Mecz mocno piknikowy, niewzbudzający większych emocji i przegrany. Spotkanie bardziej dla Adama Nawałki niż dla nas, bo poziom był niższy od spodziewanego, a kombinacji co nie miara. Ale swoje spostrzeżenia mamy. Z każdej formacji, choć bramkę pominęliśmy, bo robota Wojtka Szczęsnego – jak to on sam mówi – polega na łapaniu i wykopywaniu piłki.
Sprawdzony Jach
Przywykliśmy i zaufaliśmy już parze Glik-Pazdan, ale brakowało nam alternatyw na pozycji stopera. Na zgrupowania przyjeżdżali Bartosz Salamon, Igor Lewczuk, Jan Bednarek czy Marcin Kamiński, a nadal pojawia się na nich Thiago Cionek. I to właśnie on był trzecim wyborem na środku obrony. Do teraz. Bo po dobrym występie z Urugwajem Jarosław Jach zagrał dziś najlepiej z trójki obrońców, znów poradził sobie w meczu z mocnym rywalem, a tym razem nie miał przecież Kamila Glika obok siebie.
Dziś wygrywał pojedynki w powietrzu, ale co najważniejsze i najtrudniejsze w pojedynkach z Meksykanami – stał twardo na nogach, nie dawał wkręcać się w murawę i skutecznie blokował zagrywane przez rywali piłki. Jach to kolejny powód, aby zrezygnować z Cionka w biało-czerwonych barwach. A ten – oprócz tego, że był zamieszany w stratę bramki – brał się za rozgrywanie piłki od tyłu – czego kompletnie nie umie – cofał piłkę do Wojtka Szczęsnego, raz dał sobie założyć siatkę. Nie wiemy, czy wreszcie zdecyduje się na to Adam Nawałka, ale dla nas obrońca Zagłębia Lubin właśnie przeskoczył Cionka w hierarchii stoperów.
Boki? Lewy świetny, prawy do wymiany
Jak już napisaliśmy o Jachu, to cała lewa strona zaprezentowała się dobrze. Oprócz niego fajnie wypadł Maciek Rybus, dziś najlepszy w drużynie Nawałki. To on ciągnął naszą grę, raz był blisko zdobycia bramki strzelając na bliższy słupek, a gdy wiedział, że nie jest w stanie już nic więcej wyciągnąć z akcji, to bardzo sprytnie nadział się na rywala i wywalczył rzut wolny. Z tyłu też grał bardzo przytomnie, pomagając Jachowi upilnować przede wszystkim Layuna i dos Santosa. Bardzo dobrze wyglądała także współpraca Rybusa z partnerem z przodu, czyli Makuszewskim. Pomocnik Lecha robił dużo wiatru pod bramką Corony, był jednym z żywszych graczy na boisku.
Wprost przeciwnie wypadła prawa strona, gdzie zaczynamy od Artura Jędrzejczyka. Wiadomo, że piłkarz Legii nie jest obecnie w rytmie meczowym, ale spodziewaliśmy się po nim wyższego poziomu, w końcu w drużynie Nawałki nie zawodził, a wśród dzisiejszych defensorów, to właśnie on był tym najbardziej doświadczonym. Dziś krzyżyka przy nim nie postawimy, ale nie był to jego dobry występ. Oby szybko ustabilizował swoją pozycję w klubie, bo dziś przekonaliśmy się, że kadra traci na „Jędzy” w gorszej formie.
Słabo wypadł też Tomasz Kędziora. Miał znaczący udział przy stracie bramki i przez cały mecz sprawiał wrażenie, jakby nie za bardzo wiedział, po co jest na boisku. W bezpośrednim pojedynku Bereszyński-Kędziora na zdecydowane prowadzenie wychodzi ten pierwszy. A to ciekawe, patrząc na mecz z Danią, gdy to właśnie „Bereś” nie znalazł się w kadrze meczowej.
Piotr Zieliński, czyli ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…
Prawą stronę uzupełnia Piotr Zieliński, ale on to osobny temat, z czego nie należy się z tego cieszyć. Zieliński, mimo że był drugim najczęściej grającym piłkarzem w eliminacjach po Robercie Lewandowskim, nadal nie zachwyca w kadrze i dziś się to nie zmieniło. Przy takim składzie personalnym liczyliśmy, że weźmie na siebie odpowiedzialność za prowadzenie gry, będzie dyrygował naszym zespołem i sam stworzy zagrożenie pod bramką Corony. Koledzy też bardzo na niego liczyli, co okazywali chęcią grania przez niego praktycznie każdej akcji. Jednak ku ogólnemu rozczarowaniu – z marnym skutkiem.
Zieliński zaserwował nam liczne podania w boczne sektory, nawet takie za plecy partnera, a jak już prostopadłe piłki, to niedokładnie. Niestety dziś Zieliński był tylko wkładem koszulki z orzełkiem na piersi. A jeśli ktoś znów będzie miał zamiar bronić Piotrka, że nie był na swojej klubowej pozycji, to tak, ma rację – tym razem na ławce nie usiadł.
O napastnikach wiemy tyle, że nic nie wiemy
Dziś szansę dostał Jakub Świerczok, który zaliczył podobny występ do Kamila Wilczka z Urugwajem. Szarpał, szukał sobie miejsca i luk między obrońcami, próbował sam stwarzać sytuacje bramkowe. Niestety podejmował błędne decyzje, jak wtedy, gdy powinien wycofać piłkę do Makuszewskiego, a uderzył z narożnika pola karnego. Podsumowując – o Świerczoku wiemy jedynie, że cholernie mu zależy.
Może właśnie to go różni od Stępińskiego. Gdy napastnik Chievo w doliczonym czasie gry wyskoczył w powietrze i głową przedłużył długą piłkę do bramkarza rywali, to nawet przez chwilę nie pomyślał, żeby do niego podbiec i przeszkodzić mu w grze na czas. Zresztą nie zdziwimy się, jeśli będzie go czekać długa przerwa od kadry, bo zimą albo zmieni klub albo nie ma co mówić o powołaniu na mundial. Oto liczba minut rozegranych przez Stępińskiego w klubie w kolejnych meczach tego sezonu: 0, 0, 1, 0, 0, 0, 0, 6, 0, 21, 10, 34, 0, 5. Czyli jego dzisiejszy występ z Meksykiem (została wam w głowie choć jedna sytuacja?) był jednym z najdłuższych w bieżącym sezonie.
fot. 400mm.pl