Reklama

Jaga wykorzystuje fakt, że Zagłębie przyjechało bez obrońców

redakcja

Autor:redakcja

29 października 2017, 18:31 • 3 min czytania 13 komentarzy

Zagłębie Lubin to fajna drużyna. Mądrze budowana, z miejscem dla Polaków, z miejscem dla młodych Polaków, z ciekawymi piłkarzami, którzy wkrótce dostaną oficjalne powołanie (Świerczok), czy takimi, którzy o sile reprezentacji mogą stanowić w przyszłości. I właśnie to Zagłębie Lubin tarabani się przez całą Polskę do Białegostoku tylko po to, by obwieścić wszystkim, że z tego zbioru fajnych piłkarzy na sam wierzch wychodzą…

Jaga wykorzystuje fakt, że Zagłębie przyjechało bez obrońców

a) facet, któremu można byłoby nadać tytuł „technik elektryk” gdyby nie fakt, że mylnie kojarzy się on z techniką (Todorovski),

b) facet, który w obecnej formie w ekstraklasie odnalazłby się wyłącznie w Niecieczy, robiąc za stojącego przed stadionem betonowego słonia (Guldan),

c) facet, który długo naprawiał błędy kolegów, ale w końcu zapytał sam siebie „ile można?” i w pewnym momencie meczu wziął wolne (Jach).

Napisalibyśmy pewnie, że Zagłębie prezentowało dziś w obronie kryminał, ale tak drastycznych scen nie ma chyba nawet w filmach Wojciecha Smarzowskiego. Ledwie się mecz zaczął, a Lubomir Guldan – człowiek o zwrotności tira – stwierdził, że szarżującego Cernycha może zatrzymać po prostu przystając w miejscu. Taktyka o dziwo okazała się niesłuszna, plan taktyczny Słowaka nie przewidział, że Cernych może minąć go z lewej bądź prawej strony – Litwin właśnie w ten sposób znalazł się oko w oko z bramkarzem i dopełnił formalności. Lubinianie mimo szybkiej bramki w plecy nie zrażali się: dalej w swoim stylu budowali akcje, dalej próbowali się przedrzeć. Ledwie dwie minuty po golu piłkę-marzenie do Świerczoka posłał Pawłowski – napastnik nieznacznie się jednak pomylił.

Reklama

Zagłębie grało w piłkę, a Jaga czekała na kontry i pomyłki Guldana czy Todorovskiego, co przy tej dyspozycji defensorów było świetnym pomysłem na grę. Strategia wypaliła – wystarczyło, że Romanczuk posłał lagę do przodu, a tam Cernych jak dziecko ograł Guldana i wyłożył piłkę Świderskiemu, za którym Todorovski oczywiście nie zdążył. 2:0.

Po przerwie wszystko dalej wyglądało tak, jak do tej pory: Jaga wciąż wyprowadzała kontry (groźne), a Zagłębie próbowało pozycyjnie (nieskutecznie). Przebłysk piłkarskiej perfekcji gości przyszedł w najlepszym możliwym momencie – gdy mecz już zaczął siadać. Woźniak idealnie wbiegł ze skrzydła w wolną strefę, Matuszczyk zagrał mu równie idealną piłkę i Świerczok strzelił tak jak trzeba pomiędzy obrońcami, po tym jak Woźniak okiwał Kelemena. Zagłębie zostało utrzymane przy życiu, choć nie do końca wiedziało, co z tym zrobić: zgasł Pawłowski, Jagiełło nie przypominał siebie z najlepszych meczów, Stokowiec sięgnął nawet po odstawionych na boczny tor Mazka czy Janusa, ale ci prochu nie wymyślili. W pewnym momencie jedynym, który miał pomysł na grę był Świerczok – z braku opcji zaczął trochę grać pod siebie, a swoją frustrację wyładował chamskim nadepnięciem na Romanczuka po nieudanym strzale. A Jaga? Jaga zgodnie z założeniami stawiała na kontry, kontry, kontry. I jedną bramkę jeszcze strzeliła, gdy do podania Novikovasa sprintem pobiegł Frankowski, Jach stwierdził, że nawet nie ma sensu do tego wracać. Frankowski zachował się w tej sytuacji tak jak inny Frankowski, którego pamiętają w Białymstoku: podcinką nie dał szans bramkarzowi.

Ogólnie rzecz biorąc to jeden z lepszych meczów w wykonaniu Jagi w tym sezonie i – co dla nas, postronnych widzów, najważniejsze – jeden z najbardziej efektownych. To dobrze, bo Jaga zbyt często w tym sezonie próbowała nas przekonywać, że jest drużyną stworzoną głównie do męczenia buły.

[event_results 375486]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Liga Narodów

Po co komu Mbappe, gdy pod bramką szaleje Rabiot? Francja wygrywa z Włochami w Lidze Narodów

Michał Kołkowski
1
Po co komu Mbappe, gdy pod bramką szaleje Rabiot? Francja wygrywa z Włochami w Lidze Narodów

Komentarze

13 komentarzy

Loading...