Reklama

Po pierwsze, służyć. Szynka w kolorze Miedzi

redakcja

Autor:redakcja

26 listopada 2017, 12:28 • 22 min czytania 37 komentarzy

Dawno do Ekstraklasy nie nie wchodził klub tak na nią gotowy. Miedź jest poukładana finansowo, ma znakomicie zorganizowany system szkolenia, świadomość odpowiedzialności publicznej, przyjemny stadion, niezłą kadrę.

Po pierwsze, służyć. Szynka w kolorze Miedzi

Nie stało się to jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki: przeszła długą drogę, co najlepiej uzmysłowiła nam wizyta u nich w listopadzie. Jej efektem był poniższy reportaż. Zapraszamy.

***

Klub jest dla ludzi, a nie dla jedenastu piłkarzy. Klub musi służyć lokalnej społeczności. Nikt tu nie robi niczego pod własne ego – to niepotrzebne. Potrzebne jest to, co jest potrzebne ludziom. Drużyna to ogromny nośnik marketingowy, wokół którego możemy budować wszystko inne. 

Prezes Miedzi, Martyna Pajączek, sześć lat temu obejmowała klub zawieszony w głębokiej komunie. Brakowało piłek, czystych strojów i ciepłej wody, w nadmiarze były tylko długi i połamane krzesła w biurze. Dzisiaj Miedź to jeden z najlepiej poukładanych klubów w Polsce, mający szerokie spojrzenie na swoją rolę, definiując ją również daleko poza boiskiem.

Reklama

***

Gdybym był bogaczem, co bym zrobił? Zastanawiał się główny bohater w „Skrzypku na dachu”, zastanawiał się kiedyś każdy z nas. Jeśli takie pytanie stawia sobie kibic, jest tylko kwestią czasu, gdy w utopijnych wydatkach dobrnie do pomysłu:

„Kupiłbym swój ukochany klub. Swoją Iskrę, LZS, dumę gminy, miasta, wsi, powiatu, regionu. A potem wreszcie zrobił wynik”

Jednak gdy rzeczywistość w brutalny sposób wybudzi z marzeń, wszyscy w najlepszym wypadku możemy odpalić Football Managera.

Ale Andrzej Dadełło to nie są „wszyscy”.

Dadełło to chłopak z Legnicy, który mieszkał w bloku nieopodal stadionu. Wychował się na Miedzi, był bywalcem trybun zarówno wtedy, gdy przyszło toczyć heroiczne boje z Monaco, jak i gdy przyszło toczyć heroiczne boje ze Stalą Chocianów w III lidze.

Reklama

Wszedł na ścieżkę biznesową, która poprowadziła go do sukcesu, także finansowego. Lata minęły, zmienił się jego status społeczny, nie mówiąc o zasobności portfela, ale nie zmienił się stosunek do Miedzi.

Jest żywym dowodem, że sympatia do klubu, w którym zakochałeś się za dzieciaka, jest niezbywalna. Od tej reguły nie ma wyjątków.

dadełło

Foto: Wojciech Obremski (lca.pl)

Gdy Dadełło przeczytał pewnego dnia w gazecie, że Miedź może zbankrutować, wylecieć na jakieś totalne kartofliska, postanowił interweniować. Działacze powiedzieli, że klub choruje na najstarszą chorobę cywilizacyjną świata: brak pieniędzy. Dadełło miał w kieszeni panaceum. Powiedział, że lekarstwo da, a potem poszedł do gabinetu Martyny Pajączek powiedzieć jej, by wcieliła się w rolę pielęgniarki.

– Byłam w grupie kapitałowej spółki matki na stanowisku dyrektora marketingu i PR. Andrzej przyszedł do biura i powiedział: „Weź Martyna, idź im coś podpowiedź”. Gdzie, co, ja? „No weź, idź, popatrz jak to wygląda”.

pajaczek

Źródło: ŁączyNasPiłka

Pajączek przekonania nie miała, choć futbol nie był dla niej czarną magią.

– Mnóstwo meczów obejrzałam z dziadkiem. Dziadek był głuchy, więc w domu mecze ryczały całymi dniami. Największym kibicem w mojej rodzinie i tak jest moja matka. Pasję do piłki miała już przed moimi narodzinami, potem zajęłam nieco miejsce tego zainteresowania. Moja mama zachowuje się na meczach skandalicznie. Jest potwornym kibolem. Nie było też tak, że o istnieniu Miedzi dowiedziałam się, kiedy Andrzej ją przejął. Wcześniej pracowałam z Przemkiem Kołkowskim, dzisiejszym kierownikiem klubu. Przemek pochodził z Legnicy, chodził na jej mecze, wiedziałam co i jak. Bywały takie sytuacje: on siedzi w pracy z rozłożonymi kartkami przed sobą, głową zupełnie w innym miejscu.

– Co robisz?

– Nic, nic.

– Jak to nic? Przecież widzę. Co to za kartki?

– Mam egzaminy sędziowskie.

– Dawaj cię odpytam.

Przemysław Kołkowski: – I pytała mnie o bociany siadające na poprzeczce. Jaką decyzję powinien podjąć arbiter, jeśli w trakcie akcji na poprzeczce siedzi bocian? Jest to ciało obce na boisku. Jeśli trafi w niego piłka, należy podyktować rzut sędziowski.

W końcu Martyna Pajączek pojechała.

– Przyjechaliśmy na stadion, tu trzystu kibiców. Uznałam, że wezmę jednego mądrego, żeby zobaczyć co tu się dzieje. I tak poznałam Łysego. W ogóle gdzie jest Łysy?

– Organizuje Andrzejki dla niepełnosprawnych – odpowiada Przemysław Kołkowski.

– Typowe. Łysy był wcześniej gniazdowym na młynie. Wciągnął mnie w to wszystko. Straszono mnie – nie bierz kibica do klubu! A ja widziałam człowieka, któremu strasznie zależy, który ma milion pomysłów na minutę, tylko jest z nimi sam.

W zgodnej opinii wszystkich, nie ma na świecie osoby, która bardziej identyfikowałaby się z Miedzią niż Łysy, czyli Krzysztof Piotrowski.

– Jak otworzysz u Łysego lodówkę, nawet szynka będzie w barwach Miedzi.

łysy

Łysy był bohaterem jednego z odcinków serii Canal+Discovery „Kibice”

CAM00231

Jego królestwo

***

 Nie cierpię jak ktoś chodzi i psioczy na polską piłkę, mówi, że wszystko jest beznadziejne. To może, kurde, zrób coś, żeby było lepiej?

Martyna Pajączek.

***

Był 2011 rok. Polska szykowała się do Euro. Powstawały piękne stadiony, krajobraz piłki nad Wisłą zmieniał się. Przy al. Orła Białego w Legnicy wciąż jednak panowała głęboka komuna, zarówno infrastrukturalnie, jak i mentalnie.

Przemysław Kołkowski: – Odpowiadałem za sprawy administracyjne i szybko zorientowałem się, że cała wcześniejsza filozofia polegała na „jakoś to będzie”. Znalazłem dokumenty sprzed dwóch lat leżące odłogiem, nic niepozałatwiane. Potrzebny autokar? Dzień przed meczem dzwonili i szukali kogoś, kto się podejmie. Nie wpadli na to, że można wejść z kimś w stałą współpracę na lepszych warunkach, oszczędzając pieniądze. Gdziekolwiek dzwoniłem i przedstawiałem się kogo reprezentuję, po drugiej stronie rzucali telefonem. Jak udało mi się dodzwonić, otrzymywałem wiązankę, bo okazywało się, że Miedź zalega z płatnościami za – powiedzmy – dwa ostatnie lata. Wiesz ile czasu zajęło nam zbudowanie zaufania? Udowodnienie ludziom, że jesteśmy kimś innym, niż poprzednicy?

Janusz Kudyba, dzisiaj współzarządzający Klubem Biznesu Miedzi, wtedy trener pierwszej drużyny: – Graliśmy w II lidze, czyli na trzecim poziomie rozgrywkowym, a zawodnicy przebierali się przed meczem w samochodach. Ciepła woda od święta, brak piłek do treningu, spleśniałe koszulki, bo powstał autorski projekt prania strojów, w tym, że jakaś pani prała je w wannie, ale często zapominała w porę je wyciągnąć, więc wracały w fatalnym stanie. Wyżywienie? Kilka razy załatwili przed wyjazdem. Na trzy godziny przed meczem piłkarze faszerowani byli kiszoną kapustą, bigosem, schabem i furą ziemniaków. Trenowaliśmy wyłącznie na głównej płycie, w konsekwencji więc całkowicie zrytej. Jak wchodziłeś do szatni, zawsze nanosiłeś mnóstwo gliny. Miasto fundowało stypendia dla zawodników, które pozwalały jakoś przeżyć.

Tomek Brusiło, rzecznik wciągnięty do klubu przez Martynę Pajączek, w klubie od zarania zmian: – Weszliśmy do biura, a biura nie było. Ściany podpierały rozpadające się krzesła, nie miałeś gdzie usiąść. Bilety sprzedawano w jednej kasie, a wypisywano je ręcznie. Choć chodziło kilkuset kibiców, to i tak część wchodziła na obiekt koło trzydziestej minuty. Budowaliśmy od zera we wszystkich dziedzinach. Jak dzisiaj mamy trudną chwilę, po prostu wspominamy sobie tamte heroiczne czasy, gdy nie było tu nic.

Szkolenie młodzieży? Typowy balast, bo trzeba spełnić wymagania licencyjne. Przychodził przypadkowy człowiek na boisko, nawet się nie przebierał, rzucał piłkę dzieciakom i koniec. Tyle. Przecież grają, więc o co chodzi? I tak dobrze, że przyszedł, że mu się chciało, prawda? Totalny folklor. Żadnych ram organizacyjnych. Młoda Miedź grała po pierdziszewach, a trafiając na Zagłębie Lubin czy Śląsk Wrocław zbierała baty 0:13.

Początkowo idea była taka, by wesprzeć Miedź pieniędzmi, a działaczom pozwolić wykonywać swoją pracę. Skoro mieli dwadzieścia lat doświadczenia, to znają środowisko, realia, będą wiedzieli co zrobić, prawda? Martyna Pajączek: – Stosunkowo szybko okazało się, że brak pieniędzy nie był jedynym problemem Miedzi. Doszliśmy do wniosku, że tu zawsze będzie prowizorka. No, chyba, że to weźmiemy i zbudujemy po swojemu, na poważnie.

W styczniu 2011 powstała Spółka Akcyjna.

W Miedzi dokonał się historyczny przewrót. Można było wynieść z klubowego korytarza kalendarz na 1985 rok. Z poślizgiem godnym olimpijskich panczenistów Miedź wchodziła w XXI wiek.

***

Nie ma podręcznika jak zakładać klub. Popełniliśmy nieskończoną ilość błędów. Najtrudniejsze, gdy przychodzisz z biznesu do piłki, to zaakceptowanie, że pewne sprawdzone przez ciebie metody mogą nie przynieść sukcesu. Wprowadzisz standardy, które wcześniej przynosiły efekty, i oczekujesz, że tutaj także będą działać. Ale sport to zupełnie inna specyfika.

Martyna Pajączek.

***

Wróćmy do wizji „mam wszystkie pieniądze świata” i przejmuję swój ulubiony klub. Pamiętacie o czym wtedy marzyliście? Ja wiem – robiłem ligowy dream team w stylu wchodzącego do Wisły, który uzupełniałem gwiazdami z zagranicy.

Ile byłoby radochy, prawda? Nie tylko dla mnie, ale i dla całego miasta.

Fałsz.

Dziś wiem, że gdyby porównać klub piłkarski do drzewa, za pień trzeba uznać pierwszy zespół, jego wyniki, powodzenie, status. Ale wszystko inne to gałęzie, które w praktyce stanowią większą masę drzewa niż sam pień.

Działacze, którzy za swoją jedyną odpowiedzialność uważają zestawienie jedenastu kopaczy i wysłanie ich na boisko, mają niesłychanie ograniczone spojrzenie. W Miedzi mówią wprost: mamy wiele ról, w które musimy wejść z pełną odpowiedzialnością. Nie należy uważać, że boisko jest drugorzędne, ale nie należy też przeceniać jego roli. Nadrzędną misją jest integrowanie lokalnego środowiska wokół klubu.

– Jeśli my nie zrobimy obchodów dnia kobiet, to ich w mieście nie ma. Jeśli w Grudziądzu nie zrobią Mikołajek, to może zrobi je parafia, a jeśli nie, to się nie odbędą. To inna odpowiedzialność. Tak wychodząc od Miedzi zaczęliśmy rozmawiać jak definiować I ligę, bo definiowanie jej jako gorszej Ekstraklasy jest bez sensu. Semantyka: jeśli jesteśmy gorsi, to znaczy, że możemy być lepsi, tak? A przecież to niemożliwe, bo lepsi awansują, króliczka nie dogonisz. Musieliśmy się zastanowić o co nam chodzi, jaką pełnić rolę, czym się charakteryzować. I w toku rozmów udało się zdefiniować: liga potrzebna lokalnej społeczności, biorąca na siebie ciężar aktywizowania jej w różnych przestrzeniach, po to, żeby w mniejszych ośrodkach nieść sensowne wartości – mówi Martyna Pajączek, która jest także prezesem I ligi.

Mówi się o Miedzi, że mało kto w lidze ma tak bezpieczną sytuację finansową. Oczywiście, rachunki są popłacone, a zawodnicy nie muszą się zadłużać u znajomych królika. Niemniej nieprzypadkowo tak wielki nacisk kładzie się we wszelkich analizach budżetów klubowych na procent, jaki w finansach zajmują płace pierwszego zespołu. Złe proporcje – ponad siedemdziesiąt procent na kopaczy – od razu godzą w wiarygodność finansową. Większość klubów kojarzonych z I ligą wydaje porównywalne pieniądze na kontrakty – to około czterech, pięciu milionów złotych. Różnica polega na tym jakim procentem posiadanych pieniędzy jest ta kwota.

W Miedzi to około połowa budżetu.

Gdzie idzie reszta?

***

Mówimy wprost młodym piłkarzom, że do piłki przebija się 1%.

Martyna Pajączek.

***

Po pierwsze i najważniejsze – kasa idzie na akademię. Skończyły się czasy  0:13 od Zagłębia czy Śląska. Teraz Miedź toczy z tymi markami toczy wyrównane boje, często wygrywa. Ma swoje reprezentacje w CLJ U17, U19, a rezerwy, czyli w praktyce zespół U21, grają w III lidze. Tak kompleksową reprezentację ma poza nią w Polsce jeszcze tylko Legia, Lech, Górnik, Pogoń i Zagłębie Lubin. Elita.

Wiecie ilu uznanych trenerów młodzieży, choć zdobywali medale mistrzostw Polski, choć byli na etatach w ekstraklasowych klubach, i tak musiało szukać innej roboty, żeby zarobić na życie? Trenerzy akademii Miedzi mogą skupić się tylko na trenowaniu w Miedzi. To niebywały komfort. – Jeśli musieliby się zastanawiać skąd wytrzasnąć trzysta złotych, żeby mieć na rachunki, to nie ma to sensu. Muszą mieć możliwość skupienia się tylko na szkoleniu – mówi Pajączek.

W praktyce, owszem, trenerzy mają dwa etaty, ale oba klubowe. Po pierwsze, trenerski, po drugie, nauczyciela w-fu w szkole Miedzi Legnica. Jak chcą i mają czas, mogą jeszcze wziąć dzieciaki, np. w wieku przedszkolnym, bowiem Miedź także prowadzi lokalnie projekty w stylu Lech Poznań Football Academy czy Legia Soccer Schools.

skrzat

Usłyszałem w Miedzi fajne hasło: w piłkarskim środowisku wiele osób uważało, że pewnych rzeczy nie da się zrobić. My byliśmy z zewnątrz, nie wiedzieliśmy, że czegoś się nie da zrobić, więc to po prostu robiliśmy.

Łączenie piłki ze szkołą przez dekady w polskim szkolenie było bagatelizowane, zwykle po prostu przez „szkoła chleba ci nie da” jakie słyszeli młodzi kandydaci na piłkarzy od trenera. To dwa poważne, duże tematy dla młodego człowieka, potrzebna jest doskonała organizacja by je pogodzić w harmonijny sposób. Janusz Kudyba powiedział mi, że będąc młodzieżowcem w Poznaniu, cóż, popłynął. Między innymi dlatego, że nikt nie interesował się nim po tzw. godzinach. Tutaj szkoła i akademia jest jednym organizmem, więc nie ma takiego terminu jak „po godzinach”, bo wtedy młody piłkarz jest na lekcjach lub w klubowej bursie. Dzięki posiadaniu własnej szkoły jest lepsza kontrola, wymiana informacji, ale co kluczowe – można też dowolnie ustawić harmonogram, co nie byłoby możliwe w normalnej placówce.

szkoła 2

szkoła1

miedź rozp

Rozpoczęcie roku

Żebyśmy mieli jasność: nie chodzi o trzy klasy na krzyż w zaprzyjaźnionym ośrodku, nie chodzi o zajęcia dodatkowe. Miedź Legnica ma własną regularną podstawówkę sportową (klasy 4-7), sportowe gimnazjum, sportowe liceum. Oczywiście Garguła nie wykłada chemii, a Łobo matmy, trener Dominik Nowak nie wtrąca się do klasówek, ale fakt faktem – to podmiot klubowy, nie zewnętrzny.

Szósta rano dzwonek, śniadanie w bursie, podwózka klubowym autobusem na poranny trening, który zaczyna się 7:30. Później autobus wiezie do bursy, jest czas na kąpiel, dalej są lekcje. W szkole obiad, po lekcjach przeważnie drugi trening. Kogo odbierają rodzice, ten jedzie do domu, kto wraca do bursy ma czas na odrabianie pracy domowej, ale też pogranie w plejkę w pokoju otwartym czy obejrzenie meczu w sali wspólnej.

bus

Oferta podstawówki jest lokalna, ale liceum jest zauważalne w regionie, na nabory przyjeżdżają dzieciaki z Wałbrzycha, Jeleniej Góry, a zdarzają się nawet osoby z Wrocławia, co jest o tyle zaskoczeniem, że w stolicy Dolnego Śląska też jest duża oferta szkół sportowych. Osiągnięcie biorąc pod uwagę, że szkoła Miedzi ma cztery lata.

W podstawówce prowadzi się zajęcia bardziej ogólne, trochę na zasadzie zaszczepiania różnych form ruchu, ale i zapoznawaniu z różnymi sportami. Wiadomo, że jest pływanie, koszykówka, ale też dyscypliny niszowe jak teakwondo a nawet myślą o reaktywowanej po 30 latach w Legnicy szermierce. Klub nie musi startować tu od zera, jeśli np. wprowadza akrobatykę sportową, to nie pod Miedzią, ale w Jaworze, gdzie taka sekcja istniała wcześniej. Wspólne interesy, pomoc innym w mieście, a nie monopol. W klubie śmieją się, że nie ma chyba tylko zajęć z Pawłem Biszczakiem, legnickim fighterem MMA. Starsze roczniki rzecz jasna są już bardziej ukierunkowane. Oczywiście nie ma przymusu należenia do szkoły Miedzi, jeśli ktoś bardzo chce iść do innej, może. Ale generalnie 99% zawodników jest w spójnym systemie szkolenia.

O mentalności w Miedzi najlepiej świadczy fakt, że każdy w szkole ma docelowo wychodzić również z papierami UEFA C i kursem sędziowskim, a najstarsze roczniki sprawdzają siły jako asystenci na treningach z dziećmi. Miedź planuje otworzyć wspólnie z PWSZ też swój kierunek studiów, roboczo nazwany coachingiem zdrowia. To kontynuacja wszystkiego, z czym miał wcześniej do czynienia – fizjoterapia, dietetyka, psychologia, trochę jak pakiet pod trenera personalnego. Możecie narzekać, że nie jest to wasza bajka, ale pamiętajcie: mówimy o Legnicy, pierwszoligowym klubie, który daje taką opcję. Ile klubów nie tylko pomaga pójść na studia, co pozwala… zrobić studia w klubie?

***

Zadaję jedyne słuszne pytanie: czy bursę trzeba odbudowywać co pół roku? Dwustu dorastających chłopaków w zamknięciu – to musi się zakończyć katastrofą. Martyna Pajączek: – Jak pierwszy raz weszłam do bursy, panowało tu jedno wielkie niechlujstwo. Wydusiłam tylko: zabierzcie mnie stąd, to najbrzydsze miejsce w jakim byłam. Zapleśniały budynek, ciemno, szpitalne kolory.

Zdaniem pracowników Miedzi, jak wszędzie, czasem coś się zdarzy, ale jest naprawdę dobrze. Spokój w bursie to pokłosie centralizacji ze szkołą, dopasowania obciążeń i charakterów. Pani Wiesia w ośrodku mówi mi, że to są dzieciaki zorientowane na konkretny cel, pełne pasji. Kalendarz mają na tyle obfity, że nie mają kiedy myśleć o głupotach. Oczywiście nie zmienia to faktu, że jest kiedy odpocząć. Na mecze nigdy nie ma szlabanu. Pani Wiesia przyznaje, że aż sama się wciągnęła.  W bursie jest około dziesięciu wychowawców, dyżury są całodobowe.

bursa1

sala

bursa3 bursa2

– Jak kupowałam białe fotele, Wiesia narzekała, że to najgorszy kolor, bo dzieciaki poniszczą i będzie widać. Powiedziałam: będą wiedziały, że te fotele są ich, to nie poniszczą. Stoją czwarty rok – zauważa Pajączek – Chcemy pracusiów, ludzi zdeterminowanych, mających wyobraźnię. Wiemy, że w Polsce wystarczy solidnie i intensywnie pracować, by zostać bardzo dobrym. Zagłębie stara się wyciągać najlepszych z kadr wojewódzkich. U takich jednostek są duże wahania w górę, w dół. My stawiamy na pracowitych, niezmanierowanych. Robimy dogłębny wywiad środowiskowy, szukamy odpowiedniej mentalności. Wczoraj siedzieliśmy z trenerami, bo w grupie Elite, najciekawszych chłopaków z akademii, są jednostki, które tak bardzo chcą trenować, tak wiele sobie aplikują jednostek, że zastanawiamy się, czy nie będą mieli za dużo obciążeń.

Na obiedzie w bursie jemy brokułową, a na drugie ryż z warzywami i kawałkami kurczaka. Nie ma przypadku – nad wszystkim czuwa zatrudniona w klubie dietetyczka, która ustala diety zarówno dla pierwszej drużyny, jak i całej akademii.  To naprawdę duża rzecz w porównaniu z czasami, gdy młodzieżowcy w cenionych klubach jedli McDonalds lub zupki chińskie. Jak muszą wzmocnić organizm zaplanowane przez dietetyka posiłki przez wiele lat?

Przemek Kołkowski: – Jak pierwszy raz dzieci zobaczyły ciemny makaron, przyszły zgłosić, że ze starości zsiniał. Nigdy takiego nie widziały. Początkowo kręciły nosem na ciemny chleb, a teraz? To nie tylko dieta, ale też zajęcia o dietetyce. Staramy się dużo rozmawiać z nimi na temat żywienia, żeby budować ich świadomość. Bywają więc rozmowy: „Kierowniku, nie dałoby rady więcej ciemnego chleba? Potrzeba mi więcej energii przed treningiem”. Mają już wiedzę.

loko

Stadion mieści się w parku w centrum miasta, tu też są boiska treningowe

bursa6

Boiska widać także… z kuchni w bursie

image

Boiska przy Świerkowej

Baza treningowa? Nawet przez okna stołówki widać boiska, które znajdują się przy bursie. Kompleks główny znajduje się w parku, tuż przy stadionie, co jest też wielką wygodą dla zespołu seniorów. To wciąż nie wszystko – w Legnicy przy ul. Świerkowej znajdują się pełnowymiarowe boiska trawiaste. Podczas gdy niektóre kluby Ekstraklasy jeżdżą wiele kilometrów na treningi, a bazy budują w oparciu o sztuczną nawierzchnię, Miedź ma komfort. Na tym nie poprzestaje, działka przy ul.  Świerkowej ma potencjał pod wielomilionową inwestycję, która dałaby obiekt z wyższej półki.

Juniorów chętnie szkolą też weterani z pierwszego zespołu, najbardziej zaangażował się Wojtek Łobodziński. – Łobo sam mówi, że odnalazł swoje miejsce na ziemi i nie chce się stąd nigdzie ruszać. Pobudował się we wsi pod Legnicą, zapuszcza tu korzenie. Wstaje rano, wiezie swoją Zuzę na trening, potem o 7:30 prowadzi juniorów. Potem ma trening z seniorami, dalej obowiązki rodzinne, względnie kolejny trening z juniorami. Jest maksymalnie zaangażowany, dla niego piłka to ulubiona forma spędzania czasu. Nawet jak dzwonię do niego wieczorem, to on mówi: „muszę kończyć, jeszcze analizę meczu juniorów muszę zrobić”. Łobo można spokojnie spotkać w klubie po roztrenowaniu, przyjdzie, pogada, pobiega po parku. Latem w zasadzie nie miał wolnego, bo prowadzony przez niego zespół walczył o awans, wszedł do baraży. Skończyły się baraże, minęło parę dni, przygotowania zaczęli seniorzy. – Mieliśmy taką jedną fajną historię w sparingu przed sezonem. Łobo grał w I połowie, a w II połowie zmieniał go Fryta, czyli Fryderyk Stasiak, junior, którego Wojtek wypatrzył w juniorach. Schodząc z boiska dał Frycie opaskę. Symboliczna zmiana pokoleń – tłumaczy Tomasz Brusiło. Stasiak może być jednym z pierwszych, którzy przejdą drogę z akademii do gry w pierwszej drużynie. Jeśli do tej pory nie utożsamialiście Miedzi z gry wychowankami, nie ma co się dziwić – przecież to polityka długofalowa, tu efekty zawsze pojawiają się po paru latach.

W klubie mówią, że najlepszym sposobem, by młodych naprowadzić na właściwe tory, jest wypożyczenie. Po pół roku wracają i mówią: my kochamy Miedź. A potem opowiadają różne historie warunków, jakie zastali. Ale skoro nawet Marcin Nowacki, który odchodził do pierwszoligowego Rybnika, musiał sobie tam prać sprzęt?

Przemek Kołkowski: – Człowiek szybko przyzwyczaja się do lepszego. Potem zaczyna się zastanawiać: a, może słońce mogłoby częściej wychodzić? Są sprowadzani na ziemię i widzą, jak jest naprawdę.

***

– Niedawno jednemu z młodych piłkarzy zmarł ojciec. Chłopak ma szesnaście lat. Przed chwilą mógł wieść beztroskie życie, teraz jest głową rodziny, pomaga matce, zajmuje się siostrą. Powiedzieliśmy mu: słuchaj, nie traktuj Miedzi jak miejsca pracy, ale jak dom. Spędzasz tu ponad trzysta dni w roku. Cokolwiek potrzebujesz, odezwij się. Potrzebujesz czasu, to go dostaniesz, poradzimy sobie na meczu bez ciebie, są rzeczy ważne i ważniejsze. Najważniejsze w tym przypadku jest to, żeby on sobie poradził. Nie pogubił się jako człowiek, nie załamał. Trafiają do nas różne dzieci. Niektóre trzeba było uczyć jak się posługiwać sztućcami. Oczywiście, że chcemy w akademii i szkole stworzyć warunki, by najlepsi mogli zostać profesjonalnymi piłkarzami. Ale najistotniejsze, żeby wyrastali na porządnych ludzi, gotowych na dorosłe życie.

Martyna Pajączek.

***

CSR, czyli społeczną odpowiedzialnością biznesu, zajmuje się w klubie Łysy. Ma stanowisko poświęcone tylko temu.

– Współpracuje z ponad setką organizacji pozarządowych. Wiecznie coś, co chwila przychodzi z nowym pomysłem. Wyprawki szkolne. Cała Polska Czyta Dzieciom. Maratony charytatywne. Legnicka Paraolimpiada. Klub Kibica Niepełnosprawnego. Przeróżne turnieje i akcje. Raz był nawet maraton Zumby na dachu Galerii. Teraz andrzejki dla niepełnosprawnych, potem będą pewno andrzejki dla młodych, starych, niskich, wysokich…

Spodziewać się, że Łysy zapuka do mojego mieszkania w Łodzi?

Nie zdziw się. Łysy cały czas gdzieś krąży, ma wszystko na oku. Chyba żadna akcja społeczna w mieście nie przechodzi bez udziału jego, a w konsekwencji Miedzi. Takim flagowym pomysłem z pewnością jest „Kibice razem”. W Legnicy jest słynne Zakaczawie, biedna dzielnica złej sławy. Łysy wymyślił ośrodek, w którym dzieci mogą posiedzieć w cieple, zjeść coś, odrobić spokojnie lekcje. Ktoś wpadł na pomysł: może poszukalibyśmy emerytów, którzy chcieliby siedzieć z tymi dziećmi, pomagać im? I tak się zaczęło. Ludzie starszej daty, często cierpiący na samotność, mogliby poczuć się potrzebni, a jak najbardziej mogą być, bo to nierzadko młodzi potrzebujący pozytywnego autorytetu.

wielkanoc-osrodek-kibice-razem-fot-mariusz-witkowsk06

legnicka_paraolimpiada2016_007

To liczne projekty społeczne, którymi Miedź zaznacza swoją obecność w mieście, wypełniając rolę, jaką sama sobie nałożyła. Kolejnym pomysłem jest Klub Biznesu, który integruje firmy z Miedzią. Janusz Kudyba aktywnie działa właśnie w tych ramach.

– Kudybson to dla nich legenda. Dla nich to wielkie przeżycie, że zabierze ich na wspólne oglądanie Ligi Mistrzów, coś opowie. Najpierw oglądał mecze z dzieciakami, czegoś ich uczył przy okazji, a potem przenieśliśmy ten model tam – tłumaczy Pajączek.

To z kolei biznesowy projekt, dający firmom i biznesmenom platformę do współpracy z klubem. Relacja musi być symetryczna, jak w każdej relacji, więc – delikatnie mówiąc – nie polega tylko na oglądaniu meczów. Zarazem w Miedzi zapewniają, że nie chodzi o zebranie nie wiadomo jakiej kwoty, tylko o zbudowanie przywiązania. Klub jest otwarty, chce skupiać legnickie środowisko biznesowe, nie jest więc projektem jak choćby swego czasu Groclin, czyli zabawką jednego człowieka. Miedź nie ma być jednoosobowym projektem, ma angażować kolejne grupy w Legnicy.

***

strefa1

strefa2

strefa3

Strefa Miedzi to kolejny przykład gruntownych zmian, jakie miały miejsce na przestrzeni raptem kilku lat. W dawnych latach była po prostu półka w sekretariacie, na której znalazło się kilka gadżetów. Dzisiaj to sklep w największej galerii handlowej miasta. Znajdziemy tu projekty dla dorosłych, różne szaliki, ale też ubrania dla małych dziewczynek czy poduszki.

***

Jak wygląda współpraca z miastem?

– Prezydent Legnicy to z wykształcenia w-fista, freak na punkcie sportu, więc trudno, żeby te relacje nie były dobre. Jasne, jak mamy duże tematy, możemy się w detalach różnić, ale jeszcze nie zdarzyło się, żebyśmy się nie porozumieli. Oni też mają z nami dobrze, bo nie wyciągamy ręki po pieniądze, potrafimy na siebie zarobić. Umowa była taka, że my budujemy klub, oni kończą stadion. Tadam. Okazuje się, że są w polityce przyzwoici ludzie, którzy jak powiedzą, tak zrobią. Poza tym wspierają szkolenie, na które idzie mnóstwo pieniędzy, bo potężna zgraja którą trzeba nakarmić, ubrać, położyć spać – wyjaśnia Pajączek.

mecz

Łysy pomaga dzieciakom organizować doping na trybunie rodzinnej. Tutejsze oprawy zgarniały nagrody

Stadion mieści sześć tysięcy mieszkańców Legnicy, średnio frekwencja oscyluje w okolicach 2,5 tys. Na hitowe mecze pucharowe z Legią czy Lechem wszystkie bilety sprzedawano w przedsprzedaży, czyli potencjał większy. Stadion spełnia warunki licencyjne Ekstraklasy, ale czy spełnia oczekiwania Miedzi?

– A to ktokolwiek tak ma, że zakłada koronę na głowę, mówi, że wszystko jest już super i nic nie trzeba zmieniać? – pyta retorycznie Pajączek.

Janusz Kudyba twierdzi, że mentalność oddawałoby tu określenie „dynamiczna cierpliwość”. Jest więc spokojnie, ale jest też cały czas chcą iść do przodu. To należy rozumieć również w kwestii stadionu.

Fakt faktem, że największym problemem, jakie miała ostatnio komisja licencyjna do stadionu Miedzi, to niedostateczna liczba pryszniców. Były tylko cztery, zamiast wymaganych pięciu.

***

– To nie jest praca. Praca to jest od 8 do 16, gdy zamykasz drzwi i masz życie prywatne. My tu pracujemy siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery na dobę, cały czas coś robimy, coś wymyślamy, chcemy usprawnić. Wszyscy tym żyją. Jestem dumna z tych ludzi.

– Czy to oznacza, że nie masz czasu dla siebie?

– Studiowałam dwa kierunki i zarazem pracowałam. Zrobiłam trzy lata studiów w rok. To wszystko dlatego, że mam dobrą organizację pracy, dlatego potrafię być w Miedzi, prezesować pierwszej lidze, a także mieć czas dla siebie. Nie wyobrażam sobie, żeby nie mieć czasu dla rodziny i przyjaciół.

***

„Ekstraklasa albo śmierć”, pamiętacie to hasło ultrasów GKS Katowice sprzed paru lat? W oczywisty sposób idiotyczne. Ale teraz łapię jego idiotyzm w zupełnie nowych kontekstach.

Czy w Miedzi chcą awansować? Tak. Ekstraklasa jest celem, mają w niej zostać i się zadomowić. Ale nie oznacza to, że będą drenować budżet, byleby tylko wjechać do grona najlepszych. Pewnie gdyby Dadełło się uparł, mógłby rzucić wszystkie finanse dawane Miedzi w pierwszy zespół i dawno by się udało. Ale nikt tutaj nie uległ tej pokusie.

Ktoś, kto śledzi I ligę pobieżnie, mógłby dojść do wniosku: stagnacja w Legnicy, niby mają pieniądze, a ciągle nie mogą awansować. Gonią w piętkę.

Tymczasem tam wykonano gigantyczny postęp strukturalny i organizacyjny. Cztery lata temu I liga, dziś I liga – powie tabela. A za kulisami powstał tak prężny projekt, jak szkoła.

– To jak w dowcipie o szczurze i chomiku. Szczur narzeka: nie ma sprawiedliwości na świecie. Popatrz, ty masz futerko, ja mam futerko, ty masz cztery łapki, ja mam cztery łapki, ty masz ogonek, ja mam ogonek. A to ciebie wszyscy głaszczą i kochają, a na mnie polują, sypią trutki i nasyłają koty. Chomik odpowiada: bo ty, szczurku, masz PR do dupy. I tak to jest w pierwszej lidze, nikt na nią nie patrzy, nikt w nią nie wierzy. Ale to, że zostaliśmy w I lidze parę lat, paradoksalnie pozwoliło nam skrupulatnie zbudować podstawy. Nie wiem czy szybki awans byłby korzystny, jak weszlibyśmy kompletnie zieleni. Widać potrzebowaliśmy do niego dojrzeć, czas pokaże, czy już dojrzeliśmy – mówi Martyna Pajączek.

Ja nie mam wątpliwości, że każdy, kto pyta Andrzeja Dadełły, czy w przypadku braku promocji do Ekstraklasy wyciągnie wtyczkę, w ogóle nie rozumie filozofii tego klubu. To modelowy przykład budowania długofalowego, obliczonego na to, by dać wiele mieszkańcom, bo ludzie tutaj posiadają szerokie spojrzenie na to, za co odpowiedzialny jest piłkarski klub. Tak to powinno wyglądać. Niejedna większa marka mogłaby się wiele nauczyć, a każdy z was niech postawi sobie pytanie: jak wasza ulubiona firma wypada w porównaniu jeśli chodzi o wszystkie działania wykraczające poza kopnięcie piłki do bramki?

Wielkim minusem ewentualnego awansu Miedzi będzie to, że pierwszoligowcy stracą wzór do naśladowania, a także swoisty inkubator pomysłów.

A przecież sześć lat temu były tutaj długi, kartoflisko i połamane krzesła.

Leszek Milewski

Zapytaj autora czy ma w lodówce szynkę w barwach Weszło

Najnowsze

Polecane

Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024

Paweł Paczul
0
Probierz: Grając tak jak z Walią, mamy szansę na awans z grupy Euro 2024
Ekstraklasa

Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Michał Trela
1
Królowie stojącej piłki. Kto w Ekstraklasie najlepiej korzysta ze stałych fragmentów gry?

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

37 komentarzy

Loading...