Reklama

Paweł Zarzeczny pisze w czasach, kiedy jeszcze nie ufaliśmy Nawałce

redakcja

Autor:redakcja

21 października 2017, 10:03 • 5 min czytania 12 komentarzy

W ramach kartki z kalendarza przypominamy wam ostatnio felietony Pawła Zarzecznego i tym razem zrobimy tak samo. Wzięliśmy notkę z 2013 roku, kiedy jeszcze nie było wiadomo, że Nawałka będzie wielki. Sprawdźcie.

Paweł Zarzeczny pisze w czasach, kiedy jeszcze nie ufaliśmy Nawałce

Tak sobie parę dni oglądałem turniej Orlika, no i jeden wniosek przerażający. Nie, nie to, że dzieciaki kopią na sztucznej trawie, niedługo stanie się to normą – cena, oczywiście niższa, a trawa zostanie jedynie dla cieląt. Ale patrzę na nagrody dla najlepszych. Dziewczęta: Chud, Ziemna, Boguszyńska, Gotkowska, Glinka. Teraz najlepsi chłopcy: Karasek, Banach, Cichocki, Wasilewski, Janiec. A po chwili przyglądam się najlepszym strzelcom Ekstraklasy: achtung! Paixao, Dwaliszwili, Visnakovs, Radović, Nakoulma. A dziś pewnie Akahoshi będzie kolejny, jeśli tylko zagra. Przeskoczy i Pawła Brożka, i Dawida Nowaka.
Prawo Kopernika to – zły pieniądz wypiera zawsze dobry pieniądz. Nie inaczej w piłce. Ten szósty sort pomarańczy kubańskich podmienia polskie dzieci, w całości!!!

Ktoś powie, że ludzie wędrują po świecie i nie da się tego wykluczyć, bo podróżują i Polacy. Tak jest. Tyle że Polacy wszędzie okupują miejsca najgorsze, najtrudniejsze i najniżej opłacane. Sami zaś dajemy gościom stanowiska najlepiej płatne i wpływowe. Są lepsi? Śmiem wątpić. Poza Radoviciem, ale tylko może…

A te dzieci z Orlika zapewne trafią na zmywaki, albo do ścielenia łóżek. Zdaje się tylko ja się jeszcze o nie upominam.

* * *

Reklama

Trwa dyskusja o trenerze, któremu damy parę baniek, w zasadzie za pozorowanie. Prezes mówi, że chciałby przy wyborze kierować się tym, co kandydat chciałby stworzyć, jak ma grać jego zespół i jak realizować założenia taktyczne. Otóż ja nakłamałbym jak nieraz w życiu się zdarzało. Moja ekipa grałaby ofensywnie, natychmiast po odebraniu piłki, zatem nie zapominałaby o wysuniętej obronie. Jak Brazylia, szeroko, z wykorzystaniem skrzydeł, ble, ble… Tak to będzie wyglądać, taki konkurs polskiej piosenki. Niedawno jedna z koleżanek coś takiego wygrała, ale życie sprowadziło ja na ziemię – tego lata zbierała truskawki w Hiszpanii, a u nas śpiewała stuletnia Madonna czy nieco tylko starsi Waters (bardziej grał, wiem, a dla niepoznaki, jak z tymi Orlikami, wziął do śpiewania polskie dzieci), czy McCartney.

Z tym wyborem zaciekawiła mnie jedynie opinia Mielcarskiego o Wdowczyku, bo nie, bo selekcjoner winien być nieskazitelny. Ha, podziwiam szczerość, ale przypominam, że kiedyś się Dariusz zdenerwuje. Może to on opisze, że never walked alone?

A w ogóle „Mielcar” najciekawiej pisze, resztę kończę na pierwszym akapicie. Musieliście sporo wagarować. A czytać chyba tylko program telewizyjny.

* * *

Usłyszałem, iż najlepsza w Europie, gdy chodzi o wyniki, jest Roma. I z szacunkiem, zwłaszcza dla Tottiego, nie mogę się doczekać występów Skorupskiego. Bo siedzenie na ławce zamiast stania w bramce, to lipa. On wynajęty do podawania piłek jest?

Kiedyś zresztą brało się surowiaka na podwórko i mówiło: chodź, to ci postrzelam!

Reklama

Boję się, żeby Łukasz nie został takim surowiakiem i tym się nie zadowolił.

Ale kto mnie tu poważnie traktuje? Tylko cenzura (copyright Jan Pietrzak).

*

Mamy 69. miejsce w świecie, nie najgorsze, zwłaszcza że nie produkujemy własnych aut, telewizorów, radia, armat, statków, silników i dopiszcie tutaj co chcecie. W tym 69 jest jednak coś bardziej optymistycznego.

Dla każdego coś miłego!

*

Kolegę poproszono, by znalazł robotę w Stanach Zahorskiemu – pamiętacie jeszcze? To takie okrycie Leo, podobnie jak nasz Cannavaro, czyli Pazdan… Kolo się zapalił, ale tu nagle Tomek wyznał, że ma menedżera Szustera, i że jest dobry… Zapytał zatem o zdanie…

Poradziłem, że jak Szuster taki dobry, to niech tego klubu poszuka Zahorskiemu sam.

To już jest plaga uwieszania się na cudzych kontaktach i klasyczna akcja jak z filmu – bierz forsę i w nogi!

* * *

Przeczytałem parę rozdziałów książki Redknappa, no i tam smutny kawałek o Bobbym Moorze, którego wyproszono z loży, bo nie miał biletu. kapitana jedynej w dziejach Anglii ekipy mistrzów świata. nawet ja, dzieciak, uczyłem się z jego książki jak grać – rzecz jasna i to mi się nie udało. Ale nie zapomnę, że to przez jego błąd Polska z nimi wygrała, a Gmoch, szpieg z banku informacji, zrobił naprawdę godną trenerską i życiową karierę (ale według „Mielcara” powinien on też być skreślony, bo nie był nieskazitelny…).

Kiedyś – tak mieszając wątki – i ja chciałem wyszpiegować coś od Jacka. I zapytałem, czemu przez sto lat wygląda tak samo?

A on, że jest w Grecji taka aktorka, która od stu lat jest młoda i piękna. I on ją spytał, grzecznie, jaka jest jej metoda. Ona odparła, że jedzenie jednego gatunku owoców. I on spróbował.

Wiem co to za owoce, ale jakby nagle wszystkie kobiety odmłodniały, to bym nie mógł skupić się na pracy!

* * *

Vrdoljak cieszy się, że nie gra w kadrze, bo w tych przerwach reprezentacji Chorwacji ma czas na odpoczynek.

A od czego? Od tych gierek półtorej godziny dziennie przez całe życie? Od leczenia kontuzji i od przerw za kartki?

Ja myślałem zawsze, że piłkarz niepowołany nigdzie, to w tych przerwach zapierdala dwa razy więcej, żeby go w końcu powołać! Ale nie Jezus. On, musi odpoczywać.

Komórki, te szare, na pewno odpoczywają razem z nim.

* * *

Ktoś mnie zapytał, za co ja tak lubię Boruca. Czy pamiętam jakiś jego mecz w kadrze bez straconego gola?

No, kurde, nie pamiętam.

* * *

Dużo w prasie o Nawałce, ale nic ciekawego. Znam go od lat, nawet z tych opisów, których w książce oszczędził Iwan. Ale gość OK, pamiętam jak reprezentował kiedyś Polskę na Festiwalu Młodzieży na Kubie, jako – nie gniewaj się – najbardziej uzdolniony i dobrze się prezentujący młody Polak. Potem różne miał zakręty, startował w wyborach, prowadził aptekę, ale szczęśliwie wrócił do tego, na czym zna się najbardziej – do logistyki.

Będę mu kibicował. Ł»eby zarobił wreszcie parę groszy. Bo przecież na wyniki wpływ mieć będzie minimalny. Jak moje oddychanie na ogrzanie atmosfery wszechświata.

* * *

Jakoś po czasie doszła do mnie wiadomość o śmierci Adama Molaka. Dziennikarza, któremu nie brakowało tego, czego nie widzieli współcześni – tak zwanego biglu. Codziennie wysmarowywał kolumnę w Expressie Wieczornym, ciekawą, żywą. No i teraz opowieść, niech się w Niebie uśmiechnie. Jesteśmy kiedyś na meczu kadry. Adam śpi w jednym łóżku z Jackiem Kmiecikiem (oszczędności redakcji, jak dzisiaj). No i w pewnym momencie zdaje mu się, iż leży w łożu z własną małżonką. No i dawaj Jacka smyrać po klacie owłosionej, po jajach, i mruczy „Pójdź tu Misiaczku…”).

Jacek dał mu w łeb, żeby zasnął. A rano przy śniadaniu ze śmiechem historię tę opowiedział.

No i za czas jakiś, konferencja na Legii. Jakiś wódz przemawia. i mówi: – Witam panów! Bo pań jakoś nie widzę!

A na to ktoś z dziennikarskich ław: – Jak to nie widzę? Jest przecież Misiaczek!

Jacek z Adamem śmiali się najgłośniej.

Najnowsze

Komentarze

12 komentarzy

Loading...