Reklama

Górnik chce zgarnąć wszystko, co się da. I pomyśleć, że od Chojniczanki dzieliły ich dwa punkty…

redakcja

Autor:redakcja

24 października 2017, 23:20 • 3 min czytania 19 komentarzy

Czwarty czerwca, ostatnia kolejka zeszłego sezonu pierwszej ligi. O awans do ekstraklasy walczy sześć drużyn, w tym oczywiście Górnik i Chojniczanka. Zabrzanie ogrywają Wisłę Puławy 1:0 po golu – jakby inaczej – Igora Angulo. Chojniczanka przegrywa z Chrobrym po trafieniach Michalskiego i Szczepaniaka 0:2, ostatecznie odpowiada bramkami Mikołajczaka i Zawistowskiego doprowadza do remisu, ale i tak Górnik wyprzedza ich w tabeli o dwa punkty, ląduje w ekstraklasie.

Górnik chce zgarnąć wszystko, co się da. I pomyśleć, że od Chojniczanki dzieliły ich dwa punkty…

Minęły cztery miesiące, a starcie tych drużyn w Pucharze Polski wyglądało, jakby Górnik był budowany nie przez kilka miesięcy, a lat. Był lepszy we wszystkim. Różnica w kulturze gry gigantyczna, tutaj wreszcie zespołowi Brosza nie były potrzebne stałe fragmenty gry, żeby wbić rywalom kilka bramek. Pierwsza co prawda z karnego, ale jak Kurzawa nie może mieć asysty, to chociaż wywalcza rzut karny, co jest niemalże jednoznaczne z wystawieniem Angulo piłki sam na sam z bramkarzem. Drugi gol – podanie z lewej strony boiska (nie, nie od Kurzawy, a od Koja) i pewny strzał Angulo. I tak już po pierwszej połowie było jasne, że musiałby się stać kataklizm, aby wicelider ekstraklasy nie miał niemalże pewnego półfinału Pucharu Polski już po pierwszym meczu.

Po przerwie nie zmieniło się nic. Górnik nadal grał na pełnej intensywności, z jak najszybszym doskokiem do piłki i pomysłem, a co najważniejsze – chęcią na kolejne gole. Damian Kądzior pokazał kolegom z pierwszej ligi, że piłka to jednak prosta gra: daję – idę. Po zagraniu do Ambrosiewicza momentalnie ruszył w pole karne, dostał zwrotne podanie z pierwszej piłki i pewnym uderzeniem strzelił gola.

Można żartować, że Górnik bawił się z rywalami do tego stopnia, że przy stanie 3:0 poddenerwowany brakiem asysty Rafał Kurzawa zamiast zdobyć bramkę z karnego, spróbował kopnąć piłką w słupek tak, aby dobił ją któryś z kolegów, a najlepszy asystent ekstraklasy zanotował ostatnie podanie. Ale nie wyszło, pomocnik Górnika strzelił jednak minimalnie obok słupka – z niewłaściwej strony.

3:0 wyglądało bardzo dobrze, ale tak czy tak, Górnik wydawał się niezmordowany, chciał brać całymi garściami. Jednak okazało się, że wyjedzie z Chojnic z małą raną. Rzut wolny dla gospodarzy, jakieś 30 metrów do bramki, generalnie spodziewaliśmy się rozegrania, a jeśli strzału, to w mur albo w trybuny (a nawet nie, bo na tym stadionie za bramkami ich nie ma). A tu rozbieg Piotra Kieruzela i strzał prosto w okno. Perfekcyjne uderzenie, stadiony świata. Szkoda tylko, że strzelec nie wpadł w szał radości, bo był podłamany tym, że i tak awans jego zespołu jest prawie niemożliwy. A przecież strzelił bramkę życia.

Reklama

Górnik czerpie pełnymi garściami, po świetnych wynikach w lidze jest jedną nogą w półfinale Pucharu Polski i pokazuje, jak szybko odciął się od miana beniaminka. Bo ograć w takim stylu lidera pierwszej ligi, w której dopiero co się grało… Klasa, ekstraklasa.

Chojniczanka Chojnice – Górnik Zabrze 1:3 (0:2)
0:1 Angulo 26′ (karny)
0:2 Angulo 32′
0:3 Kądzior 64′
1:3 Kieruzel 72′

fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

19 komentarzy

Loading...