Pięć mistrzostw Anglii. Dwa mistrzostwa Włoch. Champions League. Ponad 80 meczów dla kadry Francji, blisko dwadzieścia lat gry na wysokim poziomie. Niewykluczone, że na tym się skończy, bo Patrice Evra nie uniknie konsekwencji kopnięcia godnego raczej Liu Kanga niż Tsubasy.
Przypomnijmy czwartkowe wydarzenia. Marsylia szykowała się do meczu z Vitorią Guimaraes w Portugalii. Kibice przyjezdni, najwyraźniej niezadowoleni z formy OM w tym sezonie, wzięli zawodników na cel. Między innymi Evra stał się obiektem szyderstw i wyzwisk. Od słowa do słowa zrobiło się tak gorąco, że człowiek, którego ostatnio znaliśmy głównie z uwielbienia do poniedziałków, pokazał drugą twarz. Dostał czerwoną kartkę nim mecz się zdążył rozpocząć (Marsylia przegrała 0:1).
Co zrozumiałe, Evra z miejsca został zawieszony. Klub uznał, że bez względu na to jakie słowa padły, zachowanie Evry było nie do zaakceptowania. Zamierza zarazem wyciągnąć wnioski wobec grupy kibiców, ale nie zmienia to w żaden sposób sytuacji zawodnika. Jego dni są w zasadzie policzone, to Marsylia nie Bytów, można śmiało założyć, że Evra nie będzie miał tu życia, a każdy jego ewentualny kontakt z piłką kwitowany będzie tak, jak największego zdrajcy w barwach PSG.
Rudi Garcia: – Pat jest zbyt doświadczony by tak się zachować. Powinien wiedzieć, że tak reagować nie można, to oczywistość. Nie możemy odpowiadać na zaczepki i obelgi. Co do człowieka, który sprowokował Evrę, nie ma prawa nazywać się kibicem OM, bo prawdziwy kibic wspiera drużynę, a nie obraża własnych graczy.
Francuska prasa zajmuje się grillowaniem zawodnika, wyciągany z szafy jest cios Cantony. Przykry epilog, bo to przecież na Velodrome w sezonie 98/99 zaczynał seniorską karierę. Jego sentymentalny powrót wypada wyjątkowo osobliwie.