Ekstraklasa to taka liga, w której trzeba się trochę postarać, by nie wygrać meczu przez dwa miesiące. Różnice pomiędzy drużynami są minimalne, w zasadzie masz gwarancję, że prędzej czy później trafi się rywal, który sam będzie się prosił o porażkę. Piastowi ta sztuka się udawała – od meczu z Jagiellonią w końcówce sierpnia ekipa z Gliwic przegrała pięć razy i dwa mecze zremisowała – ale już wystarczy tych wygłupów. Na twarzy Waldemara Fornalika pojawił się dawno niewidziany gość. Uśmiech.
Poświęciliśmy kilka chwil w pierwszej połowie, by poszukać w internecie informacji na temat utrudnień na trasie Płock – Gliwice. Nie dojechała na nią drużyna Jerzego Brzęczka. Po raz ostatni tak słabiutką Wisłę widzieliśmy w Zabrzu – wtedy, gdy chcieliśmy Angulo i Kurzawę oskarżać o znęcanie się ze szczególnym okrucieństwem nad ligowym rywalem.
Piast nie ma w składzie takich kozaków. Ale ma gości, którzy potrafią skorzystać ze spóźnienia przeciwnika. Lubimy patrzeć na Valencię, gość angażu w Piaście na pewno nie wygrał w jakiejś ekwadorskiej loterii. Dziś też był aktywny, ale w głównych rolach przy pierwszym golu wystąpili inni. Konczkowski wycofał piłkę przed pole karne do Bukaty, ten dośrodkował, a tam swoje zrobił Papadopulos. Głowa Czecha to chyba największy skarb Piasta w tym sezonie – nie zdziwilibyśmy się nawet wtedy, gdyby sztab pilnował, by napastnik nosił ciepłą czapkę, gdy piździ.
Piast miał też świetną okazję, by podwyższyć. Znów prawa strona, znów Konczkowski, tym razem wyłożył piłkę Vranjesowi. Były piłkarz Legii trafił jednak w Kiełpina. Podobać mógł się też Dziczek i to nie tylko dlatego, że w drugiej połowie poważnie sprawdził refleks bramkarza Wisły. Było tez kilka innych sytuacji, bo Piast kontrolował to spotkanie, ale nie potrafił zabić – użyjemy tego słowa trochę na wyrost – emocji.
Wisła, którą znamy z ostatnich tygodni, dojechała na stadion dopiero po godzinie gry. Niestety tylko na chwilę. Wyrównanie przyszło po akcji Merebaszwilego, który dośrodkował na głowę Kante. Przypominamy sobie mecz Nafciarzy w Lubinie – wtedy Wisła potrafiła w takiej sytuacji iść za ciosem, wyciągnąć wynik z 0-2 do remisu. Tym razem było inaczej. Kilka minut i znów Piast udowodnił, że jest lepszy. Męczył się dziś na lewej obronie Reca, gospodarze chętnie to wykorzystywali, ale sam gol to jednak efekt słabej postawy całej defensywy. Przez chwilę wydawało się, że sytuację uratować może odważne wyjście Kiełpina, ale nic z tego. Papadopulos, Dziczek, Bukata i mieliśmy ponowne prowadzenie Piasta.
2-1. Wynik nie do końca odzwierciedla to, co działo na boisku. Ot, choćby Jankowski mógł jeszcze wyraźniej zaznaczyć, kto był dziś lepszy.
[event_results 373421]
Fot. FotoPyK