Od lat jesteś w związku z dziewczyną, ona mówi ci, że pora się rozstać. Co teraz? Możesz prosić, jeździć pod jej pracę, kupować kwiaty, obiecywać błogie życie. Ale co z tego, jak ona po prostu cię nie chce? Chemia już nie wróci, chyba że się diametralnie zmienisz. Zrozpaczonym, zakochanym chłopakiem jest tutaj Pogoń, dziewczyną – ekstraklasa.
Napiszemy wam, co może się stać w meczu Pogoni.
Otóż może ona mieć więcej strzałów od rywali, tych celnych także. Może mieć prawie 70% posiadania piłki, ponad 570 podań, czyli niemal połowę więcej od Jagiellonii. Do tego znacznie większy procent dokładnych zagrań. A nawet przebiec więcej kilometrów. Łukasz Zwoliński (tak, ten sam) może ograć obrońcę na skrzydle, odbyć rajd z piłką przy nodze i będąc coraz bliżej „szesnastki” zagrać piłkę w pole karne do Gyurcso mającego przed sobą tylko bramkarza.
To wszystko Pogoń może. Jednak co z tego, skoro i tak przegrywa?
Próbowali, ale nie było im dane.
Po wypisaniu przez nas wszystkiego, co goście ze Szczecina zrobili lepiej od Jagiellonii, niech wam się nie wydaje, że robili to dobrze. „Portowcy” przeważali, ale tylko tym, że nie byli gorsi od miejscowych. Bo mecz był niestrawnym daniem, które musimy popić czymś o znacznie lepszym smaku. A jeśli cała kolejka ma wyglądać jak to spotkanie, to w poniedziałek – wódką.
Teraz pytanie. Pamiętacie, co robiliście 13 sierpnia? Pewnie smażyliście się w słońcu na plaży, zwiedzaliście obcy kraj i poznawaliście nową kulturę lub, no nie wiemy, może byliście na obozie harcerskim? Nieważne czym się wtedy zajmowaliście, wyobraźcie sobie, że właśnie wtedy Cillian Sheridan, jeden z najlepszych napastników i w ogóle zawodników naszej ligi w poprzednim sezonie, strzelił wtedy swojego ostatniego gola. Ba, był po serii trzech meczów ze zdobytą bramką! Ale coś się zacięło.
Zaskoczył nas też Łukasz Zwoliński, który był blisko, abyśmy wybrali go na gracza meczu. Mógł zaliczyć dwie asysty, ale koledzy nie pomogli mu w poprawieniu statystyk indywidualnych, a Pogoni w zdobyciu punktów. I szczerze nie rozumiemy, jak bardzo trzeba nie chcieć zdobyć bramki, żeby zachować się w sytuacji sam na sam po strasznym błędzie Runje tak, jak Spas Delew. Huknął nad poprzeczką, chyba nawet nad siatką chroniącą kibiców przed oberwaniem piłką. A najbardziej załamujące jest to, że Delew z pewnością marzył, żeby piłka wpadła do bramki. Ale nie potrafił przekuć marzenia na rzeczywistość.
Jeśli nieszczęśliwie zakochana w ekstraklasie Pogoń nie zacznie zmian od siebie i nie będzie wystarczająco, żeby w rundzie wiosennej zacząć wszystko od nowa, to wróżymy jej wyprowadzkę piętro niżej.
[event_results 385238]
fot. FotoPyK