Plebiscyt „Przeglądu Sportowego” ma ponad 90 lat tradycji, ale trudno się oprzeć wrażeniu, że jego nazwa już dawno się zdezaktualizowała. Od lat nie chodzi już bowiem o wybór najlepszego, a raczej najbardziej popularnego sportowca w Polsce. Tylko w ten sposób można zrozumieć nominację dla Joanny Jędrzejczyk, którą – żeby była jasność – lubimy i podziwiamy.
Na początek suche fakty. Jędrzejczyk w 2017 roku walczyła dwa razy. W maju wypunktowała Jessikę Andrade. W listopadzie sensacyjnie przegrała już w pierwszej rundzie z Rose Namajunas. Jest twarzą kobiecego MMA, powszechnie uważaną za najlepszą zawodniczkę mieszanych sztuk walki i notowaną w światowej czołówce zestawień bez podziału na płeć i kategorie wagowe.
JJ bez wątpienia jest w ścisłej czołówce listy polskich sportowców rozpoznawanych na całym świecie. Wyprzedzają ją na pewno Robert Lewandowski, Robert Kubica i Agnieszka Radwańska, raczej nie Marcin Gortat, o Kamilu Stochu nawet nie wspominając. Plebiscyt „Przeglądu Sportowego” ma jednak wskazywać najlepszych, a nie najpopularniejszych sportowców. Stąd jak najbardziej słuszny jest na przykład brak nominacji dla Radwańskiej, która oczywiście wciąż jest bardzo znana, ale rok miała fatalny.
A jaki rok miała Jędrzejczyk? Cóż, do walki z Namajunas – znakomity. W świetnym stylu obroniła tytuł, totalnie dominując Andrade. Podpisała kilka kontraktów, dzięki którym jeszcze bardziej wzrosła jej rozpoznawalność na świecie, nie mówiąc o solidnym zastrzyku gotówki. Wydała dobrze odebraną autobiografię. Została uznana przez „Wprost” za jedną z najbardziej wpływowych Polek, a przez „Glamour” za kobietę roku. Do 4 listopada wszystko układało się pięknie, a jej pozycja w świecie MMA była niekwestionowana. Wtedy jednak przyszło srogie lanie z rąk Rose. Co najciekawsze – rywalka wcale nie jest jakąś wybitną zawodniczką. Do tej pory na koncie miała 6 zwycięstw i 3 porażki, w tym z Karoliną Kowalkiewicz. Tymczasem jedną z największych gwiazd UFC zdemolowała w 3 minuty i 3 sekundy.
Dlaczego więc „Przegląd Sportowy” uznał, że wygranie jednej walki w roku powinno wystarczyć do nominacji? Z opisu zamieszczonego na stronie Plebiscytu wynika, że decyzja o umieszczeniu JJ na liście kandydatów, zapadła przed walką z Namajunas. Nikt w redakcji nie zakładał, że może dojść do sensacji i porażki mistrzyni. Można to zrozumieć, bo eksperci, bukmacherzy i kibice byli przekonani, że Polka zanotuje kolejne zwycięstwo.
Tak się jednak nie stało, więc trudno pojąć tę nominację – naszym zdaniem jeśli jesteś z dyscypliny, w której mierzysz się z rywalami tak rzadko, to aby otrzymać to wyróżnienie musisz po prostu wszystko wygrywać. No chyba że przyjmiemy na klatę fakt, iż Plebiscyt od dawna jest w dużej mierze sprawdzianem popularności i przestaniemy udawać, że chodzi o wybranie najlepszego sportowca roku. Nie ma się co czarować: od kiedy w trakcie transmisji gali można wysyłać SMS-y na swoich faworytów, cała zabawa bardziej przypomina głosowanie w Mam Talent niż racjonalny, chłodny i poparty wynikami wybór tego, kto naprawdę był najlepszy.
Jędrzejczyk, mimo bardzo przeciętnego bilansu walk w 2017 roku, została nominowana. Inna sprawa, że z góry wiadomo, że nie ma żadnych szans na zwycięstwo. Nie może pokonać Roberta Lewandowskiego, Anity Włodarczyk, Kamila Stocha, czy Pawła Fajdka. Z drugiej strony – ma szanse, aby zajść daleko. Świadczy o tym sytuacja sprzed 9 lat, gdy wszyscy spodziewali się, że tytuł trafi do któregoś z mistrzów olimpijskich z Pekinu. Tymczasem Leszek Blanik, Tomasz Majewski oraz wioślarze Adam Korol, Michał Jeliński, Konrad Wasielewski i Marek Kolbowicz znaleźli się za plecami… Roberta Kubicy. Wynik Plebiscytu przez wielu został uznany za skandaliczny, większość komentatorów uważała, że nie można porównać złota olimpijskiego do jednego wygranego wyścigu w Formule 1 i 4. miejsca w klasyfikacji generalnej…