Oczy piłkarskiego świata zwrócone były wczoraj w stronę Estadio Ramón Sánchez Pizjuán, gdzie doszło do piłkarskiego cudu. Sevilla prowadzona przez Eduardo Berizzo odrobiła trzy bramki straty w spotkaniu z Liverpoolem. W normalnych okolicznościach powiedzielibyśmy – co musiało się dziać w szatni po ostatnim gwizdku. Jednak nie tym razem, bo Berizzo w przerwie meczu miał zakomunikować piłkarzom, że zmaga się z rakiem prostaty.
Hiszpańskie media – zaraz po zakończeniu meczu – doniosły, że powrót Sevilli z zaświatów wcale nie był przypadkowy. Podobno wpłynęła na to szczególna motywacja.
https://twitter.com/L_Godlewski/status/933114498453590016
Trudno jednoznacznie stwierdzić, w którym momencie piłkarze dowiedzieli się o chorobie trenera, ale słowa Evera Banegi wskazują, że Berizzo faktycznie mógł powiedzieć o tym w przerwie meczu.
– Ten mecz był szalony. Wychodząc z szatni wierzyliśmy w odwrócenie losów tego spotkania. W taki sposób, jak w dzisiejszym meczu, powinniśmy grać w każdym meczu. Zagraliśmy dla naszych kibiców, ale przede wszystkim dla trenera, który odpowiada za naszą przemianę. Eduardo Berizzo jest najważniejszy z nas wszystkich – powiedział Argentyńczyk.
Andaluzyjski klub potwierdził wczorajsze informacje w specjalnym oświadczeniu.
,,U trenera Eudardo Berizzo zdiagnozowano nowotwór prostaty. Następne badania pozwolą podjąć decyzję odnośnie dalszego leczenia. Klub zapewnia, że wspiera trenera i życzy mu szybkiego powrotu do zdrowia.”
Trudno w takim momencie nie przywołać pamięcią Tito Vilanovy, który również walczył z nowotworem. Sytuacja jest nawet trochę podobna, bo obaj otrzymali sportowy projekt, o którym wielu trenerów może tylko pomarzyć, a zaraz potem ciężko zachorowali. Historia byłego trenera Barcelony zakończyła się niestety nieszczęśliwie, bo Vilanova swój bój z rakiem przegrał. Miejmy nadzieję, że rezultat w przypadku Berizzo będzie jednak podobny do tego, który osiągnęli tacy piłkarze jak Arjen Robben, Yeray Alvarez, Benjamin Köhler, Marcin Budziński, Eric Abidal, czy Jonasa Gutierrez.