Reklama

Złocisto-krwisty walec. Sensacyjna forma Korony

redakcja

Autor:redakcja

04 listopada 2017, 16:22 • 4 min czytania 8 komentarzy

Nie biorą jeńców, a lista ich ofiar w ostatnim czasie zapełnia się z podobną częstotliwością, co w ostatnich częściach Terminatora. Grają przy tym tak, że – jak ktoś to fajnie ujął w komentarzach pod wczorajszą pomeczówką – aż chce się wyjść na dwór i samemu też pokopać piłkę. Gdybyście powiedzieli nam przed sezonem, gdy absolutnie wszystko w Kielcach zdawało się być postawione na głowie, że napiszemy coś podobnego o Koronie, popukalibyśmy się wymownie w głowę. Ale że ekstraklasa często kpi sobie z logiki, to zamiast wyśmiewać kolejne kieleckie absurdy, piszemy jak jest. A jest tak, że Korona to w tym momencie najlepiej dysponowany zespół w lidze.

Złocisto-krwisty walec. Sensacyjna forma Korony

To nie tylko subiektywne wrażenie, które można odnieść choćby po obejrzeniu dwóch popisów bandy Gino Lettieriego w tym tygodniu. Za Koroną stoją też niepodważalne liczby. Biorąc pod uwagę dziesięć ostatnich meczów we wszystkich rozgrywkach, żaden zespół z ekstraklasy nie wykręcił tak imponującego bilansu, jak wczorajsi pogromcy Śląska.

1. Korona 7-2-1 (23 pkt), 18:5 (+13)
2. Górnik 7-2-1 (23 pkt), 24:14 (+10)
3. Legia 7-0-3 (21 pkt)
4. Arka 5-3-2 (18 pkt)
5. Lech 4-5-1 (17 pkt)
6. Wisła P. 5-1-4 (16 pkt)
7. Śląsk 4-3-3 (15 pkt)
8. Jagiellonia 3-5-2 (14 pkt)
9. Sandecja 3-3-4 (12 pkt), 13:14 (-1)
10. Zagłębie 3-3-4 (12 pkt), 13:15 (-2)
11. Lechia 3-3-4 (12 pkt), 14:19 (-5)
12. Piast 3-2-5 (11 pkt)
13. Wisła K. 2-3-5 (9 pkt)
14. Cracovia 1-5-4 (8 pkt), 12:16 (-4)
15. Bruk-Bet 2-2-6 (8 pkt), 11:16 (-5)
16. Pogoń 1-2-7 (5 pkt)

Zresztą to, że Korona punktuje tak regularnie, to nie wszystko. Można by było to zrzucać na karb bardzo korzystnego terminarza, słabej formy rywali… Ale nie. Korona zremisowała 3:3 na piekielnie trudnym terenie w Zabrzu. Pokonała 1:0 Zagłębie, klub dwóch “nowych” reprezentantów Polski, który w tym sezonie parę razy już zasiadał na fotelu lidera. Zdobyła Gdańsk, nie tak dawno noszący mianę “twierdzy Gdańsk”, paląc, łupiąc, grabiąc z kolejnych goli, aż nie został z Lechii kamień na kamieniu. Ograła Wisłę Płock Jerzego Brzęczka, chwilę wcześniej wybranego trenerem miesiąca w naszej lidze. Przegrała tylko w Poznaniu, gdzie w tym sezonie nie wygrał jeszcze nikt. A i to minimalnie, 0:1.

Tym trudniej jest się powstrzymać od chwalenia Korony, że przed sezonem wydawało się, że żaden inny klub nie dostarczy tylu tematów do obśmiania, co właśnie kielczanie. Nie chce się w to wierzyć, ale wszystkie decyzje, które były delikatnie mówiąc wątpliwe, okazały się… trafione. Wymiana trenera, który osiągnął z zespołem wyniki ponad stan na gościa, który w Niemczech zapracował sobie praktycznie tylko na negatywne opinie. Nasprowadzanie zawodników, spośród których niektórzy nie potrafili wywalczyć sobie miejsca w pierwszym składzie w niższych ligach niemieckich. Konflikt „klapkowy” z Miguelem Palancą, zakończony odsunięciem Hiszpana od drużyny…

Reklama

Jak to wszystko zebrane do kupy wypaliło? Nie mamy pojęcia. Ale wypaliło. Albo Korona miała przy tym trzy fury szczęścia, albo Gino Lettieri okazał się być MacGyverem, który ze spinacza i kawałka sznurka jest w stanie zrobić helikopter. Albo wykazał się dużym rozeznaniem na rynku, w większości przypadków transferami podnosząc poziom na danej pozycji. Do tego dopasowując zawodników do siebie charakterologicznie, bo słychać zewsząd, że atmosfera w szatni Korony jest naprawdę dobra. Nawet zwykle niezastąpiony Jacek Kiełb, który ratował kielczanom tyłki nie raz i nie dwa w poprzednich sezonach, nie był wczoraj potrzebny od pierwszej minuty, by jego koledzy totalnie zdominowali Śląsk.

Mogło się też wydawać, że Lettieri pomysł na drużynę ma taki, by zminimalizować, wręcz kompletnie zmarginalizować rolę Polaków. Klub ściągnął przecież tylko jednego krajowego zawodnika, wzmacniając się oprócz tego jedenastoma stranierimi (okej, dwoma z podwójnym, niemiecko-polskim obywatelstwem). Czy tak jest? No właśnie nie. Absolutnie niezastąpiony w środku pola jest Mateusz Możdżeń, który wreszcie gra choć trochę na miarę potencjału, o jaki podejrzewano go, gdy – na pewno nie domyślacie się, co napiszemy – ładował bramkę Manchesterowi City. Obok niego regularnie gra Jakub Żubrowski, który miewa mecze lepsze i gorsze, ale którego można nazwać przynajmniej solidnym. Nie do przecenienia jest wkład w grę obronną (a i w ofensywę często także) Bartosza Rymaniaka. W bramce od paru meczów stoi niezmiennie Gostomski, autor pięciu czystych kont w ośmiu meczach. Regularnie swoje szanse dostaje Kosakiewicz, nieco mniej regularnie – Krystian Miś. Choć on akurat zbyt wielu powodów, by na niego stawiać, to nie dał. Okazuje się więc, że choć Kaczarawa, Cvijanović czy Kovacević odgrywają istotne role, Korona wcale nie jest zespołem jakoś niechętnie stawiającym na naszych rodaków, a w lidze spokojnie znajdzie się kilka zespołów, na których grę Polacy mają zdecydowanie mniejszy wpływ. Jak Piast czy Wisła, gdzie dla przykładu gole naszych rodaków nie stanowią nawet 20 procent dorobku strzeleckiego (w Koronie jest to niemal 50%).

Nie ma co, trzeba przyznać to z całą stanowczością. Wobec wszystkich martwiących przedsezonowych doniesień to, jak ostatnimi czasy gra i co robi z rywalami Korona, to już nawet nie jest niespodziewane. Nie. To, co dzieje się w Kielcach, jest absolutnie szokujące. Pozytywnie szokujące.

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...