Konrada Michalaka spora część kibiców zdążyła już poznać z boiska. Niedługo za sprawą Adama Nawałki to grono może się znacznie powiększyć i uwierzcie, że nie są to puste słowa. Do kogo wykona pierwszy telefon w razie powołania? Dlaczego w wieku 13 lat wylał razem z mamą mnóstwo łez? Czy trzy lata później przygniótł go wielki, warszawski świat? Za co księża chcieli wyrzucić go z internatu Legii? Dlaczego nie lubi, kiedy ktoś zmusza go do modlitwy? Jak poczuł się, gdy trener Jacek Magiera zesłał go z powrotem do juniorów? Dlaczego po jednej rozmowie z Magierą płakał, a z których wychodził z bananem na twarzy? Jaki miał związek z transferem Mączyńskiego do Legii? O czym rozmawiał często z Vadisem Odjidją-Ofoe? Dlaczego bardzo zależy mu na odwdzięczeniu się Wiśle Płock? I najważniejsze – na co może zostać zaproszony w marcu?
Wiedziałeś, że kiedyś na „Trybunie” na Weszło ktoś wrzucił wywiad z raperem Tyminem, który… wspominał o tobie?
Fajna historia, wysłałem mu zdjęcie z jego płytami, napisałem coś w stylu, czy mi podpisze. Zaczęliśmy ze sobą pisać, okazało się, że idę do Zagłębia i w Sosnowcu poznaliśmy się już na żywo. Słucham dużo rapu, Sulin jest z Żagania, mój bardzo dobry kolega. Poznałem też hypemana Quebonafide i cały jego band.
Z Sosnowca było daleko, teraz często wpadasz do Warszawy?
Czasem, jak dostaniemy wolne. Mam tu dużo znajomych, poza tym razem z Mateuszem Wieteską studiuję zaocznie.
Gdzie?
Wyższa Szkoła Edukacji w Sporcie, tam gdzie licencjat zrobił Robert Lewandowski. Szkoła idzie nam na rękę z racji na nasz tryb życia, mamy indywidualny tok i większość egzaminów zaliczamy przez internet, czasem też wpadam na uczelnię. Chcę mieć plan B, dlatego robię studia, w przyszłości dołożę do tego pewnie różne kursy.
Jaki jest ten plan B?
Myślałem o zostaniu trenerem od przygotowania fizycznego w przyszłości. Dużo pytałem o to trenera Tomasza Grudzińskiego, potem trenera Krzepotę. Lubiłem analizować wyniki, dowiadywać się, co ma wpływ na co…
Zaskoczyłeś, ale w sumie twoja gra, to przede wszystkim gaz.
Tak, ale myślę że dostałem to od Boga, trudno poprawić motorykę treningiem, da się jedynie do jakiegoś stopnia. Miałem smykałkę do wielu sportów. Chodziłem na sks-y w podstawówce, jeździłem na szkolne zawody właściwie z każdego sportu. Gaz był od początku, dobrze że został do teraz.
W twoim przypadku podstawówka nie była najłatwiejszym okresem.
Od piątej klasy podstawówki dojeżdżałem z mojego Żagania do Zielonej Góry. Moja mama jest pielęgniarką, bardzo często nie mogła zawieźć mnie na trening czy mecz, bo miała dyżur w szpitalu. Trener Michał Grzelczyk wstawał specjalnie o szóstej, jechał po mnie na siódmą i zabierał z powrotem do Zielonej Góry. I tak kilka razy w tygodniu, na własny koszt. Wiadomo jak to jest, są osoby z mniejszych miejscowości, których od piłki odcina nie brak talentu, tylko możliwości. Dobrze, że miałem taką osobę jak Michał Grzelczyk, która robiła sto kilometrów w dwie strony specjalnie po to, żebym mógł trenować. Tak naprawdę to on popchnął mnie do przodu, jestem mu bardzo wdzięczny. Ostatnio odwiedziłem u niego dzieciaki ze szkółki, od nas są też Kuba Szrek i Patryk Mucha.
Długo tak cię woził?
Do końca podstawówki. Potem zdecydowaliśmy się na inne rozwiązanie.
Jakie?
Przeprowadziłem się z domu do internatu w Zielonej Górze.
Czekaj… na koniec podstawówki ma się chyba 13 lat. Wtedy się wyprowadziłeś?
Tak, dzieciak. Ale dzieciak z marzeniami o grze w piłkę. Mama nie przyjęła tego dobrze.
Był płacz?
Tak, i jej i mój. Wyobraź sobie puścić syna, 13-latka, z domu. To musiało być dla niej strasznie trudne, byliśmy bardzo zżyci. Długo ją przekonywałem, prosiłem… Dużą rolę w namówieniu jej odegrał mój ojczym, rozumiał, że to dla mnie ważne. Pomógł też trener Grzelczyk, powiedział jej, że mam duży potencjał, że naprawdę mogę zostać profesjonalnym piłkarzem i trzeba stworzyć mi do tego warunki lepsze niż w Żaganiu. Z mamą było nam bardzo trudno się rozstać, ale ostatecznie wyjechałem do internatu.
Jak wyglądał?
Dwupiętrowy budynek, 10 pokojów. Trzy osoby w pokoju, my mieliśmy swój na pierwszym piętrze, na górze mieszkały dziewczyny.
Robiliście nocne wycieczki?
Każde piętro miało swojego opiekuna, podczas spania byli dyżurni na korytarzu, więc byliśmy odizolowani w nocy. Tak czy tak one były starsze o cztery lata, traktowaliśmy je raczej jak starsze siostry. Pomagały nam przy pracach domowych. W internacie mieliśmy mega paczkę, utrzymaliśmy bliskie relacje, rodzinka.
Potem przyszedł czas na kolejną przeprowadzkę, do Warszawy.
Okazało się, że ktoś z Legii, której wiernie kibicowałem, zadzwonił do mnie i chciał z tego internatu ściągnąć. A w zasadzie zadzwonili do kolegi, ale w temacie przetestowania nas obu.
Jakie były reakcje kumpli?
Jeśli chodzi o stosunek do Legii, tam było specyficznie. Mieliśmy salę do oglądania meczów, na meczach Legii siedziały trzy osoby, czyli ja i dwóch kolegów. Kiedy grał Lech – przed telewizorem było 50 osób. Można powiedzieć, że w całym internacie kibiców Legii było trzech, reszta to Lech. Szedłem inną drogą, trochę na przekór wszystkim, to była słuszna droga. Ale po tym telefonie było zdecydowanie więcej gratulacji niż jakichś przytyków. Spodobałem się na testach, ale mama znowu nie chciała mnie puścić, tym razem już znacznie dalej.
Przekonała się, bo była to Legia?
Chciało mnie też Zagłębie Lubin, mama namawiała, żebym tam pojechał, bo to też ekstraklasa, dobra akademia, a zdecydowanie bliżej domu. Ale ja od małego kibicowałem Legii i nie wyobrażałem sobie jej odmówić. Bo co, gdybym już nigdy nie miał możliwości zagrania dla niej?
Jak zniosłeś wejście do wielkiego świata?
Powiem ci, że gdybym miał wylądować w Warszawie nie mieszkając wcześniej w internacie w Zielonej Górze, to byłoby bardzo ciężko. A tak przez trzy lata byłem w takim przedsionku dorosłego życia. Miałem 16 lat, ale wcześniej już bardzo się usamodzielniłem. Internat Legii prowadzą księża Salezjanie. W poprzednim internacie też mieliśmy jasno określone zasady, ale tutaj czułem się trochę jak w więzieniu. O tej godzinie zbiórka, o tej modlitwa, o tej cisza nocna. Miałem wtedy dziewczynę, mieszkała w Żaganiu i o 20:30 musieliśmy kończyć rozmowę przez telefon. Uważam, że jeśli ktoś będzie chciał się pomodlić, to zrobi to sam, a nie musi z zakonnicami. Jestem człowiekiem wierzącym, codziennie się modlę, jak mam możliwość, to chodzę to kościoła, ale tamte zasady zniechęcały mnie do wszystkiego. Kiedyś moja dziewczyna przyjechała do Warszawy, dostaliśmy wolny weekend, więc i tak wychodziłem z internatu. Ale chciałem pokazać jej jak mieszkam, więc zadzwoniłem do domofonu, powiedziałem księdzu, że jestem z siostrą, bo dziewczyny pewnie by nie wpuścił, takie miałem przeczucie. Weszliśmy, poszliśmy do mojego pokoju, chciałem wziąć plecak i zaraz wyjść, ale do pokoju jak szalony wbiegł ksiądz, krzyczał, że ja nie mam żadnej siostry i co sobie w ogóle wyobrażam? Po tym chcieli mnie stamtąd wyrzucić. Nie czułem się tam komfortowo, bo rozumiem, że wszędzie panują jakieś zasady, ale uważam, że jeśli ktoś będzie chciał zrobić coś złego, to i tak to zrobi. Trzymanie na zbyt krótkiej smyczy nie jest najlepszym rozwiązaniem. Ostatecznie z moim przyjacielem Filipem Karbowym chciałem wynająć mieszkanie. Legia nie zgadza się zazwyczaj na coś takiego, jeśli zawodnicy są pełnoletni. Ale wiedzieliśmy, że sobie poradzimy i zgodę na mieszkanie pomógł nam uzyskać… Jacek Magiera. Znał nas i ufał.
Zresztą z nim miałeś ciekawe, słodko-gorzkie przeżycia…
Ogólnie idąc na początku do Legii miałem podejście, że to wielka Warszawa, najlepszy klub w Polsce, więc liczyłem, że jak będę dostawał 20 minut w swoim roczniku, to będzie super. Szybko okazało się, że jest dużo lepiej. Kiedy trener Dębek przechodził z juniorów do rezerw jako asystent trenera Magiery, to widocznie widział we mnie tak duży potencjał, że postanowił mnie zarekomendować i zabrać ze sobą do „dwójki”. Grałem już w rezerwach od dłuższego czasu i była sytuacja, że druga drużyna i CLJ-ka jechały na obóz tego samego dnia, w klubie były wywieszone dwie listy z nazwiskami. Podszedłem do niej z ciekawości, żeby zobaczyć kto z juniorów jedzie z nami na obóz. Przeglądam listę… nie ma Michalaka. Patrzę na listę juniorów, okazało się, że na niej już jestem. Myślałem, że to jakiś błąd w druku, poszedłem do trenera Magiery o tym powiedzieć, a on kazał mi usiąść i powiedział, że to nie jest pomyłka, że ostatnio gorzej wyglądam i jadę na obóz z juniorską drużyną. Rozpłakałem się u niego, to było dla mnie straszne podcięcie skrzydeł. Fatalny dzień, byłem bardzo smutny, ale musiałem wsiadać do autokaru. Niestety nie do tego, do którego chciałem… Po dojechaniu na miejsce się zawziąłem, trenowałem jak najmocniej umiem, strzelałem gole, błyszczałem w każdym sparingu, w jednym grałe nawet z opaską kapitana. Potem wróciłem do rezerw.
Jacek Magiera przesunął cię też do pierwszej drużyny.
Tak, wróciłem z reprezentacji U-20, do której powoływano mnie z rezerw Legii i dowiedziałem się, że trenuję z „jedynką”. Po jakimś czasie trener Magiera zaprosił mnie na rozmowę do gabinetu. Krótką, powiedział, żebym poszedł do szatni rezerw. Ale to nie było już żadne zesłanie, bo miałem zabrać swoje rzeczy i na stałe przenieść się do szatni pierwszej Legii.
Czyli obyło się bez płaczu!
Tak, wyszedłem z bananem na twarzy, od razu zadzwoniłem powiedzieć o tym mamie. Ten sam trener, który zesłał mnie z rezerw do juniorów, tym razem przeniósł mnie z „dwójki” do pierwszej drużyny…
Który z piłkarzy najwięcej cię nauczył?
Miałem fajny kontakt z Vadisem, bo siedzieliśmy obok siebie w szatni. Oprócz tego, że świetny piłkarz, to fantastyczny gość, bardzo serdeczny. Kiedyś byłem neutralnym na gierce, czyli grałem dla drużyny, która aktualnie miała piłkę. Cztery drużyny, nie pamiętam już o co takiego graliśmy, ale każdy mocno walczył o pierwsze miejsce. Graliśmy finał, zespół VOO miał piłkę, ktoś do mnie podał, a ja źle odegrałem, piłkę przejął Bereś grający dla ich przeciwników i strzelił gola. Vadis podszedł do mnie po treningu i powiedział, że nie mogę grać takich piłek, bo muszę sobie wyobrażać, że sytuacje z treningu zdarzyłyby się w meczu. Spytał, co by było gdybym zagrał tak w 90 minucie z Lechem. Bardzo mi się to spodobało, bo nie wrzeszczał, nie miał wyrzutów, tylko doradził mi, jakie nastawienie powinienem mieć. Wielu innych, jak to starsi zawodnicy, by mnie za to ochrzaniło, bo to standard, że jadą z młodym, jak coś pójdzie nie tak, to wina też spada na młodego. Vadis był przecież największą gwiazdą zespołu, a podszedł z wielkim spokojem, chciał uświadomić mi błąd. Przypominam sobie tę sytuację, jak czasem brakuje koncentracji na treningu. Odjidja służył takimi radami, często z nim rozmawiałem.
Czemu latem odszedłeś z Legii?
Wróciłem z półrocznego wypożyczenia z Sosnowca, został mi rok kontraktu i zastanawiałem się, co będzie dla mnie najlepszą drogą, bo tak szczerze nie widziałem dla siebie miejsca w składzie Legii. Świetnie byłoby pójść na wypożyczenie do ekstraklasy, ale wiadomo, że wielu chętnych na ogrywanie Legii zawodników nie ma. Chciały mnie Górnik Zabrze i Wisła Kraków, ale tam wchodziły opcje kupna czy wypożyczenia z opcją pierwokupu i różne inne zapisy. Rozmawiałem z trenerem Broszem, był plan, żebym poszedł do Górnika z Wietesem. Było też blisko wymiany mnie za Krzyśka Mączyńskiego, ale nie zdecydowałem się. Pojechałem na obóz z „jedynką”, chciałem się tam przekonać, jak wygląda moja sytuacja i podjąć decyzję po powrocie. Luźniej w pomocy zrobiło się, jak odszedł Vadis i kontuzji doznał Miro Radović, trener Magiera dał mi szansę z Wisłą Płock…
Do której zaraz przejdziemy…
Strzeliłem gola, po meczu podeszli do mnie asystent i trener bramkarzy Wisły, powiedzieli, że klub jest mną zainteresowany, chwilę pogadaliśmy. Ale chciałem grać w Legii, więc zwlekałem. Dostawałem szansę w sparingach, w Superpucharze nie dostałem ani minuty, ale ciężko pracowałem, stwierdziłem, że po prostu poczekam i nie będę rozmawiał o tym z trenerem.
Bo który byłby to już raz? (śmiech)
Właśnie (śmiech). Dostałem 45 minut w Lidze Mistrzów, zdobyłem bramkę z Mariehamn, a po kilku dniach na ligę z Sandecją znów byłem poza kadrą. Za chwilę wracał Kucharczyk, więc sytuacja mogła się pogorszyć. Ostatecznie odszedłem chyba dopiero po siódmej kolejce ekstraklasy. Dyrektor Masłowski pracował wcześniej w Grudziądzu i chciał mnie już wtedy, jak byłem zawodnikiem rezerw, ale miałem 18 lat, stwierdziłem, że zostanę w Legii, napiszę maturę, czym zakończę pewien etap. Teraz nalegał, żebym poszedł do Wisły i teraz jestem mu bardzo wdzięczny, że wyciągnął do mnie rękę, bo nieliczne kluby chcą ogrywać legionistów, dlatego mam zamiar mocno się za to odwdzięczyć. Zasługujemy, żeby być w pierwszej ósemce. Z Koroną byliśmy dużo lepsi, a przegraliśmy 0:2, potem ze Śląskiem wygrywamy nagle 4:1, a z Piastem po równym meczu przegrywamy jedną bramką. To jest ekstraklasa, nie przewidzisz wyniku. Ale walczymy o grupę mistrzowską.
Jak teraz podchodzisz do sytuacji z trenerem Magierą?
Przegadałem z nim wiele godzin, niezależnie, czy mnie trenował w rezerwach, w „jedynce” czy był w Sosnowcu albo bez pracy, jak teraz. Przypomina mi Arsene Wengera, chociaż oczywiście go nie poznałem. Trener Jacek Magiera jest przede wszystkim sprawiedliwy. Mówię to, mimo że cofnął mnie kiedyś do juniorów i wielu by się na niego za to śmiertelnie obraziło, a ja chciałem po prostu pokazać mu, że się pomylił i szybko wrócić pod jego skrzydła do dwójki. Czy się opłaciło? To u Magiery zadebiutowałem w ekstraklasie, co było spełnieniem dziecięcego marzenia. Kiedyś nie spodziewałem się, że uda mi się to w barwach Legii i zmieniając takiego zawodnika jak Nemanja Nikolić, a grając z Radoviciem czy Rzeźniczakiem. Po czasie rozmawiałem z trenerem Magierą i powiedział, że pewnie przeklinałem go po tej decyzji, ale taki miał na mnie plan, że nie wszystko w piłce jest harmonijne. Uważał, że najlepsze będzie dla mnie, jak zejdę do juniorów, wśród nich będę absolutnie najlepszy i jako lider zespołu CLJ wrócę do rezerw. Faktycznie się sprawdziło, a jak było potem – już mówiliśmy. Trener Muszyński powiedział mi kiedyś, że jak przeżyję Legię, to przeżyję wszystko, przynajmniej w Polsce.
Wcześniej mówiłeś o telefonie do mamy. Wiesz, że niedługo znowu możesz zadzwonić do niej z dobrą informacją?
Aha… O co ci chodzi?
Z tego co wiem, źródło bardzo dobre, Adam Nawałka myśli o zabraniu cię na mundial, możesz dostać powołanie w marcu…
Wow… Jestem mega zaskoczony, sam widzisz, to świetnie! Powiem ci, że rozmawiałem wczoraj z Czesławem Michniewiczem i coś o tym wspomniał. Niby żartem, ale skoro słyszę to od drugiej osoby, to coś musi w tym być… Teraz cel to pomóc młodzieżówce z Wyspami Owczymi i Danią, jeśli w przyszłym roku dostanę zaproszenie od trenera Nawałki, to będzie coś niesamowitego. Zrobię wszystko co mogę, żeby do tego doszło.
Rozmawiał SAMUEL SZCZYGIELSKI