Reklama

Na mundialu celujemy co najmniej w półfinał!

redakcja

Autor:redakcja

23 listopada 2017, 07:14 • 8 min czytania 32 komentarzy

– O co na mundialu grają drużyny z pierwszej dziesiątki rankingu? No chyba o mistrzostwo świata, prawda? Skoro zatem jesteśmy w tej klasyfikacji na szóstym-siódmym miejscu, to celujemy co najmniej w półfinał! – mówi na łamach „Super Expressu” Tomasz Hajto.

Na mundialu celujemy co najmniej w półfinał!

FAKT

Najbardziej wpływowi w polskim sporcie – Lewandowski na trzecim miejscu, przed nim Małysz i Boniek.

Kto jest najbardziej wpływowym człowiekiem polskiego spotu w 2017 roku? Według ekspertów z miesięcznika „Forbes” wcale nie nasz najbardziej znany piłkarz Robert Lewandowski (29 l.) ani najlepiej zarabiający z polskich sportowców Marcin Gortat (33 l.), lecz prezes PZPN Zbigniew Boniek (61 l.)!

Wspomniana dwójka zajęła odpowiednio trzecie i czwarte miejsce, dając się jeszcze wyprzedzić Adamowi Małyszowi (40 l.). Skąd tak wysoka lokata byłego skoczka a obecnie dyrektora w Polskim Związku Narciarskim? Przede wszystkim odkąd zaczął pomagać naszym zawodnikom, ci znów zaczęli osiągać sukcesy. Co jednak ważniejsze, „Orzeł z Wisły” wciąż jest najbardziej rozpoznawalny ze wszystkich ludzi sportu w naszym kraju.

Reklama

Zrzut ekranu 2017-11-23 o 07.04.40

Gytkjaer wbije co najmniej 15 goli – taki cel stawia przed Duńczykiem Piotr Rutkowski.

Jeśli wziąć pod uwagę przelicznik oddanych strzałów do goli, to lechita wcale nie wypada źle. To bowiem typ egzekutora, który wykańcza akcje zespołu. Lecz ostatnio niebiesko-biali mają problem ze stwarzaniem sytuacji strzeleckich. Gytkjaer na razie zdobył sześć bramek w lidze, dwie kolejne dołożył w kwalifikacjach LE. Taki bilans ma po 16 kolejkach ekstraklasy. Dla porównania, rok temu na tym samym etapie Marcin Robak (35 l.) miał już 10 goli.

– Na pewno brakuje nam trochę jakości w ataku. Wynik Christiana jest OK, natomiast na koniec sezonu musi mieć co najmniej 15 bramek. Tyle powinien uzbierać co roku w Lechu napastnik numer 1 – twierdzi Rutkowski.

GAZETA WYBORCZA

W „GW” z piłkarskich materiałów tylko ten o Eduardo Berizzo.

Reklama

Rzadko się zdarza, by klub z Andaluzji przyćmił w mediach Real Madryt. We wtorek się udało, choć Królewscy wygrali 6:0 w Nikozji z Apoelem. Ale było to zwycięstwo pyrrusowe, bo i tak drużyna z Santiago Bernabeu jest druga w grupie za Tottenhamem. Tymczasem zespół z Ramon Sanchez Pizjuan dokonał małego futbolowego cudu. Po kwadransie drugiej połowy było już tylko 3:2 dla gości z Anfield, bo do ich bramki dwa razy trafił Wissan Ben Yedder, chłopak, który wyszedł z biedy, ale chwali się niezachwianą wiarą w siebie. Francuza nie było już na boisku, gdy Sevilla wyrównała. Pizarro zdobył najważniejszego gola w karierze, a fragment hymnu Sevilli: „Mówią, że nigdy się nie poddaje”, przytaczają wszystkie hiszpańskie media. Łącznie z madryckimi, które sławią charakter zespołu Berizzy. Pisze on niezwykłą historię w europejskiej rywalizacji, gdy stał się hegemonem Ligi Europy (w ostatnich 12 latach wygrał ją pięć razy).

Gdy we wtorek wybrzmiał gwizdek na przerwę, z trybun rozległy się gwizdy. Kibice Sevilli uznali, że 0:3 to wstyd. W przerwie w szatni Berizzo miał powiedzieć piłkarzom o swojej chorobie. Tak twierdzi portal Sevillainfo, który jest cytowany przez wiele mediów europejskich.

SUPER EXPRESS

Tomasz Hajto twierdzi, że na mundialu powinniśmy celować w półfinał.

– O co na mundialu grają drużyny z pierwszej dziesiątki rankingu? No chyba o mistrzostwo świata, prawda? – mówi popularny „Gianni”. Skoro zatem jesteśmy w tej klasyfikacji na szóstym-siódmym miejscu, to celujemy co najmniej w półfinał! A finał? Nie wiem, ale skoro Grecja w 2004 roku była mistrzem Europy, a teraz, we Francji, po trzech remisach w grupie Portugalia też zdobyła tytuł, to znaczy, że wszystko jest możliwe – Hajto nie ukrywa, że liczy na wiele i… odmawia podania swojej grupy śmierci.

– Grajmy z silnymi już od fazy grupowej! Lepiej przetrzeć się z mocnymi od tego pułapu rozgrywek. Dlatego nie będę podawał grupy śmierci, podam za to dwie grupy marzeń. Czyli chciałbym, żeby nasi trafili na Chorwację, Senegal i Japonię. Albo drugi wariant: Hiszpania, Kostaryka, Arabia Saudyjska.

Zrzut ekranu 2017-11-23 o 06.54.33

PRZEGLĄD SPORTOWY

Na okładce – wyczyn Roberta Lewandowskiego, który już przyklepał najlepszy strzelecko rok w swojej karierze i dobił do pół setki goli.

Zrzut ekranu 2017-11-23 o 06.54.18

Wszystkie grzechy Borussii, czyli dlaczego w BVB jest tak źle.

– Widziałem drużynę, która pod względem stylu gry, taktyki i wiary w sukces cofnęła się do epoki kamienia łupanego. Grali tak, że oczy bolały – komentował przedwczorajszy mecz z Kogutami Dietmar Hamman. Były reprezentant Niemiec uważa, że ekipa BVB jest w trakcie rozpadu i im szybciej uda się zmienić trenera, tym szybciej zespół wróci na właściwe tory. Idealnym przykładem jest Bayern Monachium. Półtora miesiąca temu Bawarczycy mieli pięć punktów straty do Borussii. Ale wówczas Carlo Ancelottiego zastąpił Jupp Heynckes i teraz to Bawarczycy mają dziewięć punktów przewagi nad BVB.

Na razie Bosz może spać spokojnie, o ile pozwala mu na to sumienie. Mimo fatalnej serii, do soboty ma spokój. Jeśli jego piłkarzom uda się przełamać w najważniejszym spotkaniu rundy, czyli derbach Zagłębia Ruhry z FC Schalke 04, to koszmarny kryzys zostanie mu wybaczony. Gorzej będzie, gdy Borussia przegra ze znienawidzonym rywalem.

Jacek Góralski i jego Łudogorec o krok od fazy pucharowej LE.

Kiedy 1 sierpnia Jacek Góralski przechodził z Jagiellonii Białystok do Łudogorca Razgrad, nie brakowało takich, którzy wątpili w sensowność kierunku obranego przez reprezentanta Polski. Wskazywano na słabość ligi bułgarskiej, która w rankingach UEFA jest klasyfikowana nawet za naszą ekstraklasą. Przed tym sezonem polska liga była na 20. miejscu w rankingu UEFA, bułgarska na 27.

Dziś nasze rodzime rozgrywki z trudem utrzymują tamtą pozycję, a w europejskich pucharach nie mają od dawna ani jednego przedstawiciela. Tymczasem Bułgarzy, głównie dzięki znakomitym wynikom Łudogorca, wspięli się już na 23. miejsce. I nie powiedzieli ostatniego słowa. Jeśli dziś klub Góralskiego wygra z Istanbul Basaksehirem, zapewni sobie i krajowi kolejne punkty do rankingu, a także awans do 1/16 finału. 

Jak Romeo Jozak zmieniał Legię.

Po klęsce 0:3 z Kolejorzem Jozak ochłonął w trakcie przerwy na mecze kadry i zareagował nie tylko wymianą pięciu zawodników w jedenastce. W kolejnych spotkaniach o punkty Legia oddała Lechii oraz Wiśle inicjatywę i piłkę, ale była do bólu skuteczna. Pięć celnych strzałów z Lechią i dwa z Wisłą wystarczyły. Pierwsze trzy zwycięstwa Legii pod wodzą Jozaka to skromne 1:0. 

Łączy je nie tylko wynik i gole Jarosława Niezgody. Po raz pierwszy w obecnych rozgrywkach mistrz Polski nie stracił bramki w dwóch kolejnych spotkaniach. Jozak nie zmieniał zwycięskiego składu – nie wahał się zostawić na ławce rezerwowych nietykalnego wcześniej kapitana Artura Jędrzejczyka (nawet, kiedy obrońca wrócił po kontuzji). Piłkarze coraz lepiej rozumieli, o jakie granie Chorwatowi chodzi. Dlatego z Arką znowu skutecznie odebrali piłkę przeciwnikowi (62–38 procent) i dopiero za szóstym podejściem strzelili więcej niż jednego gola. Niezgoda przedłużył serię meczów ze zdobytą bramką, a Arkadiusz Malarz tych z czystym kontem.

Zrzut ekranu 2017-11-23 o 06.54.09

Darko Jevtić zmuszony do gry na skrzydle, za którą nie przepada. Bo Lechowi wychodzi to na dobre.

Kolejorz nie wygrał pięciu kolejnych meczów w ekstraklasie i wśród kibiców trwa dyskusja, co zrobić, żeby było lepiej. Wśród pomysłów taktycznych najważniejszy jest ten, żeby posadzić na ławce rezerwowych Radosława Majewskiego, a w jego miejsce przesunąć Jevticia. Jemu byłoby to zapewne nie na rękę, bo nigdy nie lubił grać na boku boiska. – Od zawsze byłem ofensywnym pomocnikiem, który biega za plecami napastnika – mówił wiele razy lechita. Statystyki jednak temu zaprzeczają.

Paradoks polega bowiem na tym, że osiągnięcia indywidualne i zespołowe są lepsze, kiedy lider ofensywy Kolejorza jest ustawiany na skrzydle. Przykłady? W ostatnich dwóch sezonach z Darko na „dziesiątce” Lech zdobył średnio 1,66 pkt na mecz. Z kolei, kiedy piłkarz rozpoczynał spotkania przy linii bocznej, to ten wskaźnik skakał do poziomu 1,95. I bez znaczenia, czy mowa o lewym, czy prawym skrzydle – w tym drugim miejscu biegał choćby w sobotę przeciwko Sandecji Nowy Sącz (0:0) w Niecieczy.

Pavels Steinbors nie dostał od Arki nowej umowy, a więc najlepszy zawodnik w tym sezonie może odejść z Gdyni tuż po jego zakończeniu.

Gracz Arki ma 32 lata, osiągnął życiową formę i w negocjacjach ma niezłą kartę przetargową. – Na razie nikt w Arce nie rozmawiał ze mną o nowym kontrakcie. Nie chcę się wychylać przed szereg. Powiem tylko tyle, że chętnie bym został. Żadnej konkretnej oferty nie ma. Na razie to spekulacje, których nawet nie komentuję. W karierze sporo już się najeździłem po świecie. Chyba wystarczy. Jeśli nie zostanę w Polsce, wrócę na Łotwę – zapewnia golkiper gdynian, czym jednocześnie daje sygnał, że nie zamierza odchodzić z drużyny Leszka Ojrzyńskiego. – W Gdyni jestem szczęśliwy. Nie ma co rozmawiać o przyszłości – podkreśla.

Zrzut ekranu 2017-11-23 o 06.54.06

Kamil Mazek wyautowany. W Zagłębiu nawet klubowa sprzątaczka za moment będzie mieć od niego więcej minut na boisku.

„Romans” Mazka z Zagłębiem jest bardzo trudny. Po tym, jak opuszczał Cichą w wyjątkowo dusznej atmosferze, sprawiał w Lubinie wrażenie ryby, którą po długim szamotaniu się znowu wpuszczono do wody. Ale najpierw przez miesiąc wcale nie grał. Trener Piotr Stokowiec tłumaczył, że zawodnik musi się dostosować do innego modelu treningowego. Potem zaczął dostawać minuty i to sporo, ale w niesławnym spotkaniu z Arką w 37. kolejce poprzedniego sezonu, kiedy tuż przed MME dowiedział się, że jest tylko na liście rezerwowej, wszedł tylko z ławki. Tymczasem jeśli w Zagłębiu, które nie walczyło już o nic, mogli być wtedy piłkarze, gotowi wypruwać z siebie żyły w tzw. „meczu przyjaźni”, to najprędzej podrażniony wyborem selekcjonera Marcina Dorny Kamil Mazek. Dostał wtedy tylko pół godziny i… aż do dziś jest to jego przedostatni występ.

Jeden z największych problemów Śląska? Fatalnie broni przy stałych fragmentach.

Słabości w tym elemencie Urban dostrzegał już zeszłej zimy, kiedy trochę narzekał, że u niektórych swoich zawodników widzi przy dośrodkowaniu nie atak na piłkę, ale minimalizm – „byle gola nie strzelił ten, którego ja kryję bądź jest w mojej strefie”. Problem udało się wiosną w miarę opanować, jednak latem przyszła przebudowa drużyny. Przyniosła ona pojawienie się całej kolonii zawodników lepiej nadających się do kombinacyjnej gry, ale po prostu mikrusów, m.in. Michała Chrapka (175 cm wzrostu), Jakuba Koseckiego (168 cm), Dragojluba Srnicia (170 cm). Prawda, że jest w tym gronie skoczny i mający świetny timing Arkadiusz Piech (171 cm), ale generalnie: Śląsk ma teraz jeden z najniższych składów w swojej historii. Musi teraz więcej nakombinować się, żeby gubić krycie rywali przy własnych rzutach rożnych. W ofensywie jako tako to wygląda. Ale kiedy wrocławianie muszą sami bronić przy wolnych czy rogach rywali, trzeba bić na trwogę. Nie ma centymetrów, mocy, zdecydowania, a czasem po prostu… jakości. I rywale o tym wiedzą.

Zrzut ekranu 2017-11-23 o 06.54.03

fot. FotoPyK

Najnowsze

Koszykówka

Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark

Michał Kołkowski
3
Fenomen socjologiczny czy beneficjentka “białego przywileju”? Kłótnia o Caitlin Clark
Anglia

Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Radosław Laudański
1
Chelsea oblała test dojrzałości. Sean Dyche pokazuje, że ciągle ma to coś

Komentarze

32 komentarzy

Loading...