Różne mało realne scenariusze braliśmy dziś pod uwagę w fińskiej Ruce, włącznie z uśmiechającym się w końcu Stefanem Horngacherem, ale żeby taki numer? Otóż polscy skoczkowie dokonali dziś nie lada sztuki: przegrali konkurs, zanim oddali jeszcze pierwszy skok. Reżyserem tej komedii okazał się Piotr Żyła, który został zdyskwalifikowany. No, pozostałym naszym mogła dziś naprawdę pęknąć… żyłka. Ale dobra informacja jest taka, że nawet w tak beznadziejnych okolicznościach Polacy pokazali jak bardzo są mocni, bo i tak wyskakali 6. miejsce.
Mieliśmy kilka błyskotliwych myśli, od których chcieliśmy zacząć ten tekst, ale wszystkie trzeba było spuścić w kiblu. Znaczy się spuścił je Piotr Żyła. Już był na skoczni, już zapiął narty, już chciał wchodzić na belkę startową, już witał się z gąską… I został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon.
Było już więc jasne, że nasza drużyna nie przedłuży swojej świetnej serii zawodów zakończonych na podium. W zasadzie nie było nawet pewne, czy załapie się do drugiej serii. Bo jak? Tak we trzech?
Ale Dawid Kubacki, Maciej Kot i Kamil Stoch, chociaż w pierwszej chwili chcieli pewnie udusić kumpla, tylko splunęli i wzięli się do roboty. Ich skoki na odległość – kolejno – 133,5, 135,5 i 129 m, dały i tak awans do drugiej serii. Mimo takiej wtopy na początku i tak udało się więc wyprzedzić aż pięć reprezentacji skaczących w komplecie. To sztuka, nawet jeśli były to drużyny z gatunku ogórkowych. W drugiej serii przepisy na szczęście pozwalały skakać już w pełnym składzie. I Żyła – co trzeba uczciwie przyznać – pokazał w niej charakter: 132 m. Poziom trzymali też Kubacki (137), Kot (136) i Stoch (138), co dało ostatecznie 6. miejsce.
Najlepsi bezdyskusyjnie dziś Norwegowie, którzy o 67,3 pkt. wyprzedzili Niemców. Trzecie miejsce dla Japończyków. Konkurs zakończył się też z imponującym rekordem skoczni – 147,5 m Stefana Krafta.
Ale mimo dopiero 6. miejsca bardzo dalecy jesteśmy od myśli, że coś w naszej narciarskiej maszynce się zacięło. Pozostałe skoki były przecież dobre lub bardzo dobre i gdyby gacie Żyły były takie jak należy, podium pewnie by było (strata do trzeciego miejsca wyniosła 122,7 pkt). Kurczę, szkoda tej jednej, niedoszłej próby.
Szkoda też innej rzeczy. Nasi mieli dziś do wyrównania rachunki ze skocznią Rukatunturi. To właśnie tam nasz zespół – również w składzie Stoch, Żyła, Kot, Kubacki – zajął w 2012 r. ostatnie miejsce. Tak wyglądała wówczas tabela, chociaż naprawdę niewiele brakowało, żeby dzisiejsza była podobna.
Przegrana nawet z żabojadami. A to wszystko w Laponii, czyli pod okiem samego świętego Mikołaja. Tamten wp… powinien się dla nich skończyć dożywotnią rózgą pod choinkę.
Dlaczego to przypominamy? To właśnie tamten krytyczny moment stworzył drużynę, która do dziś praktycznie nie schodziła z podium. To wtedy Łukasz Kruczek powiedział skoczkom, że jeśli jest dla nich problemem, to spoko, może podać się do dymisji. Chłopaki jednak szczelnie zamknęli się w hotelu, pogadali, może i trochę pokrzyczeli, może i polała się nawet Finlandia, oczyścili atmosferę i zaczęli wszystko od czystej kartki. Co z tego wyszło, wiedzą wszyscy. Dzisiaj nasi chcieli rewanżu za tamto upokorzenie, bo od tamtej pory drużynówki w Ruce nie było. Mało tego, nawet Stoch nie doleciał tam nigdy do podium. To po prostu trzeba było zmienić.
Kolejna szansa już jutro podczas konkursu indywidualnego.