Reklama

Wiele przesłanek do obaw i ta jedna, która daje nadzieję. W końcu to klasyk!

redakcja

Autor:redakcja

22 października 2017, 12:20 • 5 min czytania 42 komentarzy

Regres Wisły od czasu zdobycia przez ten klub ostatniego mistrzostwa Polski. Dołek, w jaki wpadła Legia po sięgnięciu po tytuł jeszcze w tym roku i z którego wyjść cały czas tak na dobre nie potrafi. Mająca już miejsce zmiana trenera u legionistów, pojawiające się gdzieniegdzie w tym sezonie nawoływania do analogicznej roszady przy Reymonta. Styl jednych i drugich, który częstokroć więcej wspólnego ma z przypadkiem lub z pojedynczym przebłyskiem któregoś z piłkarzy niż z faktycznie wypracowanym pomysłem na grę całej drużyny. Wiele jest przesłanek, by obawiać się, że nawet w tak szalonej kolejce jak obecna, ten mecz zawiedzie i nie będzie widowiskiem, jakim starcia tych drużyn bywały choćby w poprzedniej dekadzie. I jedna, która pozwala mieć nadzieję, że zdarzy się coś dokładnie odwrotnego. W końcu to jeden z największych ligowych klasyków. Wisła kontra Legia.

Wiele przesłanek do obaw i ta jedna, która daje nadzieję. W końcu to klasyk!

Te dwa zespoły, toczone przez swoje problemy, najlepiej uwypuklają w tym sezonie specyfikę ekstraklasy. Wisła długo nie zachwycała, od jej oglądania można się było pochorować, a część ludzi domagała się zwolnienia Kiko Ramireza. Dziś wygrywając z Legią zrównuje się z liderującym trio Lech-Górnik-Zagłębie. Legia zdążyła zwolnić Jacka Magierę, zaliczyć kilka pomniejszych kryzysów sportowych i wizerunkowych, a także jeden prawdziwie ogromny – pobicie piłkarzy na klubowym parkingu. Pokonując Białą Gwiazdę w Krakowie, stołeczny zespół będzie mieć do trójki przewodzących lidze zespołów zaledwie jeden punkt straty. Ekipy, które przyniosły kibicom już i tak wiele rozczarowań, wciąż są w tabeli w górnej połówce, a czołówka w zasadzie wcale im nie odjechała.

Obie drużyny zafundowały sobie też zastrzyk optymizmu przed dzisiejszym spotkaniem, wygrywając wymagające spotkania. Legia – z jednym z trzech ubiegłorocznych kandydatów do mistrzostwa, czyli Lechią, Wisła – z chwalonym za bardzo porządną w tym sezonie grę Śląskiem. O ile mecz legionistów był nierówny, szarpany, a zwycięstwo nie szło w parze ze szczególnie przekonującą grą, o tyle Wisła z kolei dała naprawdę niezłe show. Zmarnowała całą masę sytuacji, ale też stworzyła ich nieprzyzwoicie dużą liczbę jak na mecz we Wrocławiu, gdzie wcześniej poległ i Lech, i Legia.

To zresztą niejedyny powód do optymizmu dla kibiców Wisły. Bo nie można nie zwrócić uwagi na to, że Legia w tym sezonie na wyjazdach spisuje się po prostu dramatycznie słabo. Po wczorajszej wygranej Bruk-Betu w Szczecinie, mistrz Polski jest najgorszą pod tym względem drużyną ligi. Szoruje dno, poza Łazienkowską jest typowym dostarczycielem punktów.

Zrzut ekranu 2017-10-22 o 10.32.08

Reklama

Wisła zaś u siebie jeszcze nie znalazła pogromcy. Nawet wtedy, gdy grała słabo, za każdym razem jakoś udawało jej się uciec spod topora. Zwykle za sprawą Carlitosa. Jednoosobowego napędu Białej Gwiazdy w najtrudniejszych momentach. Gościa, którego – jak zgrabnie ujął to w wywiadzie dla Weszło Szymon Żurkowski – szybkie nóżki nie raz i nie dwa ratowały skórę kolegom. Faceta, który bawi się grą, który co i rusz próbuje efektownych sztuczek. Który przy tym nie ma maniery kładzenia się łatwo w polu karnym, tylko zawsze chce ciągnąć akcję do końca.

Napastnika, którego siedem z dziewięciu goli zmieniało w tym sezonie wynik na korzystniejszy dla Wisły.

Zrzut ekranu 2017-10-22 o 10.37.13

Takiego zawodnika w Legii po prostu brakuje. Nie może nim być kontuzjowany już od ładnych paru tygodni Miroslav Radović, nie potrafi żaden z pozostałych graczy ofensywy, którzy jak jeden mąż zawodzą. Trudno w to uwierzyć, że przy transferach Sadiku czy Pasquato, którzy mieli za sobą nie najgorsze sezony w poważnych ligach (odpowiednio: szwajcarskiej i rosyjskiej), dziś chyba największe nadzieje w stolicy wiąże się z Jarosławem Niezgodą, który początkowo mógł się czuć zepchnięty na boczny tor, a także z Kasprem Hamalainenem (wg ekstrastats.pl stworzył najwięcej sytuacji kolegom, mniej w całej lidze tylko od Rafała Kurzawy i Damiana Kądziora), który przecież długo w stolicy pełnił w zasadzie jedynie rolę zawodnika najbardziej w kadrze Legii drażniącego kibiców Lecha.

Taki to więc jest klasyk – dwóch drużyn, które wciąż nie potrafią odnaleźć swojej tożsamości. Ale i dwóch zespołów, które wciąż wygrywają uwagę także postronnych kibiców marką, na jaką pracowały sobie latami. I nawet jeśli chwilowo nie są to już ekipy elektryzujące swoją grą, to mimo to mecz w Krakowie będzie budzić – co pokazuje choćby fakt wyprzedania biletów na to spotkanie mimo braku kibiców Legii – ogromne emocje.

***

Reklama

Tak jak Wisła, tak i Jagiellonia będzie dziś mieć chrapkę, by dołączyć do grona zespołów liderujących lidze z 23 punktami na koncie. Podopieczni Ireneusza Mamrota nie przegrali żadnego z pięciu ostatnich spotkań (ale wygrali tylko jedno), passa drużyny Leszka Ojrzyńskiego trwa już od sześciu meczów, gdy po przegranej z Lechem Arka szybko odbiła się wygraną 3:1 z Wisłą.

Jagiellonia będzie przede wszystkim miała szansę potwierdzić, że w tym sezonie na wyjazdach nie ma na tę ekipę mocnych. Nie ma w lidze poza białostoczanami zespołu, który wciąż pozostawałby w delegacjach niepokonany. A przecież ekipa z Podlasia przywoziła ostatnio ważne, wyszarpane punkty z trudnych terenów – i z Reymonta, i ze stadionu w Gdańsku.

Wciąż jednak problemem Jagi są wszechobecne remisy, w czym nie można nie dostrzec powiązania z fatalną formą Cilliana Sheridana. Snajper, który w poprzednim sezonie zachwycał absolutnie wszystkich i stał się migiem czołową postacią ligi, wciąż nie potrafi wyjść z Klubu Dwóch (goli w sezonie) Dariusza Zjawińskiego. Sam fakt, że w klasyfikacji strzelców wyprzedza go obrońca Cracovii Michał Helik i stoper Górnika Mateusz Wieteska, już mówi wiele o drastycznym spadku dyspozycji strzeleckiej, jaki Mister Sherry zanotował. W Arce z poszukiwaniem snajpera co się zowie też nie jest najlepiej. Ttutaj wszyscy solidarnie wciąż jeszcze nie wyszli – lub wręcz nie dołączyli – do nieszczególnie elitarnego Klubu Dwóch.

Nie będziemy kłamać. To, jak i ostatnie wyniki obu ekip – trzy gole przez 270 minut ostatnich meczów Jagiellonii i pięć przez 270 minut meczów Arki – nie nastawiają nas szczególnie pozytywnie do dzisiejszego pierwszego dania dnia. Choć w sumie czy koniecznie trzeba dziś być pesymistą? W końcu, hej, czy właśnie nie trwa jedna z bardziej szalonych ligowych kolejek, w której tylko w jednym meczu nie padły przynajmniej cztery gole i w której nawet starcie Pogoni z Bruk-Betem przyniosło pięć trafień?

fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

42 komentarzy

Loading...