Cudze chwalicie, swego nie znacie – aż ciśnie się na usta po tym, co odstawiają od dłuższego czasu hiszpańscy sędziowie. Albo po tym, co odstawia w ostatnich dniach niejaki Ignacio Iglesias Villanueva. To arbiter, który na przestrzeni tygodnia popełnił dwa tak niepojęte błędy, że aż ciężko je w ogóle ubrać w słowa. Jedno wydaje się pewne – podstawowym błędem pana arbitra był fakt, że – nazywając się Iglesias – swego czasu nie zajął się śpiewaniem.
U nas narzekamy na VAR, analizujemy sytuacje klatka po klatce, zgłębiamy tajniki kreślenia linii na zatrzymanym obrazie, wyciągamy szczegółowe przepisy dotyczące momentu podania i dalej nie mamy pewności, czy popełniono błąd. A wczoraj w Hiszpanii – jeb! – sędzia dyktuje jedenastkę po zagraniu ręką w odległości chuj-wie-ile od linii pola karnego. I robi to ten sam parodysta, który w niedzielę nie zauważył gola Leo Messiego, pomimo że piłka była widoczna za linią nawet ze stacji badawczej NASA. Zobaczcie zresztą sami.
Tutaj piłka w oczywisty sposób nie przekroczyła całym obwodem linii:
A tutaj ewidentna jedenastka:
Wydaje się, że w Hiszpanii ktoś po prostu robi sobie jaja i podarował gwizdek niewidomemu, ewentualnie debilowi. Jak można wytłumaczyć taką serię? To tak, jakby piłkarz strzelił dwa samobóje, a po trzech dniach poprawił hat-trickiem do własnej bramki. Wyznaczenie tego arbitra w kolejnym spotkaniu może grozić wznowieniem gry z autu po wypadnięciu piłki z koła środkowego. Tak jak na świecie obowiązuje dość oczywista zasada „piłeś, nie jedź”, tak wśród hiszpańskich arbitrów powinni natychmiastowo wdrożyć „nie widzisz, nie sędziuj”. I naprawdę jest to trochę dziwne, że posiadanie oczu wciąż nie stanowi u nich wymogu.
Pan Villanueva, poza dostarczaniem beki, zwyczajnie psuje rywalizację. W niedzielę wypaczył mecz na szczycie ligi hiszpańskiej i nie będzie wielkiego nadużycia w stwierdzeniu, że jest współwinny utraty punktów przez Barcelonę. Wczoraj natomiast podarował gola Espanyolowi w wygranym 3:2 meczu z Teneryfą w Pucharze Króla. A to dosyć istotna różnica – przegrać lub zremisować. Pojawiła się nawet teoria, że Villanueva jest po prostu kibicem Espanyolu, ale wtedy należałoby napisać, że jest też najbardziej nieudolnym drukarzem w historii futbolu.
Ogólnie więc Hiszpanie powinni się z nami zamienić i albo wziąć naszych arbitrów, by poziomem bardziej pasowali do piłkarzy, albo wziąć naszych piłkarzy, by poziomem pasowali do ich arbitrów. My mamy VAR i narzekamy, że – zamiast wyeliminować 100 procent błędów – wyeliminował jakieś 90. A oni mają Ignacio Iglesiasa Villanuevę. I to chyba wystarczy za cały komentarz.