Jest w tym pewnie nieco pozostającej w głowach wody, którą naniosła tam fala wysokich wyników poprzedniej kolejki, jest też sentyment do jedynej w swoim rodzaju ligi. Rodzimej Bundesligi, nadwiślańskiej Premier League, środkowoeuropejskiej Serie A – jak kto woli. Ale dziś nie potrafimy patrzeć na czekające nas spotkania bez nutki entuzjazmu i kilku szczypt optymizmu. Bo nawet jeśli piłkarze poziomem nie dojadą, to już same wyniki dziś dadzą nam arcyważne odpowiedzi w kontekście każdego z zespołów, które przyjdzie nam oglądać.
Nieco ponad miesiąc temu Śląsk Wrocław zagrał prawdopodobnie najlepsze spotkanie w tym sezonie. Nie będzie pewnie nawet sporym ryzykiem stwierdzenie, że drugiego takiego już nie zagra. Zespół chwalony za dość atrakcyjny styl, ale jednocześnie ganiony za niefrasobliwą obronę, spakował lechicką ofensywę do pudełka i okleił je szczelnie taśmą. To, że Wrąbel zachował pierwsze w tym sezonie czyste konto nie robiłoby aż takiego wrażenia – to w końcu przecież musiało się stać – gdyby nie fakt, że Kolejorz oddał przez cały mecz dwa strzały. Nie: dwa celne strzały. Dwa strzały w ogóle.
Wrocławianie awansowali wtedy na piąte miejsce, liderujący duet Górnik-Zagłębie mając w tamtym momencie w zasięgu jednego wygranego spotkania. Wydawało się, że Jan Urban znalazł sposób na poukładanie klocków tak, by zamiast domku z kart ustawić naprawdę porządną zaporę. Powstrzymał przecież nie byle kogo, a wtedy drugą najbardziej bramkostrzelną ekipę ligi. To mógł, ba, to powinien być solidny fundament pod kolejne wyniki Śląska.
A potem – jak mawia jeden z redakcyjnych kolegów – Jan Urban zaczął dostawać w turban. Śląsk od Pogoni różni w tym sezonie wiele. Ale akurat jeśli chodzi o formę na przestrzeni ostatniego miesiąca, nie różni nic. Nikt inny w lidze nie punktował w tym czasie tak niechętnie, nikt inny nie wtopił w analogicznym okresie dwóch meczów, nie potrafiąc przy tym wygrać także tego trzeciego.
Dlatego pierwszy z dzisiejszych meczów ma taki wydźwięk. Dlatego jego rezultat będzie tak ważny dla obu ekip. Porażka Śląska może chwilowo odłączyć wrocławian od walki o wślizgnięcie się do górnej połówki (11. Śląsk od 8. Korony dzielą dziś ledwo dwa punkty). Porażka Pogoni będzie oznaczać, że w klubie zrobi się jeszcze bardziej nerwowo, podczas gdy wydaje się, że bardziej nerwowo być nie może. Co pokazuje próba wdarcia się kibiców do szatni po meczu z Bruk-Betem, raczej nie po to, by razem z zawodnikami siąść przy filiżance kawy i poplotkować o sąsiadach.
Drugie ze spotkań to zaś prawdziwy hit, do jakich w piątkowe wieczory w sumie nie przywykliśmy. Lider gra z zespołem, który jeszcze kolejkę temu był pierwszą z ekip grupy pościgowej za tercetem Lech-Górnik-Zagłębie. Drugi najskuteczniejszy zespół ligi, ale też najlepsza defensywa ekstraklasy zmierzy się z drugim najskuteczniejszym snajperem rozgrywek – Carlitosem i resztą iberyjskiej armii dowodzonej przez Kiko Ramireza.
I choć Rene Poms cytowany przez oficjalną stronę Kolejorza twierdzi, że Wisła to nie tylko hiszpański napastnik, trudno znaleźć drugiego zawodnika o tak ogromnym wpływie na wyniki swojego zespołu w całej naszej lidze. Tylko przy pięciu golach Białej Gwiazdy Carlitos nie zaliczył ani trafienia, ani asysty, co oznacza, że miał udział przy 67% bramek swojej drużyny. Nawet Angulo (13 goli, udział przy 46% dorobku drużyny), Paixao (9 goli, 2 asysty, 61%) czy Robak (8 goli, 50%), a więc gracze decydujący o obliczu ofensywy swoich klubów w ogromnej mierze, muszą ustąpić Carlosowi Lopezowi.
Wisła będzie musiała więc albo do maksimum (znów) wykorzystać atuty Carlitosa, albo zacząć udowadniać, że jej ofensywa to nie tylko to, co będzie w stanie zrobić wicelider klasyfikacji strzelców. Lech? Przede wszystkim zneutralizować Hiszpana, a także znaleźć sposób, by do maksimum wyeksploatować brak Ivana Gonzaleza w środku wiślackiej obrony. Rodak Carlitosa grał w tym sezonie wszystko od deski do deski, dziś jednak ma go zabraknąć. Tak jak Pawła Brożka, który lubił strzelać przy Bułgarskiej – w trzech ostatnich spotkaniach na Lechu strzelił dwa gole.
Że Lech ma środki ku temu, by spowodować rozszczelnienie osłabionej obrony Białej Gwiazdy, nie ma wątpliwości. Wciąż jednak pozostaje pytanie, które w kontekście Kolejorza w tym sezonie musi paść. Czy aby nie będzie to znów spotkanie, w którym atak się zatnie, jak ze Śląskiem we Wrocławiu czy choćby na inaugurację ligi z Sandecją? I czy stać go na podobne przełamanie dwumeczowej passy bez wygranej, jakiego świadkiem był już raz w tym sezonie Inea Stadion, gdy zwyciężał 5:1 z Piastem?
fot. 400mm.pl