Wykluczenie na pięć kolejek to nie przelewki. Co trzeba zrobić, by zapracować na taką karę? Połamać rywala w stylu, w jakim Witsel połamał Marcina Wasilewskiego? Napluć przeciwnikowi w twarz? Zwyzywać arbitrowi matkę? Giovanni Liberti usłyszał taki wyrok po domniemanym… sikaniu w kierunku trybuny gości.
Wszystko zdarzyło się w Serie D (grupa H), podczas meczu Turris – Sarnese.
Wydział dyscypliny uznał, że środkowy pomocnik gospodarzy miał na celu obrażenie kibiców gości. Miał być to gest (?) wulgarny i prowokujący.
Prezydent Turris, Antonio Colantonio, wściekł się jednak nie na żarty.
„Nasz zawodnik absolutnie nie zrobił tego, o co jest posądzany. Liberti przygotowując się do wejścia na boisku poprawiał koszulkę, która według regulaminu ma być włożona w spodenki, a przy tym pił wodę. Cały wyrok oparty jest o zeznania sędziego bocznego, który był po drugiej stronie boiska.”
Co ciekawe, nawet zespół gości nie złożył żadnego oskarżenia wobec klubu, w żaden sposób nie potwierdził wersji arbitra, a mimo to kara została wlepiona. Turris będzie oczywiście apelował.
„To kolejna niesprawiedliwa decyzja wobec naszego klubu” stwierdził Colantonio, którego drużynie odebrano w tym sezonie przy zielonym stoliku już sześć punktów. Ligi na południu Italii najwyraźniej też mają swoich leśnych dziadków.