Odkąd poważnej kontuzji nabawił się Ivan Gonzalez, na środku obrony w Wiśle zrobiło się dosyć luźno. Miejsce obok Arkadiusza Głowackiego zaczął zajmować Zoran Arsenić i – pomimo że wypadał bardzo pozytywnie – dla Kiko Ramireza kompletowanie formacji defensywnej przestało należeć do czynności najbardziej komfortowych. To jednak już przeszłość, bo dziś rano Biała Gwiazda oficjalnie potwierdziła transfer nowego zawodnika, i to nie byle jakiego. Po wielu, wielu latach do ekstraklasy wraca bowiem Marcin Wasilewski.
Z punktu widzenia marketingu ruch wydaje się prawdziwym hitem. Wisła pozyskała bowiem charakternego krakusa, byłego reprezentanta Polski oraz przede wszystkim faceta, który – gdziekolwiek się pojawi – budzi sympatię. Sportowo może być różnie, bo Wasyl od początku obecnego sezonu pozostawał bez klubu, a i wcześniej nie grał za wiele – w rozgrywkach 2016/17 zaliczył 589 minut, a rok wcześniej 812. Poza tym ma już na karku 37 lat, a przeznaczenia nikt nie oszuka. Z drugiej jednak strony to tylko nasza ekstraklasa, czyli liga, w której radzili sobie ludzie o znacznie słabszych papierach. Sama konstrukcja kontraktu – do końca sezonu z opcją przedłużenia na kolejny – pozwala twierdzić, że obie strony wierzą w owocną współpracę.
Po transferze Wasilewskiego trudno też uciec od momentalnie nasuwających się myśli o duecie środkowych obrońców, jaki może stworzyć z Głowackim. Dwaj twardziele z poprzedniej epoki, łącznie 75 lat na karku, którzy mogliby masakrować te nasze wyżelowane gwiazdki, tych wszystkich Sadików i Gytkjearów. Para Wasilewski-Głowacki na środku obrony Wisły automatycznie sprawiałaby, że postronni kibice ściskaliby kciuki za Białą Gwiazdę, by ta kończyła mecze z zerem z tyłu. No i byłaby to też sentymentalna wędrówka do czasów, w których naprawdę coś trzeba było umieć, by regularnie grywać w ekstraklasie.
Dla Wasilewskiego kontrakt w Wiśle to oczywiste też ryzyko. Dzisiaj w świadomości kibiców to wybitny reprezentant Polski, niedawny mistrz Anglii, człowiek o bardzo udanej karierze oraz niezwykła osobowość, która ujawniła się zwłaszcza w obliczu koszmarnego złamania nogi. To piękny życiorys, które dziś łatwo można rozmienić na drobne. Jeżeli wiatrak z niego cyklicznie będzie robić Papadopulos czy inny Biliński, na naszych oczach burzony będzie pomnik. A kolejnym zagrożeniem jest ewentualność, że – tu przykład pierwszy z brzegu – wspomniany we wstępie Arsenić nie pozwoli mu podnieść się z ławki rezerwowych.
Dziś jednak Wiśle należy pogratulować transferu, o którym głośno będzie w całej Polsce, a Wasilewskiemu wznowienia kariery. Patrząc po samym CV 37-letniego defensora – to naprawdę może się udać. Patrząc po obecnej pozycji Białej Gwiazdy, który zakotwiczyła właśnie na pudle – do jego pięknej kariery zawodniczej wciąż można dopisać kolejne kapitalne momenty. Innymi słowy, to wciąż może być success story.
Tak czy inaczej, po długich dziesięciu latach witamy ponownie w ekstraklasie!
Fot. FotoPyK