Czy polscy koszykarze zachwycają efektownymi rzutami w ważnych meczach hiszpańskiej ACB? Czy „biało-czerwoni” piłkarze ręczni są liderami swoich zespołów w Bundeslidze? Czy siatkarze znad Wisły błyszczą udanymi atakami i skutecznymi blokami w Ledze Pallavolo i Superlidze? Postanowiliśmy sprawdzić, jak nasi przedstawiciele najważniejszych obok piłki nożnej dyscyplin zespołowych radzą sobie w najlepszych europejskich ligach.
PIŁKA RĘCZNA
Gdzie nie spojrzysz, tam gra polski piłkarz ręczny. Jeszcze kilka lat temu ta zasada obowiązywała w Bundeslidze. Bartłomiej Jaszka był liderem Fuechse Berlin, o którym ówczesny trener drużyny Dagur Sigurdsson powiedział mi, że jest tak ważny dla zespołu, jak… Leo Messi dla Barcelony. Artur Siódmiak i Michał Jurecki siali pośród rywali spustoszenie w obronie TuS N-Lubbecke, ten drugi lubował się też w efektownych akcjach ofensywnych. W Rhein-Neckar Loewen błyszczało nasze trio, godne tego z Dortmundu z najlepszych lat, czyli Sławek Szmal, Karol Bielecki i Grzegorz Tkaczyk. A w SC Magdeburgu co i raz z kapitalnej strony pokazywał się Bartosz Jurecki, którego słynny niemiecki skrzydłowy Stefan Kretzschmar nazwał podczas wywiadu, jakim z nim przeprowadzałem, „jedynym zawodnikiem klasy światowej w tym zespole”.
W tej wyliczance nie ma sensu wymieniać wszystkich biało-czerwonych, ale warto zamknąć ją jeszcze nazwiskiem Marcina Lijewskiego, czyli gościa, który dwukrotnie zdobywał mistrzostwo kraju, w barwach Flensburga Handewitt i HSV Hamburg. W obu zespołach należał do grona liderów drużyny, zarówno na parkiecie jak i w szatni.
Uff, jak widać niedawno Polacy znaczyli w Bundeslidze naprawdę dużo. A jak jest teraz? Jeśli skonfrontujemy się z niedawną przeszłością, to trzeba napisać, że kiepsko.
Przede wszystkim: żaden z naszych piłkarzy ręcznych nie reprezentuje barw drużyny, która mogłaby powalczyć o mistrzostwo Niemiec. Ci, którzy mają wystarczające umiejętności, by grać w THW Kiel, RNL czy Fuechse, uznali, że wyjazd im się nie kalkuluje, bo w Vive Kielce czy Wiśle Płock zarobią podobnie albo i lepiej.
W najlepszym klubie występuje Piotr Chrapkowski – jego SC Magdeburg zajmuje obecnie 6. miejsce w tabeli, a „Chrapek” jest ważną postacią defensywy. Został sprowadzony z Kielc po to, żeby zastąpić najlepszego obrońcę Euro 2016 Fina Lemke i trzeba przyznać, że z tej roli wywiązuje się bez zarzutu.
Oczko niżej od Magdeburga znajduje się DHfK Lipsk, a więc zespół Andrzeja Rojewskiego. Występujący na prawym rozegraniu Polak nadal jest ceniony w drużynie, ale też grywa coraz mniej, bo trener Andre Haber lubi postawić na Franza Sempera, młodszego od naszego zawodnika o 12 lat. W sumie trzeba go zrozumieć, ponieważ młody Niemiec to nadzieja tamtejszego handballa, która gra bez kompleksów – w tym sezonie 20-latek rzucił już 35 goli, dzięki czemu jest trzecim strzelcem drużyny (Andrzej ma 29, zajmuje 5. miejsce).
Rojewski to były reprezentant Polski, który zadeklarował obecnemu sztabowi, że nie jest już zainteresowany grą w kadrze. Reprezentacja to nadal ważny temat dla Piotra Wyszomirskiego, czyli zawodnika TBV Lemgo. Niestety, bramkarz ósmej drużyny obecnego sezonu zdecydowanie przegrywa rywalizację o miejsce między słupkami z Peterem Johannessonem, który przyszedł do klubu latem. Wystarczy napisać, że w obecnych rozgrywkach ligowych Szwed spędził na parkiecie 8 h i 15 minut, a Polak 1:45…
Dwa remisy i osiem porażek – to mało chwalebny bilans TuS N-Lubbecke, czyli beniaminka, w składzie którego możemy znaleźć dwa polskie nazwiska – Łukasza Gieraka i Piotra Grabarczyka. Pierwszy z nich odpowiada za kreowanie akcji swojego zespołu, drugi za jego grę obronną. Zważywszy na to, jakie rezultaty osiąga wspomniana drużyna, raczej nie da się napisać, że nasi porywają kibiców spektakularną grą…
W Bundeslidze mamy jeszcze jednego zdolnego chłopaka, Szymona Sićkę, który podpisał wiosną kontrakt z Vive, po czym został wypożyczony do TV Huttenberg, aby otrzaskać się w tym klubie z poważnym handballem. Problem w tym, że nie otrzymuje zbyt wielu minut, ponieważ sztab szkoleniowy walczącej o utrzymanie drużyny wolał stawiać na bardziej doświadczonych zawodników. Polak może mieć nadzieję, że jego sytuacja się zmieni – dziś ogłoszono, że nowym szkoleniowcem drużyny został Emir Kurtagić, a więc gość, który nie boi się dawać szansy nieopierzonym acz utalentowanym graczom.
KOSZYKÓWKA
O skomentowanie tego, jak radzą sobie nasi zawodnicy w lidze ACB, poprosiłem Radosława Spiaka, czyli gościa, który od wielu miesięcy komentuje w Sportklubie mecze hiszpańskiej ekstraklasy.
Mateusz Ponitka (Iberostar Teneryfa, obecnie 5. drużyna ligi)
Za nami pięć kolejek i spokojnie mogę powiedzieć, że Mateusz jest jak na razie liderem drużyny. W poprzedniej serii gier radził sobie tak dobrze, że wybrano go MVP weekendu. W zaadaptowaniu się w nowym klubie Ponitce na pewno pomogło to, że jego trenerem jest Nenad Marković, czyli ten sam gość, który niedawno szkolił go w Izmirze. Bośniak od razu postawił na Polaka, a ten odpłaca mu się dobrą grą. Moim zdaniem Mateusz ma potencjał, aby stać się czołową postacią ligi. A co za tym idzie po udanych rozgrywkach w barwach Iberostaru może zapracować na przykład na transfer do Valencii, która po ostatnim sezonie wzięła do siebie z tego klubu trenera i skrzydłowego.
Przemysław Karnowski (MoraBanc Andorra, 14.)
Przemek ma niełatwe zadanie, bo musi wejść w buty gościa, który w poprzednim sezonie był najlepszym środkowym całej ligi. Facet nazywa się Giorgi Shermadini i latem wzmocnił Unicaję Malaga. Zastąpienie takiego gracza nie jest proste i Karnowski się o tym przekonuje. Huśtawka – to słowo, którego użyłbym do opisania jego dotychczasowej dyspozycji w ACB. Niezłe mecze przeplata słabszymi, chciałbym się mylić, ale myślę, że średniej klasy hiszpański klub to wszystko na co go stać.
Adam Waczyński (Unicaja Malaga, 7.)
Adam ma w klubie trenera, który rotuje składem jak szalony. Czasem dany zawodnik gra u niego w jednym meczu 27 minut, a w drugim pięć. Ja nie jestem w stanie rozgryźć jego koncepcji, „Waca” przez nią nieco cierpi, bo nie spędza na parkiecie tyle czasu, ile by chciał. Ostatnio w spotkaniu Euroligi nie dostał w ogóle szansy, więc pewnie nie był zachwycony. Czy w tej sytuacji powinien pomyśleć o transferze? Trudne pytanie. Warto też się zastanowić, gdzie miałby odejść? W swoim poprzednim zespole, Monbus Obradoiro, był superstrzelcem, gdyby np. do niego wrócił, to pewnie znowu rzucałby sporo punktów, ale z drugiej strony sportowo byłby to krok w tył.
Michał Michalak (Saragossa, 15.)
Chłopak totalnie nie mógł „wejść” w ligę ACB. Pierwsze punkty zdobył bodaj dopiero w trzecim meczu, a jego zespół czekał na wygraną aż do piątej kolejki. Nie chce wysnuwać pochopnych wniosków, ale wydaje mi się, że poziom w Hiszpanii docelowo może być dla tego koszykarza za wysoki.
Tomasz Gielo (Joventut Badalona, 16. )
Przed przyjściem Tomka do tego klubu trener Diego Ocampo obiecał mu, że będzie na niego regularnie stawiał i pozwoli mu często rzucać za trzy. Na razie wszystko się sprawdza, to jest dobry sezon na rozwój dla tego chłopaka. Moim zdaniem może być dla Badalony tak znaczącą postacią, jak swego czasu wspomniany Waczyński dla Obradoiro. Jeśli tak się rzeczywiście stanie, transfer do solidnej ligowej drużyny w stylu Iberostaru, jest niewykluczony.
Jak widać, w ACB nie ma obecnie koszykarza, który niczym Maciej Lampe w 2014 mógłby zapewnić efektownym rzutem swojej drużynie mistrzostwo Hiszpanii (Barcelona – Real Madryt 3:1). Mimo to wydaje się, że kibice basketu mogą być zadowoleni – jeszcze nigdy w historii hiszpańskiej ekstraklasy nie grało w niej tylu polskich koszykarzy naraz. Oczywiście wpływ na taki stan rzeczy ma poniekąd fakt, że coraz więcej zawodników z Półwyspu Iberyjskiego odchodzi do NBA, ale też trzeba uczciwie przyznać, że nasi poczynili w ostatnim czasie postępy, które zaowocowały ciekawymi transferami.
SIATKÓWKA
Lega Pallavolo i Superliga. To zdaniem ekspertów dwie najlepsze siatkarskiej ligi świata. Czy któraś z nich choć odrobinę przewyższa drugą? Tu zdania są podzielone niczym w światku piłki nożnej, w którym swoich zaprzysięgłych wyznawców mają zarówno Premier League, jak i Primera Division. Polacy mają swoich przedstawicieli w obu tych ligach, tymczasem w Rosji nie gra obecnie żaden z naszych siatkarzy. Dlaczego? To pytanie zadaliśmy Łukaszowi Kadziewiczowi, a więc gościowi, który spędził w kraju Dostojewskiego kilka ładnych lat:
– Czołówka reprezentacji Polski, a więc Bartek Kurek, Dawid Konarski czy Bartłomiej Lemański, to są chłopcy, którzy spokojnie mogliby w Rosji grać. Czemu ich tam nie ma? Chyba trzeba by było zapytać samych zawodników. Ja myślę, że rynek w ostatnim czasie mocno się poszerzył, niektórzy wolą więc jeździć do Turcji czy Chin, by zarabiać pieniądze. Ale i tak uważam, że to kwestia czasu, kiedy znów zobaczymy w Superlidze jakiegoś Polaka.
W Ledze Pallavolo mamy obecnie dwóch zawodników – Miłosz Hebda gra w beniaminku, klubie Castellana Grotte, z kolei Damian Domagała to zawodnik Tonno Callipo, czyli drużyny środka tabeli poprzedniego sezonu. Po prawdzie to obu ciężko nazwać nawet drugoplanowymi graczami Serie A. Żaden z nich raczej nie ma co marzyć o takiej karierze, jaka przypadła w Italii w udziale Michałowi Winiarskiemu, Sebastianowi Świderskiemu czy Łukaszowi Żygadle.
– Liga włoska przechodziła kiedyś drobny kryzys, ale na szczęście akurat wtedy przyjechałem do Italii na rok i szybko ją z niego wyciągnąłem – śmieje się w rozmowie z Weszło Jakub Bednaruk, wielki fan Legi Pallavolo.
– Oglądam ją kiedy tylko mogę, bo poziom jest naprawdę wysoki. W każdym klubie mamy reprezentantów poszczególnych krajów, pierwszych pięć zespołów w tabeli może zostać mistrzem kraju, nie ma takiej opcji, żeby ktoś pojechał na trzy wyjazdy z rzędu i wygrał z rywalami do zera. To wszystko sprawia, że dla mnie liga włoska jest lepsza od rosyjskiej. Dlaczego nie ma w niej Polaków? Czołówka krajowa albo zostaje u nas, albo jedzie grać w inne rejony świata za naprawdę grubą kasę. Z tego co wiem Włosi chcieli Michała Kubiaka, ale im odmówił i nie ma się co dziwić, bo Japończycy zaproponowali mu dwa razy wyższą pensję. W tym roku do Italii mógł wyjechać też Artur Szalpuk, ale zdecydował się zostać w PlusLidze. Rozumiem go, bo przecież nasza ekstraklasa naprawdę jest mocna w skali Europy, inaczej niż chociażby ta koszykarska, dlatego nie trzeba z niej wyjeżdżać na siłę. Nie oznacza to oczywiście, że za jakiś czas zabraknie transferów do Legi Pallavolo. Z tego co wiem, Włosi interesują się kilkoma zawodnikami, którzy nie tak dawno wywalczyli mistrzostwo świata juniorów. Myślę, że 2-3 z nich za jakiś czas może trafić do ich ligi.
KAMIL GAPIŃSKI