– Wiem, że ojciec był szaleńcem. Podobno gdy miałem dwa-trzy lata, chciał włożyć moją głowę do sedesu i spuścić wodę. Kiedyś powiedział, że jego marzeniem jest, by odciąć mi głowę i mojemu bratu i powiesić na drzewie bananowca. Mojej mamie też groził śmiercią i prawdopodobnie dlatego w pewnym momencie nie wytrzymała tego psychicznie i popadła w alkoholizm – mówi w mocnej, szczerej rozmowie z Jarosławem Kolińskim z “Przeglądu Sportowego” obrońca Piasta Hebert.
GAZETA WYBORCZA
Każdy chce wylosować Polskę.
Tak czy inaczej jeszcze w 2016 r. Polacy zajmowali w rankingu FIFA miejsce w trzeciej dziesiątce. Gdyby go nie poprawili, byliby w trzecim koszyku, a kibice obawialiby się, że w czerwcu reprezentacja będzie rywalizowała o 1/8 finału z Brazylią i Hiszpanią albo Niemcami i Urugwajem. Dziś w grupie śmierci Polacy wylądować po prostu nie mogą. Przynajmniej w klasycznym rozumieniu tego terminu – w najgorszym przypadku w pierwszej fazie zmierzą się z jednym byłym mistrzem świata (Hiszpanią, Urugwajem albo Anglią) i tylko jednym aktualnym mistrzem kontynentu (Australią).
Nie oznacza to oczywiście, że Polsce będzie w fazie grupowej łatwo. Przeciwnie. Prezes PZPN, Zbigniew Boniek, ma rację, gdy mówi, że każdy rywal wylosowanie drużyny Nawałki uzna za szczęśliwe.
O losowaniu grup MŚ „Gazeta” rozmawia też z Markiem Koźmińskim, wiceprezesem PZPN.
Czy jest jakaś drużyna, której mówi pan stanowcze „nie”?
Serbia. Tak jak my jesteśmy dowartościowani przez ranking FIFA, tak oni są niedowartościowani, więc wpadli do czwartego koszyka. A potencjał piłkarski mają ogromny. Nie chcę więc Serbii, ale gdybyśmy jednak na nią wpadli w losowaniu, to nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Bo to by znaczyło, że unikniemy Hiszpanii czy Anglii z drugiego koszyka – w jednej grupie nie może być trzech drużyn z Europy.
Wolałby pan przeciwników z Azji czy z Afryki?
Tu też nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Drużyny z czarnej Afryki mają indywidualności, ale czasem nie mają zespołów. Gracze Nigerii czy Senegalu są znani z dobrych klubów europejskich, ale bywa, że na mundialu grają każdy sobie, jakby chcieli się pokazać menedżerom. Albo są skłóceni ze sobą czy z federacją jak Kamerun w Brazylii. Nie można więc ocenić ich klasy przed startem mundialu. Z kolei zespoły z Afryki Płn. przypominają trochę stylem drużyny z Azji. Azjaci nie mają indywidualności, ale są nieprawdopodobnie zdyscyplinowani, zorganizowani, skoncentrowani i wybiegani.
RZECZPOSPOLITA
Dla Polaków nie powinno być pojęcia „grupa śmierci”.
Dzisiaj rozważania o grupach marzeń czy śmierci nie mają sensu. Nie tylko dlatego, że Polacy będą losowani z pierwszego koszyka i już na starcie unikną takich potęg jak broniący tytułu Niemcy czy Brazylia.
Piłkarze Adama Nawałki pokazali, że gdy grają dobrze, są w stanie rywalizować z każdym jak równy z równym. I na przeciwników będą czekać pewnie ze spokojem, jaki prezentują Leo Messi, Cristiano Ronaldo czy Neymar, który zapowiedział, że zaprosi rodzinę i przyjaciół na losowanie, włoży popcorn do mikrofalówki i usiądzie przed telewizorem.
Oczywiście lepiej spotkać się z Peru, Iranem lub debiutującą na mundialu Panamą niż z Hiszpanią, Kostaryką i Nigerią. Ale myśląc o czymś więcej niż tylko wyjściu z grupy, a przecież taki jest tym razem cel, trzeba będzie się w końcu zmierzyć i z silnym rywalem.
O wyjątkowym plakacie mundialu – pierwszym, na którym znalazła się konkretna, realna postać – pisze Stefan Szczepłek.
Igor Gurowicz, autor plakatu mistrzostw w Rosji, wywiązał się ze swojego zadania znakomicie i zasłużył na medal od Władimira Putina. Jeszcze się turniej nie zaczął, a już czuć w nim ducha starej i nowej Rosji, imperatora na Ziemi i w kosmosie.
Nigdy wcześniej na oficjalnym plakacie mistrzostw świata nie znalazła się konkretna postać. Lew Jaszyn był w swoim czasie, obok Jurija Gagarina, najbardziej rozpoznawalnym Rosjaninem. Bardzo miły gość. Grał w robociarskiej czapce, która mu nie spadała z głowy nawet podczas najbardziej ekwilibrystycznych parad. Wypalał dziennie dwie paczki biełomorów, zdarzało mu się wypić setkę przed wyjściem na boisko. Całe życie narzekał na bóle kolan, grał w ochraniaczach lub elastycznych ściągaczach (nosi taki także na plakacie). Był na czterech mundialach, wystąpił w reprezentacji świata przeciw Anglii na Wembley, jest jedynym bramkarzem, któremu przyznano Złotą Piłkę – nagrodę dla najlepszego zawodnika Europy. FIFA uznała go za najlepszego bramkarza w historii.
SUPER EXPRESS
„SE” informuje, jak będą wyglądać przygotowania kadry przed samym mundialem – od Helu, przez Arłamów, aż do Soczi.
Z Juraty kadra przeniesie się, już bez rodzin, w góry, też w sprawdzone miejsce, bo do hotelu w Arłamowie, gdzie podopieczni Nawałki szlifowali formę przed Euro 2016. Ich pobyt tam był trochę w stylu hollywoodzkim. Piłkarze dolatywali helikopterami, a witały ich setki rozentuzjazmowanych gości hotelowych i turystów. Zresztą w trakcie całego pobytu Biało-Czerwonych w Arłamowie zainteresowanie tym miejscem i zawodnikami przeszło najśmielsze oczekiwania. Można zakładać, że nie inaczej będzie tym razem.
Po zakończeniu zgrupowania w Arłamowie kadra rozegra ostatni towarzyski mecz na Stadionie Narodowym, a rywalem ma być Litwa (z tym samym rywalem graliśmy przed odlotem na Euro do Francji). Następnie przelot do Rosji, do hotelu w Soczi.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Brazylia, Niemcy, Argentyna, Hiszpania. Carles Puyol nie pokusił się o kontrowersyjne tezy, pytany o faworytów MŚ w Rosji.
Czego spodziewa się pan po reprezentacji Hiszpanii podczas przyszłorocznych mistrzostw świata?
Mamy dobrą drużynę i trenera. Julen Lopetegui świetnie zna zawodników i wyznaje tę samą filozofię, która przyświeca nam od lat. Mamy niemal perfekcyjny zespół. Z jednej strony występują w nim młodzi piłkarze, ale mający już duże osiągnięcia. Wielu piłkarzy, wie jak zdobywać trofea i pragną kolejnych. Doświadczenie może być decydującym czynnikiem.
To równie silna drużyna co w czasach, gdy sam pan w niej grał?
Trudno porównywać. Na pewno jednak jest dalej bardzo mocna i w rosyjskim turnieju będzie należeć do głównych kandydatów do zwycięstwa, obok Brazylii, Niemiec i Argentyny. Te ekipy widzę w pierwszej czwórce. Trudno jednak mówiąc o mundialu, wskazać faworytów. Pamiętajmy, że zwykle są niespodzianki.
Losowanie nie tak do końca losowe, czyli o tym, co mówi matematyka o szansach Polaków na poszczególnych rywali.
Używając oficjalnych zasad, przeprowadziłem 100 tysięcy symulacji losowania i wyliczyłem najbardziej prawdopodobne możliwości dla wszystkich 32 finalistów MŚ 2018. Oto, co wyszło w przypadku Polski.
Z koszyka nr 2 Polska ma ok. 17,5 proc. szans na wylosowanie Peru, Kolumbii oraz Urugwaju i tylko mniej więcej 9,5 proc. na pozostałe ekipy. Najbardziej prawdopodobnymi waszymi rywalami z koszyka nr 3 są Kostaryka, Tunezja, Egipt, Iran oraz Senegal (szanse po około 13 proc.). Trzy ekipy ze Skandynawii – Dania, Islandia i Szwecja – są mniej realne, a jeśli Polska trafi z koszyka nr 2 na drużynę z Europy, ta możliwość odpadnie. Szanse na to, że Polska uniknie tych ekip (czyli wylosuje drużynę z Europy z koszyka nr 2) wynoszą aż 38 proc.
Z podobnego powodu z koszyka nr 4 najmniej prawdopodobnym rywalem dla Polski jest Serbia.
Górnik postawił na Ślązaków. W tym momencie w kadrze drużyny ma dziesięciu ludzi „stąd”.
W niedzielę w Krakowie zmierzą się drużyny budowane w skrajnie odmienny sposób, choć w szatniach obu ekip przeciętny Polak może mieć kłopot z porozumieniem. W tej Wisły – bo jest zdominowana przez cudzoziemców, głównie Hiszpanów. W Górnika, jeśli miejscowi zaczną porozumiewać się śląską gwarą. W Białej Gwieździe postawiono na obcokrajowców, w tym sezonie średnio mecz w podstawowym składzie zaczyna sześciu. W zespole z Roosevelta najczęściej gra dziewięciu Polaków, z czego sześciu urodzonych i wychowanych w regionie. Swoich.
Swój jest także kierownik zespołu – pochodzący z Piekar Śląskich Krzysztof Skutnik. To on napisał na tablicy w szatni: „Nawet jeśli wszyscy już w ciebie zwątpili, pokaż, że się mylili”. Cytat z utworu „Paktofoniki” pojawił się w dniu spotkania z Chojniczanką, kiedy Górnik tracił siedem punktów do miejsc premiowanych awansem do ekstraklasy, a do końca sezonu pozostało sześć kolejek. Piłkarze nie wiedzieli, kto był autorem hasła, jeden spoglądał pytająco na drugiego. – To, co jest tutaj napisane, wyczerpuje temat. Nie mam nic do dodania – usłyszeli na odprawie od trenera Marcina Brosza, który ograniczył się do przekazania założeń taktycznych. Wystarczyło. Zabrzanie najpierw wygrali z Chojnicami 6:1, później wszystko do końca.
Dalej duży, mocny wywiad Jarosława Kolińskiego z Hebertem z Piasta.
Jak pan zapamiętał ojca?
Za dużo nie pamiętam, wiedzę czerpię głównie z opowieści. Ale wiem, że był szaleńcem. Podobno gdy miałem dwa-trzy lata, chciał włożyć moją głowę do sedesu i spuścić wodę. Kiedyś powiedział, że jego marzeniem jest, by odciąć mi głowę i mojemu bratu i powiesić na drzewie bananowca. Mojej mamie też groził śmiercią i prawdopodobnie dlatego w pewnym momencie nie wytrzymała tego psychicznie i popadła w alkoholizm.
Wychowaliście się w Barra Mansa, małej miejscowości pod Rio De Janeiro. Tam nietrudno o złe wybory.
Nie życzę innym ludziom, by zobaczyli to, co ja w życiu widziałem. Pod moim domem na ulicy nie raz i nie dwa leżały trupy, co chwila dochodziło do jakichś porachunków. Wielokrotnie słyszałem strzały na ulicy, trwające przez wiele godzin. A ja w tym czasie siedziałem w domu, modląc się, by do nas do domu nikt się nie włamał lub żebym po otwarciu drzwi nie zobaczył jakiegoś trupa. Bardzo się bałem. W wyniku zabójstw straciłem wielu przyjaciół. Jestem szczęściarzem, że miałem piłkę. Poświęciłem się jej i nie miałem czasu na spędzanie go z ludźmi, którzy mogą mnie pociągnąć w złą stronę.
Jakub Słowik lata wysoko.
W kadrze Śląska zajął miejsce pożegnanego latem Mariusza Pawełka. Nie zbierał w Pogoni nadzwyczajnych recenzji. Tymczasem już po jednym występie ma na koncie paradę, która mogłaby kandydować do miana interwencji sezonu. Obronił potężną bombę Arkadiusza Woźniaka z 6 metrów. Tym sposobem Słowik wszedł trochę w buty poprzednika. Pawełek był wyszydzany i wyśmiewany. Często ponad miarę. Ale niekiedy potrafił popisać się takim instynktem, że klękaj niewierny ludu. Poprzedni sezon zakończył z „obroną sezonu” w plebiscycie ekstraklasy.
W „Chwili z…” Izy Koprowiak dziś Piotr Nowak, dyrektor sportowy, a wcześniej trener Lechii Gdańsk.
Czym jest dla pana szczerość? Bo jej brak był głównym zarzutem piłkarzy wobec pana. Miał pan obiecywać, że ktoś wystąpi, potem tej deklaracji nie wypełniać.
Zawsze mnie irytuje, gdy ktoś używa sformułowania „Szczerze ci powiem”. Przerywam i stwierdzam: A wcześniej nie mówiłeś szczerze? Jestem do bólu bezpośredni i szczery. Wobec piłkarzy trzeba być prawdomównym, bo im dłużej człowiek opowiada banały, tym szybciej kończy jako trener. Gdy kogoś nie wystawiałem, to starałem się to wcześniej wyjaśnić i go o tym poinformować.
Więc skąd ten zarzut?
Gdy kadra jest wyrównana, piłkarze nie zrozumieją, dlaczego trener wystawia taką, a nie inną jedenastkę, czy dlaczego robi takie zmiany, dopóki sami nie zostaną trenerami. Dla mnie to w dalszym ciągu są „my boys”. Refleksje najczęściej przychodzą po czasie, myślę, że w przyszłości docenią naszą pracę. Najgorzej osiąść na laurach, i sądzić, że jest się na tyle dobrym, że wszystko przyjdzie samo. Kariera piłkarza jest niestety krótka. Oni najczęściej nie zdają sobie sprawy, że gdy powiedzą pas, to nie będzie już wyjazdów na zgrupowania, spotkań z samego rana na kawkę, treningów, meczów. Gdy ten moment nadchodzi, nie wiadomo, co ze sobą zrobić. Sam to przeżyłem.
fot. FotoPyK