Reklama

Nieoczekiwana zmiana – hit przeniesiony z Warszawy do Lubina

redakcja

Autor:redakcja

15 października 2017, 10:34 • 4 min czytania 13 komentarzy

Przed sezonem taki rozkład jazdy byłby sporym ułatwieniem przy planowaniu popołudnia. Po niedzielnym obiedzie można by ruszyć nieśpiesznym krokiem na spacer, wszak dopiero o 18 obecność przed telewizorem byłaby obowiązkiem każdego fana rodzimej Bundesligi. Wcześniejszy mecz, spotkanie dziewiątej drużyny poprzedniego sezonu z beniaminkiem, byłby pozycją tylko dla chętnych i ambitnych, w przeciwieństwie do starcia mistrza z ekipą, która również do końca miała szanse na tytuł. Jedenaście kolejek wystarczyło, by wszystko stanęło na głowie i zatańczyło breakdance’a.

Nieoczekiwana zmiana – hit przeniesiony z Warszawy do Lubina

Czyli witamy w ekstraklasie, rozsiądźcie się wygodnie i rozkoszujcie klimatem. Tym bardziej, że spotkanie Zagłębia Lubin z Górnikiem Zabrze naprawdę urosło do rangi wydarzenia. Kto przegapi, ten trąba.

Górnik gra o powrót na fotel lidera, w piątek podsiadł go Lech, któremu remis w Białymstoku pozwolił zrównać się punktami z zabrzanami. A Miedziowi w przypadku wygranej mogą doskoczyć do tej dwójki. Droga obu ekip do tego miejsca była w gruncie rzeczy bardzo podobna – wiodła przez I ligę, a naznaczona była wieloma zmianami, w dużej mierze personalnymi, ale nie tylko. Zagłębie, które przebyło ją wcześniej, było już rewelacją ligi, teraz to po prostu solidna marka. Górnik jest na etapie zachwycania nas swoim pomysłem na drużynę i grę.

To w dużej mierze starcie trenerów, których obdarzono zaufaniem. Ani Piotr Stokowiec, ani Marcin Brosz nie muszą wyciągać z szafy walizki i przymierzać się do pakowania, gdy ich drużyny wpadają w dołki. Pierwszy swoją robotę wykonuje od maja 2014 roku i dobrze znamy prezesów, którzy zwolniliby go choćby w zeszłym sezonie, który lubinianie kończyli pod kreską. Prowadzący drużynę od czerwca poprzedniego roku Brosz to w naszych realiach również czołówka, gdy popatrzymy na staż w drużynie, a i w tym przypadku znaleźlibyśmy momenty, w których działaczom mogły puścić nerwy – choćby sam początek poprzedniego sezonu, gdy niemal ekstraklasowy skład uciułał 4 punkty w 6 meczach na zapleczu ligi.

Mówcie co chcecie, ale jak dla nas po prostu widać efekty zdrowego podejścia.

Reklama

Kolejna sprawa to odpowiednie proporcje na boisku, oglądanie takiego meczu nie wiąże się z rozmyślaniem nad tym, skąd pochodzi i co robi w naszej lidze ten czy tamten. Wiele wskazuje na to, że w wyjściowym składzie Zagłębia zobaczymy dwóch obcokrajowców, a Górnik odpowie tym samym. W tym bardzo wąskim gronie (bo na przykład mecz Jagi z Lechem rozpoczęło w pierwszym składzie 15 obcokrajowców) jest miejsce dla absolutnej ligowej gwiazdy, czyli Igora Angulo, do tego dla Guldana i Suareza, którzy poziomu nie zaniżają oraz Polacka, który robi to rzadko. W zdecydowanie większości show tworzyć będą Polacy, w dodatku tacy, którzy nie mają więcej niż 25 lat (pewnie 13-14 zawodników). To trzeba podkreślać na każdym kroku.

Oczywiście nie chodzi jednak o samo pochodzenie czy wiek. Ci goście po prostu potrafią grać w piłkę. Pierwsi całkiem efektownie wypadają w systemie 3-5-2, nawet bez Filipa Starzyńskiego, czyli szefa drugiej linii, potrafią kompletnie zdominować przeciwnika jak choćby niedawno Cracovię w Pucharze Polski. Świerczok czy nawet Pawłowski na nowo przekonują nas, że do silnych lig nie wyjechali kiedyś przez przypadek a ze względu na potencjał, Czerwiński to jedno z ligowych odkryć – takich komplementów mogłoby być więcej, ale wolimy poczekać z lukrowaniem do zakończenia meczu. Górnik? W tym żelaznym zestawieniu Marcina Brosza w zasadzie ciężko znaleźć słabe ogniwo. Jest choćby najlepszy strzelec ligi, najlepszy asystent, jest gość, którego dostrzegł Nawałka i kolejni, których do reprezentacji zaprasza Czesław Michniewicz.

Nierzadko było nam głupio, bo piłkarze nie potrafili udowodnić na boisku, że zasłużyli na takie laurki. Jeśli tak będzie i tym razem, zwątpimy we wszystko.

No a jak tu podejść do drugiego meczu? Legia kontra Lechia na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej. To już nie gratka, bo mierzy się ósma przed startem tej kolejki drużyna tabeli z dopiero dwunastą i miejsca te nie są wynikiem jakiejś wielkiej niesprawiedliwości. To po prostu odzwierciedlenie postawy obu drużyn w pierwszej fazie sezonu.

O ile w przypadku wcześniejszej pary mówiliśmy o stabilizacji na stołkach trenerskich, o tyle tutaj mamy dwa osobliwe eksperymenty, które od niedawna wdrażają władze w Warszawie i Gdańsku. Ujmijmy to tak, to będzie bardziej starcie doktorów niż trenerów, bo zarówno Romeo Jozak, jak i Adam Owen mają takie tytuły, a prowadzenia zespołów dopiero się uczą.

Na razie bardziej bolesne lekcje dostaje szkoleniowiec Legii. To znaczy jeśli chcemy być całkowicie precyzyjni, to najboleśniejsze były one dla jego piłkarzy, no ale Jozak też ma tyle zmartwień, że raczej w jego życiu prywatnym jest znacznie mniej luzu niż na fotkach z Instagrama Hildeberto. Jak zebrać drużynę do kupy po porażce z Jagiellonią i klęsce z Lechem? W jaki sposób zminimalizować przykre konsekwencje bitwy pod autokarem? Czy w ogóle można po czymś takim odzyskać drużynę?

Reklama

Czyli tak – po Legii nie spodziewamy się dziś wiele, ale obejrzymy ją z zaciekawieniem. Choćby po to, by zobaczyć jak spadające liście podziałały na piłkarzy. Lechia pierwszy mecz pod wodzą nowego trenera wygrała, też warto przyjrzeć się i sprawdzić, czy idą lepsze czasy.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

13 komentarzy

Loading...