Miłośnicy skoków narciarskich wreszcie mają dobry pretekst, żeby otworzyć swojego ulubionego szampana Dom Perignon browara – za nami pierwszy konkurs Pucharu Świata nowego sezonu. Zawody drużynowe w Wiśle wygrali trochę niespodziewanie Norwegowie, Polacy zajęli drugie miejsce. To na pewno trzeba zapisać na plus. Było także trochę minusów. Oto nasz krótki przegląd tego co wyszło, a co nie.
Na minus – termin
No cóż, organizatorzy zdecydowanie mieli pod górkę, bynajmniej wcale nie dlatego, że Wisła leży w górach. Problemem nie była lokalizacja zawodów, tylko ich termin. Ustalmy jedno: w Polsce można zrobić wszystko, w naszym słowniku rzadko występuje zwrot „nie da się”. Ale umówmy się – jeśli jest jakiś miesiąc, w którym organizacja czegokolwiek jest wyjątkowo trudna, to z pewnością jest nim listopad. Zimno, ciemno, mokro, ponuro. Zdecydowanie, to pogoda na siedzenie w domu i dogrzewanie się, a nie na organizację dużych imprez. Oczywiście, czasem trafi się piękna pogoda, jak choćby w Święto Niepodległości. Ale znacznie częściej będzie po prostu paskudnie. Co do Pucharu Świata w skokach – zazwyczaj przydaje się śnieg. A z tym w Wiśle były problemy. Organizatorzy stanęli jednak na głowie i ostatecznie skakać się dało.
Na plus – kibice
To stały punkt programu Pucharu Świata w Polsce. Polscy fani są najlepsi, co potwierdzają w zasadzie za każdym razem. Nie przeszkadza im wspomniana wcześniej pogoda. Podobno Polacy dzielą się na tych, którzy kochają skoki i na tych, którzy się do tego nie przyznają. Cóż, naszym zdaniem to gruba przesada, w redakcji mamy parę osób, które zdecydowanie bez skoków mogłyby żyć. Ale w Wiśle takich ancymonów zdecydowanie nie było, stąd atmosfera na skokach była jak zwykle genialna.
Na minus – Jakub Janda
Czeski zdobywca Pucharu Świata i zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni dziś żegnał się ze skocznią. Nieco nietypowo, bo zazwyczaj robi się to na końcu sezonu, a nie na początku. Jakub Janda doszedł do wniosku, że 39 lat to zdecydowanie za dużo na profesjonalne uprawianie sportu i postanowił się przenieść do polityki. Za tydzień zasiądzie w ławach czeskiego parlamentu. Może i lepiej, bo pożegnanie ze skokami miał zdecydowanie cieniutkie: w pierwszej serii zaliczył 104,5 metra, drugiej już nie było. Ahoj!
Na plus – Noriaki Kasai
Kasai po deklaracji Jandy, że 39 lat to już emerytura tylko się uśmiechnął z politowaniem. Sam ma na karku 45 i ani myśli o kończeniu ze skokami. I nie tylko nie żegna się ze skocznią, ale także co i rusz zawstydza dwa razy młodszych rywali. W Wiśle właśnie zaliczył najdłuższy skok w konkursie (130,5 m) i poprowadził Japonię do piątego miejsca w zawodach.
Na minus – Piotr Żyła
Poprzedni sezon najweselszy skoczek świata miał wyjątkowo udany. Podium w Turnieju Czterech Skoczni, indywidualny i drużynowy medal na mistrzostwach świata – zdecydowanie, było się z czego cieszyć. Inauguracja nowego tak wesoła nie była. Żyła zawalił drugi skok, wylądował zaledwie na 116. metrze. Zdobył tylko 236 punktów, o 20 mniej od pozostałych Polaków. Gdyby skoczył na swoim ubiegłorocznym poziomie, nasi nie oddaliby zwycięstwa w Wiśle.
Na plus – Dawid Kubacki
Po bardzo udanym letnim Grand Prix, Kubacki potwierdził, że zimą także może skakać świetnie. Dziś był najlepszy z biało-czerwonych, skoki na 125,5 i 122,5 dałyby mu piąte miejsce w zawodach indywidualnych. Nieco dalej skakał Maciej Kot (124 i 126 m), ale miał lepsze warunki. Podobne odległości zaliczył Kamil Stoch (120,5 i 127 m). Wszyscy trzej zmieścili się w najlepszej dziesiątce.
Na minus – wiatr
W pierwszej serii warunki były dobre, ale jak wiadomo, wszystko co dobre, szybko się kończy. Bezwietrzna pogoda w polskich górach jest równie stała, jak forma piłkarzy w Ekstraklasie. W drugiej serii wiało już solidnie, co mocno utrudniało pracę skoczkom. No ale taki to już sport i taki miesiąc, co ustaliliśmy na początku.
Na plus – sędziowie
To już wyższa szkoła jazdy. Wiemy, że dodają punkty za belkę, odejmują za wiatr, liczą też lądowanie i sylwetkę w locie, podejrzewamy, że znaczenie ma także numer buta, uśmiech po lądowaniu oraz kolor nart. I teraz mamy ośmiu skoczków z dwóch reprezentacji. Każdy z nich oddaje po dwa skoki, czyli mamy szesnaście skoków, każdy na mniej więcej 120 metrów. Plus właśnie belki, wiatr, sylwetka i tak dalej. I na koniec wychodzi, że i Polacy, i Austriacy zdobyli dokładnie po 1006,5 punktu! Nie mamy pojęcia, jak sędziowie to zrobili, ale czapki z głów. Dobrze, że nie przegraliśmy z Austriakami o jedną setną punktu za niewłaściwy kolor wiązań Piotrka Żyły, hehe!