Reklama

Najlepszy strzelec roku na świecie – czy Lewy w końcu wygra ten wyścig?

redakcja

Autor:redakcja

21 listopada 2017, 14:49 • 6 min czytania 12 komentarzy

Dwa lata temu, kiedy Robert Lewandowski bił swój strzelecki rekord 49 goli strzelonych na przestrzeni jednego roku, po sieci krążyła charakterystyczna grafika. Wielka czerwona rakieta Lewego, która wylądowała na planecie zajmowanej przez Messiego i Ronaldo. Po dwóch latach sama obecność Polaka obok piłkarzy – wobec których toczy się przecież dyskusja, czy są najlepsi w całej historii futbolu – absolutnie nikogo nie dziwi, a już na pewno nie na tyle, by tworzyć okolicznościowe obrazki.

Najlepszy strzelec roku na świecie – czy Lewy w końcu wygra ten wyścig?

To, co Roberta wyróżnia nawet w ścisłej światowej czołówce, to sukcesywny rozwój. W jakiejś części z pewnością jest on związany z jego żelaznym zdrowiem oraz fantastyczną kondycją. Skoro w każdym z ostatnich sześciu sezonów rozegrał w klubie ponad 4000 minut na tzw. najwyższym poziomie, i skoro kontuzje omijają go szerokim łukiem (tylko 4 mecze ligowe opuszczone z powodów zdrowotnych w całej karierze!), to są to idealne warunki do rozwoju, a Lewy je skrzętnie wykorzystuje. I faktycznie jest coraz lepszy. W 2010 roku imponował koroną króla strzelców ekstraklasy oraz pobiciem naszego rekordu transferowego. W 2012 roku napawał cały naród dumą strzelając 3 gole Bayernowi w finale Pucharu Niemiec, a już rok później strzelił 4 gole Realowi w półfinale Ligi Mistrzów. W 2014 roku można było świętować jego przenosiny do jednego z najlepszych klubów świata, po następnym sezonie jego strzelecki rekord 49 goli, a dziś – już na osiem meczów przed końcem roku – wyrównanie tego rekordu.

Patrząc przekrojowo Lewandowski od dawna jest wielki, ale z roku na rok coraz lepszy. Weźmy jego wpływ na drużynę narodową albo nawet te stałe fragmenty gry. W odróżnieniu od lat poprzednich dziś wiemy już, że rzut wolny z okolic pola karnego rywala to moment, w którym warto wstrzymać oddech. I wiemy także, że rzut karny w meczu Polski czy Bayernu to – przy technice Lewego, dzięki której wykorzystał 27 jedenastek z rzędu – świetny moment, by pójść zaparzyć sobie herbatę, bo i tak wiadomo, co się stanie. A dzisiaj, przynajmniej pod względem liczb, oglądamy najlepszą wersję Lewandowskiego kiedykolwiek, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się, by na osiem spotkań do końca roku mieć na koncie 49 goli.

Dziś Polak jest drugim najlepszym strzelcem świata w 2017 roku, bo ustępuje jedynie Leo Messiemu (51 goli). Ale też Argentyńczyk rozegrał aż o 10 meczów więcej. Wynika to głównie z faktu, że Bundesliga gra mniej niż La Liga (34 vs 38 meczów), a Puchar Niemiec jest mniej rozbudowany niż Puchar Króla (6 vs 9 meczów). Dlatego też porównanie samej liczby strzelonych goli nie do końca oddaje właściwą hierarchię. Odniesienie goli do liczby meczów także nieco fałszuje obraz, co widać chociażby po Alvaro Moracie, który strzelił w tym roku 25 goli w 43 meczach. Lewandowski zaliczył tylko cztery mecze więcej, ale – w ujęciu minutowym – na boisku spędził o 1741 minut więcej, co jest równowartością niemal 20 pełnych spotkań. Dlatego też skuteczność najlepszych piłkarzy świata najlepiej mierzyć właśnie w odniesieniu do minut spędzonych na boisku. A żeby obraz był już zupełnie kompletny, warto też poglądowo dodać gole wypracowane (asysty, wywalczone karne zwieńczone golem oraz strzały na bramkę, które zostały skutecznie dobite). Patrząc przez pryzmat tych wszystkich parametrów, Polakowi wyrasta jeden wcale nie taki oczywisty konkurent.

Reklama

Jeśli chodzi o minuty potrzebne do zdobycia gola, dwóch ludzi odstaje od reszty mając “8” z przodu i będąc bardzo blisko “7”. To Harry Kane i Robert Lewandowski, przy czym Kane jest tutaj nieznacznie lepszy (także przy uwzględnieniu goli wypracowanych). Anglik na przestrzeni roku strzelił tylko 4 bramki mniej niż Polak, ale przy tym grał też mniej (Lewandowski musiałby mieć o 2 gole więcej, by uzyskać lepszą średnią). Relatywnie sporą część wszystkich trafień Lewego stanowią gole zdobyte z rzutów karnych (12), ale w obliczu mistrzowskiej techniki ich wykonywania – a także faktu, że aż 7 z nich nasz napastnik sam wywalczył – z pewnością niczego mu to nie umniejsza.

W najbardziej aktywnej grupie pościgowej znajdują się Morata i Cavani, chociaż Hiszpan ze swoimi 25 trafieniami to w tym zestawieniu wciąż jednak inna kategoria. I dopiero na pozycjach 5. i 6. plasują się Ronaldo i Messi, w bardzo zaciętym pojedynku. Jeżeli weźmiemy pod uwagę same gole, nieznacznie prowadzi Portugalczyk, ale jeśli dodamy bramki wypracowane, delikatnie na prowadzenie wysunie się Argentyńczyk.

Co prawda Cristiano wciąż mocno trzyma się w rocznej klasyfikacji, ale klubowa jesień w jego wydaniu jest bardzo przeciętna. Tak jak i całego BBC, z którego Benzema i Bale wypadli na tyle blado, że nietaktem byłoby umieszczać ich w powyższym zestawieniu. Francuz ustrzelił 11 sztuk w 41 meczach i cieszy się średnią gola co 260 minut, natomiast Walijczyk ma w tym roku ledwie 5 goli w 23 spotkaniach, co daje żenującą średnią gola co 323 minuty. W tym kontekście liczby Lewandowskiego – a także jego niedawne słowa uderzające w politykę transferową Bayernu – mogłyby być świetnym argumentem za przejściem naszego napastnika właśnie do Madrytu, o czym mówi się przecież od lat. No ale właśnie, czy Robert aby na pewno jest na szczycie listy Królewskich? Dorobek o 5 lat młodszego Kane’a każe tutaj postawić duży znak zapytania.

Tym bardziej, że odkąd Lewandowski trafił do Bayernu (czyli od 3,5 roku), wcale nie uzyskuje znacząco lepszych wyników niż Kane w Tottenhamie. Abstrahując już od stylu gry obu drużyn, jakości partnerów czy przewagi nad ligowymi rywalami, pod względem strzelonych goli przepaści z całą pewnością nie ma. Przeciwnie, Lewandowski zdobył w tym czasie 127 goli, a Kane 107. Polak pokonywał bramkarzy rywali średnio co 108,8 minuty, a Anglik co 113,4. Napastnikowi Tottenhamu brakuje do skuteczności Roberta zaledwie pięciu goli, co na przestrzeni 3,5 roku jest naprawdę drobną różnicą. Poniżej sumaryczne porównanie osiągnięć klubowych obu piłkarzy.

Wiadomo, Kane i Lewandowski to ścisły światowy top, a pod względem tegorocznej skuteczności – nawet 2-osobowy światowy top. Atutem tego pierwszego jest wiek, bo wskoczył na najwyższy poziom już jako 21-latek, podczas gdy Robert w analogicznym wieku kopał jeszcze w Polsce. Spośród najlepszych strzelców Europy wyraźnie młodsi od Kane’a są jedynie Werner i Mbappe, ale oni siłą rzeczy muszą jeszcze potwierdzić skuteczność w dłuższym okresie. Natomiast siłą Lewandowskiego i tym, czym przewyższa Anglika, jest wspomniane zdrowie. Na przestrzeni ostatnich lat – spośród najlepszych piłkarzy świata – bardziej eksploatowani byli tylko Ronaldo i Messi. Ale nie dlatego, że mają mocniejsze organizmy (jest raczej odwrotnie), ale dlatego, że pomogły im bardziej rozbudowane hiszpańskie rozgrywki oraz świetna gra ich drużyn w europejskich pucharach. Innymi słowy, gdyby przykładowy Real zdecydował się na transfer Kane’a, zabezpieczyłby środek ataku na lata. A gdyby ściągnął Lewandowskiego, z pewnością osiągnąłby większą stabilność w najbliższych sezonach (czyli coś, czego taki Gareth Bale absolutnie nie gwarantuje).

Reklama

* * *

Do końca roku Lewandowskiemu pozostało jeszcze osiem spotkań, podobnie jak i większości jego konkurentów. Nieco więcej zagrają przedstawiciele ligi angielskiej (dwie dodatkowe kolejki) oraz piłkarze Realu, których czekają jeszcze Klubowe Mistrzostwa Świata. Finisz wyścigu o tytuł najlepszego strzelca roku na dobre ruszy już dziś, wraz z wieczornymi meczami w Lidze Mistrzów. Sam fakt, że obecnie Lewandowskiemu brakuje jedynie dwóch goli, by doścignąć Messiego (pod względem liczby bramek) oraz Kane’a (pod względem skuteczności) wskazuje, że wszystko jeszcze może się tu zdarzyć, a Polak ma wielką szansę być najlepszy na świece w obu klasyfikacjach. Najfajniejsze w tym wszystkim jest jednak to, że – zarówno w Polsce, jak i zagranicą – nikogo już nie dziwi, iż to właśnie nasz reprezentant tak mocno miesza wśród najlepszych z najlepszych.

MICHAŁ SADOMSKI

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
7
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

12 komentarzy

Loading...