wylądował na zapleczu ligi… chorwackiej. Dokładnie trzeciego grudnia 2013 roku Masłowski władował cztery sztuki Piastowi Gliwice.
Niespełna trzy lata temu uznawaliśmy go jako świetne wzmocnienie środka pola Legii Warszawa (tak, tej Legii). Michał był najlepszym zawodnikiem, o zgrozo, zdobywcy Pucharu Polski, kadrowiczem Nawałki i pretendentem to gry w topowych klubach. W dzisiejszych realiach brzmi to dość… kuriozalnie. Ale tak faktycznie było.
Wspominamy te zdarzenia sprzed czterech wiosen i naprawdę myślimy, że to było całe wieki temu. Tfu, tysiąclecia! Szkoleniowcem Zawiszy był Ryszard Tarasiewicz, bydgoska drużyna pokazywała, że może rywalizować w Ekstraklasie, a na kierownicy zachwycał nas dzisiejszy bohater kartki z kalendarza, Michał Masłowski. Na wahadle w drużynie Radosława Osucha szalał Igor Lewczuk, a postrachem w Piaście był Kamil Wilczek. Tak, to było dawno temu.
Ci, którzy mieli wówczas Masłowskiego w swojej drużynie w „Ustaw Ligę”, zapewnili sobie przedwczesne święta. Tak opisywaliśmy występ Michała cztery lata temu: „Komendantem imprezy był Masłowski, który wchodził w obronę Piasta jak – no cóż, to porównanie samo pcha się nam na talerz – nóż w masło. Dwie bramki głową, jedna lewą nogą, jedna – prawą. Potrafił znaleźć się w polu karnym, odnaleźć partnera podaniem, ale też pięknie uderzyć zza pola karnego. Zaliczył perfekcyjny występ, ale tym samym ustawił sobie poprzeczkę o wiele wyżej. Teraz musimy oczekiwać od niego więcej, zobaczymy więc, czy udźwignie tę presję, czy przytrzaśnie mu ona palce.
Tak czy inaczej, Masłowski już może szukać Emiratów Arabskich na mapie, bo w styczniu będzie miał okazje zapoznać się z nimi bliżej podczas zgrupowania kadry”.
No i cóż – szkoda, że ta kariera toczy się jak się toczy. Pozostaje mieć nadzieję, że równie szybko co iść w dół, Masło zacznie za chwilę piąć się w górę.