Do niedawna, a konkretnie do EURO 2016, Polska na wielkich turniejach mierzyła się ze swoimi demonami, bo tak chyba można nazwać cykliczne wypadanie za burtę w fazie grupowej. Tak było na mundialu w Korei i Japonii w 2002 roku, mundialu w Niemczech w 2006 roku, Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii oraz Euro 2012 w Polsce i na Ukrainie. Podobnego rodzaju fatum wisi nad naszymi dzisiejszymi rywalami z Meksyku, chociaż akurat smak niewyjścia z grupy jest im względnie obcy. Na sześć ostatnich mundiali nasi przeciwnicy sześć razy wyszli z grupy i sześć razy odpadli w pierwszej rundzie fazy pucharowej. Innymi słowy, zawsze przeżywali emocjonalny rollercoaster według schematu – rozbudzenie nadziei, brutalne sprowadzenie na ziemię.
Zasadnicze pytanie, jakie stawia sobie Juan Carlos Osorio i jego piłkarze, to czy w 2018 roku wreszcie uda się zajść wyżej. Dzisiaj przypomnimy najnowsze mundialowe losy Meksyku, bo – trzeba przyznać – jest to regularność wręcz zadziwiająca.
USA 1994
Legendarny Jorge Campos i spółka grali w jednej z najbardziej wyrównanych grup w historii mistrzostw świata. Meksyk, Irlandia, Włochy, Norwegia – wszyscy skończyli z czterema punktami i z zerową różnicą bramkową. O kolejności zdecydowała więc liczba bramek strzelonych, a tę Meksykanie mieli najkorzystniejszą. Jako że z grupy wyszły trzy zespoły, największym przegranym okazali się Skandynawowie. Tak wywalczone pierwsze miejsce być może nie było powodem do wielkiego optymizmu, ale też pozwalało trafić na teoretycznie słabszego przeciwnika w 1/8 finału. Tym okazała się Bułgaria, która – po remisie 1:1 po 120 minutach gry – zwyciężyła w serii rzutów karnych. Pogromcy Meksyku, z genialnym Christo Stoiczkowem w składzie, skończyli turniej na czwartym miejscu (eliminując później także Niemców). Wracając do Meksyku, na tamtym turnieju najwięcej radości dało im więc jedyne zwycięstwo – te odniesione w grupie z Irlandią:
Francja 1998
Cztery lata później los skojarzył Meksyk z Holandią, Belgią i Koreą Południową. Występy w grupie ponownie należały do bardzo pozytywnych, bo raz, udało się awansować z drugiego miejsca (ustępując jedynie Orjanje gorszym bilansem bramkowym) i dwa, bez porażki na koncie. W 1/8 finału poprzeczka zawisła jednak nadzwyczaj wysoko, bo po drugiej stronie barykady stanęli Niemcy. I długo się wydawało, że Meksykanie sobie poradzą. Po koncercie Camposa w pierwszej połowie, prowadzili od 47. minuty po golu Luisa Hernandeza, który kilka chwil później trafił też w słupek. Ale w końcówce meczu dali się złamać – w 74. minucie trafił Klinsmann, a w 86. Bierhoff. Napisać, że w Meksyku po tej porażce odczuwano niedosyt, to nic nie napisać:
Korea i Japonia 2002
Meksyk wychodzi z pierwszego miejsca w piekielnie trudnej grupie, zostawiając za plecami Włochów, Chorwatów i Ekwadorczyków. Dwa zwycięstwa i remis były świetnym prognostykiem przed starciem ze Stanami Zjednoczonymi w 1/8 finału. Tymi samymi, które w ostatnim meczu grupowym bezdyskusyjnie przegrały z rezerwowymi Jerzego Engela. Co więcej, Bruce Arena wystawił na Meksyk 7 podstawowych zawodników, którzy zagrali od początku także z Polską i… gładko wygrał 2:0, po trafieniach McBride’a i Donovana. Porażka w takim stylu z odwiecznym rywalem musiała być dla Meksyku podwójnie bolesna, bo tym razem naprawdę zapowiadało się, że podopieczni Javiera Aguirre porządnie namieszają w fazie pucharowej. A pozostały im jedynie pozytywne wspomnienia z fazy grupowej i jeden z najpiękniejszych goli głową w całej historii mistrzostw świata, autorstwa Jareda Borgettiego:
Niemcy 2006
Tym razem Meksyk trafił do grupy z Portugalią, Angolą i Iranem, czyli takiej, z której stosunkowo łatwo wyjść z drugiego miejsca. I tak się też stało, przy czym porażka z Portugalią i remis z Angolą tym razem nie mogły zwiastować podboju świata. Tamta ekipa, już pod wodzą Ricardo La Volpe, tradycyjnie zebrała oklep w 1/8 finału, po dogrywce ulegając Argentynie. Na pocieszenie – odpaść po takim golu Maxiego Rodrígueza to żaden wstyd:
RPA 2010
Pamiętna klęska Francji, która zajęła ostatnie miejsce w grupie, nawet za gospodarzem turnieju, RPA. Oprawcami drużyny Raymonda Domenecha byli między innymi Meksykanie, którzy awansowali dalej z drugiego miejsca, ustępując jedynie Urugwajowi. W 1/8 finału los ponownie skrzyżował ich drogi z Argentyną, napędzaną już przez trio Messi-Higuain-Tevez. I było to dla Meksyku niczym konfrontacja gołej dupy z batem:
Brazylia 2014
Historia najświeższa, którą wielu z was pewnie doskonale pamięta. Meksyk był w grupie z Brazylią, Chorwacją i Kamerunem, zdobył siedem punktów, jako jedyny nie dał się pokonać gospodarzom turnieju i awansował dalej drugiego miejsca. W 1/8 finału czekała już Holandia, i na nieszczęście podopiecznych Miguela Herrery, dla Oranje były to jeszcze dobre czasy. Mecz miał nieprawdopodobny przebieg, bo Meksykanie po cudownym trafieniu dos Santosa prowadzili do 88. minuty gry, by nie wytrwać na turnieju nawet do dogrywki. I to do tego po mega kontrowersyjnej jedenastce na Robbenie. Tu zresztą nie ma co opisywać, tu trzeba oglądać:
* * *
Być może nie zobaczymy dziś Meksyku w najlepszym wydaniu, ale też rację może mieć Zbigniew Boniek, który zapowiada, że to najsilniejsza reprezentacja spośród tych, z którymi mierzyliśmy się w tym roku. Jakkolwiek spojrzeć, od wielu, wielu lat należą do najlepszej szesnastki świata, a za kilka miesięcy ponownie spróbują oszukać przeznaczenie i wskoczyć do najlepszej ósemki. Czy zatem do siedmiu razy sztuka?
Fot. fifa.com