Zbigniew Boniek wrócił z Rosji, gdzie wybierał bazę reprezentacji na mundial. – W weekend zrobiliśmy kilka tysięcy kilometrów po Rosji i obejrzeliśmy dwa ośrodki, które nas interesują. Jeden w Soczi, drugi w Kazaniu. Sytuacja jest taka, że mamy Soczi zarezerwowane jako opcję numer jeden, a Kazań jako numer dwa. Poczekamy na grudniowe losowanie grup finałowych, czas na wybór ośrodka mamy do 15 grudnia. Oba mają swoje plusy. Soczi – wiadomo, piękne miejsce, ale w Kazaniu też jest sympatycznie. Ośrodek na uboczu, niedaleko Wołgi, ryby można połowić, tuż obok pole golfowe – opowiada.
FAKT
Marcin Robak na drodze do pobicia klubowego rekordu.
Równo 34 lata i 11 miesięcy miał najstarszy dotychczas zdobywca bramki dla Śląska w ekstraklasie. Od 1996 roku tytuł “snajpera seniora” dzierży Janusz Kudyba (56 l.), ale zaraz pozbawi go tego miana Marcin Robak. Napastnik Śląska począwszy od 30 października jest już starszy niż Kudyba w momencie strzelania swoich ostatnich goli. Robak ma w Śląsku umowę do końca czerwca 2019 roku, a biorąc pod uwagę znakomity stan zdrowia, może jeszcze długo pograć w piłkę i mocno wyśrubować wynik Kudyby.
Kontrowersyjna wiadomość: Lewy też człowiek.
– W tym sezonie jest mi naprawdę ciężko. Gram w Bayernie i w reprezentacji co trzy dni po 90 minut. Żaden zawodnik nie jest w stanie grać bez przerwy – mówi Polak. Tej jesieni Lewandowski spędził na boisku 1733 minuty. Więcej niż jakikolwiek zawodnik występujący w Bundeslidze. W czołowych pięciu ligach Europy tylko Ashley Williams (33 l.) w Evertonie i reprezentacji Walii zagrał więcej (1771 minut).
GAZETA WYBORCZA
GW pisze szerzej o formie Karola Linettego.
Dwa tygodnie, trzy gole w czterech kolejkach, każdy padł w zwycięskim meczu. Nie wypalił Linetty tylko na stadionie mediolańskiego Interu, w jedynym w tym okresie przegranym spotkaniu, ale nawet tam, po wtruchtaniu na boisko z rezerwy, wypadł okazale. Dodał genueńczykom szybkości i energii, zmieniając układ sił w środku pola, wcześniej całkiem zdominowanym przez rywali. I Sampdoria, która przegrywała już 0:3, do ostatniej akcji biła się o remis. Przegrała 2:3. Ożył reprezentant Polski nagle, po tygodniach przyzwyczajania się do roli zmiennika. Prawdopodobnie płacił za miniony sezon, rekordowo intensywny w karierze. Rekordowo i dlatego, że Linetty wybił się na poziom czołowej ligi w Europie, musiał zmężnieć na siłowni (“Waga poszła w górę, ale w mięśnie, nie w brzuszek” – opowiadał “Wyborczej”), wtopić się w nowe otoczenie (trener Marco Giampaolo narzekał na jego włoski).
Czytamy też o pokrętnych tygodniach Lecha i Legii.
To było coś więcej niż ligowa wygrana. To była demonstracja siły, po której klub z Poznania uwierzył, że jak bić mistrza, to właśnie teraz. 1 października w Poznaniu Legia przegrała 0:3. Lech wpadł w euforię. Przewagi pięciu punktów nad Legią nie miał od 2010 roku. A Legia znalazła się w krytycznej sytuacji. Rozbita psychicznie i fizycznie (piłkarzy napadli chuligani, gdy pokonany zespół wrócił z Poznania), z nowym i zdezorientowanym szkoleniowcem Romeo Jozakiem, który o swojej drużynie powiedział w Poznaniu, że “wstydził się być jej trenerem”, a piłkarzy nazwał “panienkami”. Kiedy Lech miałby uciec faworytowi, jeśli nie w tak komfortowej sytuacji? Ale znów się okazało, że zespołom z ekstraklasy łatwiej czasem otrząsnąć się po porażce, niż wygrać po zwycięstwie. Obrońcy tytułu wygrzebali się z kryzysu znacznie szybciej, niż ktokolwiek w Poznaniu mógł sobie wyobrazić. Mówiąc, że jeden mecz – nawet z Legią – nie decyduje o mistrzostwie, trener Nenad Bjelica chyba sam nie przypuszczał, jak szybko jego słowa się spełnią. Pięć punktów przewagi nad obrońcą tytułu Lech roztrwonił w zaledwie trzy kolejki. Od meczu z legionistami nie wygrał ani razu, trzykrotnie remisując z Jagiellonią, Lechią i Wisłą Kraków.
SUPER EXPRESS
Zbigniew Boniek opowiada o wizycie w Rosji.
W weekend zrobiliśmy kilka tysięcy kilometrów po Rosji i obejrzeliśmy dwa ośrodki, które nas interesują. Jeden w Soczi, drugi w Kazaniu. Sytuacja jest taka, że mamy Soczi zarezerwowane jako opcję numer jeden, a Kazań jako numer dwa. Poczekamy na grudniowe losowanie grup finałowych, czas na wybór ośrodka mamy do 15 grudnia. Oba mają swoje plusy. Soczi – wiadomo, piękne miejsce, ale w Kazaniu też jest sympatycznie. Ośrodek na uboczu, niedaleko Wołgi, ryby można połowić, tuż obok pole golfowe… Z drugiej strony to, gdzie i jak zamieszkamy nie ma aż takiego znaczenia. Trzy razy byłem na mundialu. W 1978 roku mieliśmy malutki hotelik w centrum Buenos Aires, to był niewypał, w 1982 roku lepiej nie mówić, w 1986 roku też. Na mundial nie jeździ się po to, aby mieszkać w luksusie, ale żeby wygrywać i zapisać się w historii.
Superak pyta Niezgodę o ewentualne powołanie.
Słyszałeś, gdy fani żądali dla ciebie powołania do reprezentacji?
Tak, tym bardziej, że Robert Lewandowski ma kontuzję (śmiech). Chłopaki w szatni żartowali, że teraz to już na pewno go zastąpię. Pośmialiśmy się i tyle.
Ale nie mów, że nie czekasz na sygnał od Adama Nawałki?
Wiadomo, że jak selekcjoner mnie powoła, to się nie obrażę… Ale nie siedzę w domu i nie myślę – weźmie mnie do kadry, czy nie weźmie. Nie czekam na telefon od sztabu drużyny narodowej, tylko pracuję na treningach. Jest jeszcze trochę do poprawy. Mam problemy kiedy gramy atak pozycyjny. Nie wiem jak się ustawić, poruszać w pobliżu pola karnego rywali.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Spory tekst o Mauricio Pochettino pod dzisiejszy mecz Ligi Mistrzów.
Ale menedżer Tottenhamu to nie tylko ładne opowiastki o miłym panu, ale również ciężka orka na treningach, która sprawia, że piłkarze wiedzą, w którym kierunku podążać. Pochettino upiera się, że gdyby wcześniej dostał w swoje ręce talent Moussy Dembele, zrobiłby z niego jednego z najlepszych piłkarzy świata. Uwielbia lepić gwiazdy, zamiast brać gotowe produkty, dlatego tak bardzo dobrze pracuje mu się z młodymi. Czy wiecie, że ponad połowa spośród ostatnich 29 debiutantów w dorosłej reprezentacji Anglii przeszła przez jego ręce? Nie da się zmierzyć, czy na tyle rozwinął ich talenty, ale z pewnością na współpracy nie stracili.
Tottenham stał się potężnym graczem na rynku sportowym i marketingowym. Ma wielkie gwiazdy (Kane, Dele Alli, Christian Eriksen), za chwilę będzie miał nowy stadion. Ich wygrany mecz z Liverpoolem na Wembley obejrzała rekordowa w historii Premier League, ponad 80-tysięczna widownia. Do perfekcji droga jednak daleka. Tottenham nie potrafił wykorzystać słabości wielkich, kiedy po tytuł sięgnął Leicester City. Teraz ta misja jest o niebo trudniejsza.
Niezgoda w porównaniu wypada lepiej od Nikolicia.
Strzelał gole co 89 minut. Lepszy od niego w ekstraklasie jest jedynie Igor Angulo. Napastnik Górnika pokonywał bramkarzy rywali co 82 minuty. Inni czołowi strzelcy zdobyli więcej bramek od piłkarza Legii, ale grali od niego znacznie więcej. Przelicznik goli do minut spędzonych na boisku mają więc gorszy. Zdobywcy 10 bramek Carlitos z Wisły Kraków i Marcin Robak ze Śląska Wrocław trafiają średnio – odpowiednio – co 122 i 103 minuty. Mało tego, Niezgoda ma w tym sezonie lepszy bilans nawet niż Nemanja Nikolić. Najskuteczniejszy napastnik Legii (licząc średnią goli na mecz) w tym wieku w samej ekstraklasie strzelał średnio co 105 minut. Oczywiście on utrzymywał taką skuteczność przez półtora roku, a Niezgoda w tym sezonie wystąpił w ośmiu meczach i będzie mu niezwykle ciężko mieć dalej tak samo dobre statystyki.
Cracovii tyłki ratują ostatnio stoperzy.
W trwających rozgrywkach Cracovii nie wiedzie się najlepiej, ale strach pomyśleć, gdzie byłby zespół Michała Probierza, gdyby skutecznością nie imponowali stoperzy. Pasy należą do drużyn, które tracą najwięcej goli w lidze, ale obrońcy Cracovii niepowodzenia pod własną bramką odbijają sobie w polu karnym przeciwnika. W ostatnich kilku sezonach to Miroslav Covilo był nieoczywistym ratunkiem dla ofensywy Pasów. Teoretycznie Serb gra jako defensywny pomocnik, ale potrafił zdobywać nawet siedem bramek w rozgrywkach. W tym sezonie się zaciął i ani razu nie trafił do siatki, ale ma godnego zastępcę w osobie Michała Helika. – Przed meczem poprosiłem go, żeby strzelił i on to zrobił – cieszył się Janusz Filipiak, prezes Cracovii po starciu z Bruk-Betem (1:1). Były środkowy obrońca Ruchu strzelił już w Krakowie cztery gole, a wcześniej w 46 meczach chorzowian trafił tylko raz.
W PS znajdziemy też dziś wkładkę z reportażami. Zacytujemy fragment tekstu o piłkarzach z domu dziecka.
Dzieci z domów dziecka już na starcie życia mogą czuć się gorsze od rówieśników, a wręcz odrzucone. Potrzebują zatem czegoś, co sprawi, że poczują się wartościowe, potrzebne i zauważane. Dla wielu z nich czymś takim stała się piłka nożna. Polska to światowa czołówka jeśli chodzi o futbol w wykonaniu mieszkańców placówek opiekuńczo-wychowawczych. Na każdych mistrzostwach świata organizowanych co roku w naszym kraju, biało-czerwoni zdobywają jakoś medal. Ale tu wygrywanie meczów ma drugorzędne znaczenie. W tej imprezie “wszyscy sa mistrzami świata”, jak głosi hasło turnieju. Trójka bohaterów, z którymi rozmawiałem, przekonała się o tym na własnej skórze.
Najbardziej boli uderzenie trzepaczką do dywanów. Za karę musiałem również klęczeć na grochu, odwrócony twarzą do ściany. Też dramat, jakbyś klęczał na malutkich kamyczkach. Powód zawsze się znalazł, wystarczyło źle spojrzeć na ojca, albo niewłaściwie się odezwać. Bicie było na porządku dziennym. Nigdy nie mieliśmy w domu spokoju, ani ja ani Robert i Marcin, moi starsi bracia. Ojciec przychodził do domu pijany i rozpoczynała sie awantura, szarpał się z matką. Czasem musiałem biec po wujka, który mieszkał obok, by go uspokoił. Dlatego codziennie starałem się odwlec moment powrotu do mieszkania, zjawiałem się w nim dopiero po 23. Miałem cztery-pięć lat, ale nikt mnie nie szukał ani nie wołał. Kto miał to zrobić – pijana matka? Czy ojciec, który co chwila trafiał do więzienia za jakieś przekręty? Rodzice nie zajmowali się nami, nie interweniowali, musieliśmy sami o siebie zadbać. Dobrze, że była świetlica środowiskowa, tam przynajmniej dostawałem posiłki.
Fot. FotoPyK